18 edycji, ponad 26 tysięcy prac, uratowane dziecko
Cel | Konkurs Pomóż ocalić życie bezbronnemu zachęca młodzież do refleksji nad wartością życia i godnością człowieka. Rodzicom i wychowawcom daje konkretną informację o tym, co młode pokolenie myśli na tematy pro-life i jakich argumentów używa w swoich dyskusjach.
Konkurs, który uratował dziecko | Nastolatki z Żelechowa nakręciły film konkursowy pt. Wzór. Jego bohaterami są skłóceni małżonkowie. Mąż jest żołnierzem i wyjeżdża na misję pokojową, zanim zdąży się dowiedzieć, ze jego żona jest w ciąży. Kilka tygodni później kobieta odkrywa, ze choruje na białaczkę i musi wybierać, która walka będzie priorytetowa – o nią czy o dziecko. Po tym jak film nastolatków trafił do internetu, odezwała się do nich pewna mama z Białegostoku. Powiedziała, ze dzięki niemu nie zdecydowała się na aborcje.
Tematyka | Wszystkie aktualne zagadnienia bioetyczne jak antykoncepcja, aborcja, „in vitro” czy eutanazja. Pro-life to także miłość, rodzina, adopcja.
Formy | Ołówek, pastele, akwarele, farby olejne, wydzieranki, wyklejanki, prace przestrzenne, strony internetowe, prezentacje multimedialne, filmy, teksty piosenek, teledyski, gry komputerowe… Wszystko pro-life!
Patron – bł. ks. Jerzy Popiełuszko | Nazywany „obrońcą kołyski”. Mówił, że „Zadaniem Kościoła jest nie tylko teoretyczne głoszenie świętości życia, prawa do życia nienarodzonych, lecz także praktyczna obrona tego prawa”. Pomagał finansowo i organizacyjnie samotnym matkom i młodym dziewczynom w ciąży. Przygotowywał paczki żywnościowe i wyprawki niemowlęce, rozdawał lekarstwa. Był duszpasterzem służby zdrowia.
Terminy | Na prace konkursowe czekamy do 10 lutego 2023 r. Laureatów i osoby wyróżnione zaprosimy na uroczystą galę, gdzie pod koniec marca ogłosimy zwycięzców i wręczymy nagrody. Zwycięzcy zaprezentują swoje prace, spotkają się z artystami i poznają z innymi młodymi obrońcami życia człowieka.
TRZY GRUPY WIEKOWE:
SZKOŁA PODSTAWOWA KL. 4–6
SZKOŁA PODSTAWOWA KL. 7–8
SZKOŁA PONADPODSTAWOWA
TRZY KATEGORIE ARTYSTYCZNE:
LITERACKA:
wiersz, opowiadanie, nowela, reportaż, gazetka szkolna…
PLASTYCZNA:
plakat, grafika, malarstwo,
montaż, gablota szkolna
i parafialna…
MULTIMEDIALNA:
strona internetowa, film, program radiowy, program multimedialny…
DLA UCZNIÓW SZKÓŁ PODSTAWOWYCH NAGRODY RZECZOWE:
SPRZĘT ELEKTRONICZNY, GRY PLANSZOWE, KSIĄŻKI
DLA UCZNIÓW SZKÓŁ PONADPODSTAWOWYCH NAGRODY PIENIĘŻNE:
I MIEJSCE – 2000 ZŁ, II MIEJSCE – 1500 ZŁ, III MIEJSCE – 1000 ZŁ
W KAŻDEJ KATEGORII
Regulamin XIX edycji Ogólnopolskiego Konkursu dla Młodzieży
o Nagrodę im. bł. ks. Jerzego Popiełuszki
„Pomóż ocalić życie bezbronnemu”
§ 1. Cele konkursu
- Rozwijanie wśród młodzieży wrażliwości na wartość życia człowieka poprzez promowanie tematyki pro-life.
