Ponad 1 100 000 istnień ludzkich – tyle dzieci zabito w łonach matek tylko od 1 stycznia tego roku. Nim minie 5 minut życie straci kolejnych 420 dzieci. Ich krzyk woła do mnie i do ciebie.
Na portalu Worldometer, który prezentuje różnego rodzaju statystyki „up to now”, czyli od 1 stycznia każdego roku do chwili obecnej, bije przerażający licznik. Straszna liczba powiększa się o jeden szybciej niż co sekundę. Dane wyświetlane w Worldometer opierają się na najnowszych statystykach z wykonywania aborcji, publikowanych przez WHO. Organizacja szacuje, że każdego roku przeprowadza się między 40 a 50 milionów aborcji, co oznacza, że każdego dnia ginie około 125 tys. dzieci. Tylko w Stanach Zjednoczonych zabija się codziennie ponad 3 tys. dzieci. 22 procent ciąż kończy się w tym kraju aborcją.
Tylko w roku 2021 na całym świecie aborcja została wykonana 42 640 209 razy. Liczba ta jest mocno niedoszacowana. Nie mieszczą się w niej dzieci zabite środkami wczesnoporonnymi ani dzieci zmarłe w wyniku aborcji farmakologicznej, tak szeroko promowanej w dobie pandemii kornawirusa. Liczba ta nie uwzględnia też aborcji nielegalnych, odbywających się po cichu w szemranych gabinetach.
Jednak nawet gdybyśmy uznali, że 42 640 209 aborcji to liczba całkowita, to drastycznie wyróżnia się ona na tle wszystkich innych przyczyn zgonów. Aborcja jest najczęstszą przyczyną śmierci w porównaniu z wszystkimi innymi przyczynami zgonów, w tym także z powodu raka, HIV/AIDS, wypadków drogowych i samobójstw.
W zeszłym roku na raka zmarło 8,7 mln ludzi, 5 mln straciło życie z powodu palenia tytoniu, 13 mln z powodu różnych chorób, a 1,7 miliona zmarło na HIV/AIDS. Aborcja pochłonęła znacznie więcej ofiar niż koronawirus. Jeśli wiemy, że w minionym roku na całym świecie zmarło prawie 59 mln osób – a w liczbie tej zawierają się wszystkie przyczyny śmierci z wyjątkiem aborcji, bo przecież, jak sądzą niektórzy, „płód to nie człowiek” – łatwo możemy wyliczyć, że w wymiarze globalnym aborcje stanowiły 42% wszystkich zgonów.
Trudno jednak spodziewać się bardziej optymistycznych statystyk, skoro największe światowe potęgi mają dziecko nienarodzone za nic. Oficjalna polityka Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej, Rosji czy Chin ma na kwestię aborcji pomysł zupełnie inny niż organizacje pro-life. Także kultura masowa nie sprzyja afirmacji życia. Coraz żywsze są trendy depopulacyjne, a troszczącym się o Ziemię, naszą wspólną planetę, coraz częściej przyświeca myśl, że największym zagrożeniem dla człowieka jest… człowiek.
Czy pamiętacie jeszcze państwo te smutna liczby, które obficie podawałam na początku? Czy pamiętacie, że ponad 42 miliony dzieci zginęły w wyniku tak zwanej aborcji i że, naokoło mówiąc, terminacja ciąży stanowiła 42% przyczyn wszystkich zgonów, choć dla największych tego świata ci najmniejsi i bezbronni byli tak bardzo niewartościowi, że nie uwzględniono ich w głównej statystyce? Trudno to spamiętać. Kiedy zastanawiam się nad tą sprawą, przypomina mi się stara maksyma mówiąca, że śmierć milionów to statystyka, a jedynie śmierć pojedynczego człowieka jest tragedią. Uświadommy więc sobie, że ta wielka tragedia, jaką jest śmierć niewinnego dziecka, wydarzyła się ponad 42 miliony razy. Że czasem była to śmierć zadana z cynicznych powodów, ale pewnie wielokrotnie częściej pogłębiła inne traumy, z którymi borykała się kobieta-matka.
Badania amerykańskie: kobiety, które były wykorzystywane seksualnie w dzieciństwie o 50 proc. częściej dokonywały aborcji. Badania niemieckie: 40% kobiet decydujących się na aborcję wybrała ją, bo nie miała wsparcia odpowiedzialnego, mądrego męża, partnera. Badania kanadyjskie: kobiety decydujące się na aborcję o wiele częściej były ofiarami przemocy psychicznej, fizycznej, seksualnej i ekonomicznej ze strony partnera.
Kiedy więc analizuję aborcyjne statystyki, zadaję sobie pytanie, czy pomogłam innym mamom, innym rodzicom pokochać ich dziecko. Co zrobiłam, kiedy w ich oczach widziałam strach? Czy byłam oparciem dla swojej koleżanki, znajomej z pracy, sąsiadki, która została matką, choć tego nie planowała? Czy byłam życzliwa dla rodzin wielodzietnych? Czy zaoferowałam choćby najmniejsze wsparcie organizacyjne lub finansowe rodzicom, którzy wychowują dziecko z niepełnosprawnością, bo nawet ta najmniejsza pomoc jest lepsza od największego współczucia? Deklaracja: „nigdy nie zdecydowałabym się na aborcję” to za mało. Naszym zadaniem jest pomóc wszystkim rodzicom w przyjęciu ich dziecka takim, jakie jest. Nawet jeśli z ludzkiego punktu widzenia wydaje nam się, że poczęło się nie w porę.
MG‑N