- Zachęcanie młodzieży do twórczego myślenia i ujawniania swoich talentów plastycznych, dziennikarskich, literackich, filmowych.
- Kształtowanie wśród młodzieży wyobraźni i umiejętności prezentowania otaczającego świata.
§ 2. Organizator konkursu
- Organizatorem Konkursu jest Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka z siedzibą w Krakowie, zwane dalej Organizatorem.
- Adres Organizatora: ul. Krowoderska 24/6, 31–142 Kraków.
- Do spraw związanych z Konkursem Organizator udostępnia numer telefonu 12 421 08 43 (biuro Organizatora) oraz adres e‑mail: konkurs@pro-life.pl.
- Organizator zastrzega sobie prawo do zmiany treści Regulaminu i rozstrzygania spraw niezawartych w Regulaminie. Ewentualne zmiany będą publikowane pod adresem internetowym: konkurs.pro-life.pl
§ 3. Autor pracy/Uczestnik konkursu
- Autorem pracy/Uczestnikiem konkursu jest osoba spełniająca kryteria wiekowe (dla poszczególnych kategorii), która zgłosiła i nadesłała pracę konkursową będącą wynikiem jej samodzielnej (lub zbiorowej w przypadku prac zbiorowych) pracy twórczej.
§ 4. Opiekun pracy
- Opiekunem pracy może być nauczyciel, katecheta, wychowawca lub, w szczególnych przypadkach, inna osoba pełnoletnia (np. rodzic) sprawująca opiekę nad Uczestnikiem konkursu w trakcie tworzenia pracy i zbierania do niej wiadomości, materiałów.
§ 5. Opiekun prawny
- Opiekunem prawnym jest osoba, która sprawuje opiekę i ochronę nad interesami osobistymi oraz majątkowymi dziecka; jest jego przedstawicielem ustawowym (podejmuje czynności prawne w jego imieniu).
§ 6. Założenia organizacyjne
- Konkurs przeznaczony jest dla młodzieży z całej Polski i zostanie rozstrzygnięty w trzech przedziałach wiekowych:
- uczniowie klas IV – VI szkół podstawowych,
- uczniowie klas VII – VIII szkół podstawowych,
- uczniowie szkół ponadpodstawowych z wyłączeniem szkół policealnych.
- Konkurs zostanie rozstrzygnięty w trzech kategoriach: literackiej, plastycznej i multimedialnej w każdym z trzech wymienionych przedziałów wiekowych. Każda praca może być przypisana tylko i wyłącznie do jednej z powyższych kategorii.
- Aby wziąć udział w konkursie, należy wypełnić formularz on-line na stronie internetowej Organizatora Konkursu: konkurs.pro-life.pl. Po kliknięciu przycisku „Wyślij zgłoszenie na konkurs”, Uczestnik Konkursu (Autor Pracy) otrzyma na podany w formularzu adres e‑mail plik PDF z wypełnionym formularzem zgłoszenia. Otrzymany plik PDF (formularz zgłoszenia) należy wydrukować, a po podpisaniu przez Uczestnika Konkursu, Rodzica lub Opiekuna Prawnego (w przypadku osób niepełnoletnich) oraz Opiekuna Pracy, należy przesłać pocztą tradycyjną lub przesyłką kurierską na adres Organizatora. Dotyczy to także prac wysyłanych elektronicznie. W przypadku prac wysyłanych fizycznie, formularz zgłoszeniowy należy przesłać w przesyłce razem z pracą. Brak prawidłowo wypełnionego formularza uniemożliwi Organizatorowi zakwalifikowanie pracy do oceny oraz wysyłanie dyplomu.
- Uczestnicy Konkursu, którzy chcieliby, aby ich udział w Konkursie był punktowany jako osiągnięcie w postępowaniu rekrutacyjnym do szkół średnich, powinni zgłosić pracę za pośrednictwem szkolnego opiekuna konkursu. Lista wojewódzkich kuratoriów oświaty, które uwzględniają udział w Konkursie „Pomóż ocalić życie bezbronnemu” przy rekrutacji do szkół średnich jest opublikowana na stronie Organizatora Konkursu: konkurs.pro-life.pl. Ze szczegółowymi zasadami punktacji należy zapoznać się na stronie internetowej danego kuratorium.
- Prace literackie i multimedialne o objętości do 512 MB przyjmowane są wyłącznie on-line za pośrednictwem formularza na stronie internetowej konkursu: konkurs.pro-life.pl w formie elektronicznej, w formatach: pdf, ppt, pptx, pps, ppsx, odp, jpg, gif, tif, mpg, mp4, mov, mp3, wav (prace mogą być skompresowane w formie zip lub rar). W przypadku plików o większej objętość niż 512 MB, np. dłuższych filmów, należy zapisać je na płycie DVD lub pendrivie, a następnie przesłać pocztą lub przesyłką kurierską na adres Organizatora wraz z wypełnionym i podpisanym formularzem zgłoszenia otrzymanym na podany przy rejestracji adres e‑mail.
- Prace z kategorii literackiej muszą spełniać następujące kryteria:
- przykładowa forma pracy: wiersz, opowiadanie, nowela, reportaż i inne gatunki literackie i dziennikarskie
- prace literackie należy przesyłać do Organizatora wyłącznie on-line w formie elektronicznej, za pośrednictwem formularza na stronie internetowej konkursu: konkurs.pro-life.pl, w postaci pliku o objętości do 512 MB w formacie pdf (plik może byś skompresowany do formatu zip lub rar);
- praca musi być podpisana imieniem i nazwiskiem Autora Pracy oraz tytułem pracy wewnątrz pliku (lewy górny róg pierwszej strony pracy);
- wydrukowany formularz zgłoszenia po podpisaniu przez Uczestnika Konkursu, Rodzica lub Opiekuna Prawnego (w przypadku osób niepełnoletnich) oraz Opiekuna Pracy, należy przesłać pocztą tradycyjną lub przesyłką kurierską na adres Organizatora.
- Prace z kategorii plastycznej muszą spełniać następujące kryteria:
- przykładowa forma pracy: plakat, grafika, obraz, fotografia, kolaż, rzeźba, gablota szkolna czy parafialna,
- technika prac dowolna,
- dopuszczalny maksymalny format prac – A0,
- prace plastyczne należy przesyłać na adres Organizatora Konkursu wyłącznie w postaci fizycznej pocztą tradycyjną lub przesyłką kurierską (Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka, ul. Krowoderska 24/6, 31–142 Kraków) z dopiskiem „Konkurs”,
- wydrukowany formularz zgłoszenia ze strony internetowej konkursu: konkurs.pro-life.pl po podpisaniu przez Uczestnika Konkursu, Rodzica lub Opiekuna Prawnego (w przypadku osób niepełnoletnich) oraz Opiekuna Pracy, należy przesłać pocztą tradycyjną lub przesyłką kurierską na adres Organizatora wraz z pracą.
- Prace z kategorii multimedialnej muszą spełniać następujące kryteria:
- przykładowa forma pracy: strona internetowa, film, program radiowy, komputerowy program multimedialny, prezentacja, wideoklip,
- prace multimedialne w postaci pliku o objętości do 512 MB należy przesyłać do Organizatora on-line w formie elektronicznej, za pośrednictwem formularza na stronie internetowej konkursu: konkurs.pro-life.pl. Dopuszczalny format plików to: pdf, ppt, pptx, pps, ppsx, odp, jpg, gif, tif, mpg, mp4, mov, mp3 lub wav (prace mogą być skompresowane w formie zip lub rar). W przypadku plików o większej objętość niż 512 MB, np. dłuższych filmów, należy przesłać je pocztą na płycie DVD lub pendrivie wraz z wypełnionym formularzem zgłoszenia, którego drugą stronę wraz z imieniem i nazwiskiem Autora Pracy oraz tytułem pracy należy wyciąć i dołączyć do przesyłki z nośnikiem,
- praca musi być podpisana imieniem i nazwiskiem Autora Pracy oraz Tytułem Pracy w sposób jednoznacznie umożliwiającym jej identyfikację,
- wydrukowany formularz zgłoszenia po podpisaniu przez Uczestnika Konkursu, Rodzica lub Opiekuna Prawnego (w przypadku osób niepełnoletnich) oraz Opiekuna Pracy, należy przesłać pocztą tradycyjną lub przesyłką kurierską na adres Organizatora. Dotyczy to także prac wysyłanych elektronicznie.
- Termin nadsyłania prac przesyłanych elektronicznie lub fizycznie mija 10 lutego 2023 Brana jest pod uwagę data nadania przesyłki. Prace nadesłane po wskazanym terminie nie będą poddane ocenie konkursowej.
- Każdy Uczestnik Konkursu może przesłać na wszystkie trzy kategorie w swoim przedziale wiekowym dowolną liczbę prac z zastrzeżeniem, że w każdej kategorii może otrzymać tylko jedną nagrodę.
- Do każdej pracy należy wygenerować i przesłać osobny formularz zgłoszeniowy.
- Organizator dopuszcza do konkursu wyłącznie prace zawierające poprawnie wypełniony on-line formularz zgłoszeniowy oraz jego wydruk ze wszystkimi wymaganymi podpisami przesłany na adres Organizatora.
- W przypadku prac zbiorowych, każdy Współautor jest zobowiązany do dołączenia do pracy osobnego formularza zgłoszeniowego.
- W przypadku prac zbiorowych wszyscy autorzy powinni należeć do tej samej kategorii wiekowej. W innych przypadkach, gdy praca ma wielu autorów, którzy należą do różnych kategorii wiekowych, zgłoszona praca przypisywana jest do kategorii wiekowej najstarszego uczestnika.
- W Konkursie mogą także brać udział prace już publikowane, lecz nie wcześniej niż przed 1 września 2021 roku.
§ 7. Laureaci i Wyróżnieni
- Laureatem konkursu jest osoba, która decyzją Komisji konkursowej zajęła pierwsze, drugie bądź trzecie miejsce w jednej z kategorii, w odpowiednim przedziale wiekowym.
- Wyróżnionym w konkursie jest osoba, która decyzją Komisji konkursowej otrzymała wyróżnienie w jednej z kategorii, w odpowiednim przedziale wiekowym.
§ 8. Ocena prac konkursowych
- O wyłonieniu zwycięzców Konkursu decyduje powołana w tym celu Komisja Konkursowa.
- Komisję powołuje Organizator.
- Kryteria oceny ustalone zostają w następujący sposób:
- pozytywne podejście do tematu obrony życia człowieka,
- jakość wykonania,
- oryginalność,
- stopień trudności wykonania adekwatny do wieku autora,
- kompozycja,
- walory artystyczne.
- Komisja oceniać będzie wyłącznie prace odnoszące się wyłącznie do ochrony życia człowieka.
- Nadsyłane prace powinny mieć pozytywny przekaz i nie powinny zawierać żadnych drastycznych zdjęć, obrazów ani opisów. Prace zawierające drastyczne zdjęcia, obrazy czy opisy będą odrzucane przez Komisję Konkursową.
- Decyzje Komisji Konkursowej są ostateczne.
- Komisja nie będzie oceniać prac niespełniających wszystkich warunków zawartych w regulaminie np. niezawierających poprawnie wypełnionego i podpisanego formularza zgłoszeniowego.
§ 9. Ogłoszenie wyników konkursu
- Alfabetyczna lista laureatów i wyróżnionych w konkursie zostanie opublikowana na stronie internetowej Organizatora konkurs.pro-life.pl i na fanpage’u Organizatora na Facebooku 28 lutego 2023 r.
- Ogłoszenie wyników Konkursu wraz z prezentacją prac i uroczyste rozdanie nagród nastąpi podczas Gali Finałowej Konkursu, która odbędzie się 18 marca 2023 r. na Jasnej Górze. W szczególnych przypadkach miejsce i termin Gali Finałowej mogę ulec zmianie. O ewentualnej zmianie Organizator poinformuje na stronie internetowej www.pro-life.pl oraz na swoim fanpage’u na Facebooku.
- Laureaci mają obowiązek poinformować Organizatora o swoim udziale w gali wręczania nagród telefonicznie: 12 421–08-43 lub e‑mailem: biuro@pro-life.pl z tygodniowym wyprzedzeniem.
§ 10. Nagrody główne i dodatkowe
- Organizator przyzna pierwsze, drugie i trzecie miejsce w każdej z trzech kategorii w każdym z trzech przedziałów wiekowych, chyba że nie będzie podstaw do przyznania któregoś z miejsc.
- Organizator ma prawo przyznać dowolną liczbę wyróżnień.
- W przypadku zgłaszania prac posiadających więcej niż jednego Autora (Prace zbiorowe) należy zaznaczyć w Formularzu konkursowym osobę, która w razie przyznania nagrody bądź wyróżnienia otrzyma nagrodę/wyróżnienie. Pozostali współautorzy otrzymają dyplomy.
- Za zajęcie I, II, III miejsca w każdej z kategorii dla uczniów szkół podstawowych przewidziano nagrody rzeczowe m.in. sprzęt elektroniczny, gry planszowe i książki. Za zajęcie miejsc I, II i III w każdej z kategorii dla uczniów szkół ponadpodstawowych przewidziano nagrody pieniężne: miejsce I – 2000 zł, miejsce II – 1500 zł i miejsce III – 1000 zł. Ponadto laureaci otrzymają dyplomy.
- Dodatkowymi wyróżnieniami dla autorów najciekawszych prac będą publikacje w wydawnictwach pro-life.
- Do 30 maja 2023 r. Opiekunowie prac otrzymają listownie podziękowanie.
§ 11. Postanowienia końcowe
- Biorąc udział w Konkursie, Uczestnik Konkursu akceptuje jego Regulamin.
- Regulamin Konkursu jest dostępny na stronie internetowej konkurs.pro-life.pl i w siedzibie Organizatora.
- Uczestnik Konkursu akceptując Regulamin, oświadcza, że praca konkursowa jest wynikiem jego samodzielnej pracy twórczej i przysługują mu do niej wszelkie autorskie prawa osobiste i majątkowe i nie są one w żaden sposób ograniczone lub obciążone prawami osób trzecich. Za wszelkie roszczenia osób trzecich, które wynikają z tytułu naruszenia ich praw, odpowiada Uczestnik Konkursu lub jego Rodzic/Opiekun Prawny.
- W przypadku uzasadnionego wykorzystania w pracy przez Uczestnika Konkursu treści (tekstów, utworów muzycznych lub ich fragmentów, zdjęć, obrazów itd.) nie będących jego autorstwa, należy podać autora i źródło pochodzenia wykorzystanych treści.
- Uczestnik Konkursu wyraża zgodę na bezpłatną publikację swojej pracy w publikacjach informacyjnych i edukacyjnych wydawanych przez Organizatora (drukiem, na nośnikach cyfrowych oraz w internecie) oraz wyświetlanie jej i emisję telewizyjną. W przypadku chęci wykorzystania prac przez inne organizacje i media (np. sponsorzy i patroni Konkursu) jest to możliwe za dodatkową zgodą Uczestnika Konkursu lub/i Rodzica/Opiekuna prawnego.
- Uczestnik Konkursu akceptując Regulamin, wyraża zgodę na przetwarzanie jego danych osobowych zawartych w formularzu zgłoszeniowym w celu przeprowadzenia Konkursu, wyłonienia zwycięzców i przyznania nagród, wydania, odbioru i rozliczania nagród oraz w celach marketingowych, promocyjnych i reklamowych Organizatora, w tym na wprowadzenie danych do bazy danych, której administratorem jest Organizator, w tym w przyszłości, przy niezmienionych celach przetwarzania.
- Opiekun Pracy wyraża zgodę na przetwarzanie jego danych osobowych zawartych w formularzu zgłoszeniowym w celu przeprowadzenia konkursu oraz w celach marketingowych, promocyjnych lub reklamowych Organizatora, w tym na wprowadzenie danych do bazy danych, której administratorem jest Organizator, w tym w przyszłości, przy niezmienionych celach przetwarzania.
- Administratorem tak zebranych danych osobowych jest Organizator Konkursu – Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka z siedzibą w Krakowie. Zgodnie z unijnym rozporządzeniem ogólnym o ochronie danych osobowych (RODO) Organizator Konkursu informuje, że gromadzi i przetwarza dane osobowe zgodnie z klauzulą informacyjną dotyczącą przetwarzania danych osobowych, której treść dostępna jest pod adresem internetowym: pro-life.pl/klauzula.
- Imię i nazwisko Uczestnika Konkursu mogą zostać podane publicznie oraz zostać opublikowane na stronie internetowej oraz na fanpage’u Organizatora na Facebooku w celu przedstawienia listy laureatów konkursu lub prezentacji prac konkursowych.
- Uczestnikom Konkursu przysługuje prawo wglądu do treści podanych danych oraz ich poprawiania. Podanie danych w formularzu zgłoszeniowym jest dobrowolne, aczkolwiek odmowa ich podania jest równoznaczna z brakiem możliwości uczestnictwa w Konkursie.
- Niepełnoletni Uczestnicy Konkursu zgłaszają swoje prace konkursowe za wiedzą i zgodą rodziców lub opiekunów prawnych, poświadczoną podpisem na formularzu zgłoszeniowym. Rodzice lub Opiekunowie prawni niepełnoletniego Uczestnika Konkursu oświadczają, że nadesłana praca konkursowa jest wynikiem jego samodzielnej pracy twórczej i przysługują mu do niej wszelkie autorskie prawa osobiste i majątkowe i nie są one w żaden sposób ograniczone lub obciążone prawami osób trzecich. Za wszelkie roszczenia osób trzecich, które wynikają z tytułu naruszenia ich praw odpowiadają rodzice lub opiekunowie prawni niepełnoletniego Uczestnika Konkursu.
- Rodzice lub opiekunowie prawni niepełnoletniego Uczestnika Konkursu wyrażają zgodę na bezpłatną publikację jego pracy w publikacjach informacyjnych i edukacyjnych wydawanych przez Organizatora (drukiem, na nośnikach cyfrowych oraz w internecie) oraz wyświetlanie jej i emisję telewizyjną. W przypadku chęci wykorzystania prac przez inne organizacje i media (np. sponsorzy i patroni Konkursu) jest to możliwe za dodatkową zgodą Uczestnika Konkursu lub/i Rodzica/Opiekuna prawnego.
- Rodzice lub Opiekunowie prawni niepełnoletniego Uczestnika Konkursu wyrażają zgodę na przetwarzanie jego danych osobowych zawartych w formularzu zgłoszeniowym w celu przeprowadzenia Konkursu, wyłaniania zwycięzców i przyznawania nagród, wydawania, odbioru i rozliczania nagród oraz w celach marketingowych, promocyjnych i reklamowych Organizatora, w tym na wprowadzenie danych do bazy danych, której administratorem jest Organizator, w tym w przyszłości, przy niezmienionych celach przetwarzania.
- Rodzice lub opiekunowie prawni niepełnoletniego Uczestnika Konkursu wyrażają zgodę na nieodpłatne wykorzystanie nadesłanej pracy w działalności statutowej Organizatora oraz wyrażają zgodę na przetwarzanie i publikację danych osobowych własnych i autora oraz na podawanie do publicznej wiadomości imienia i nazwiska autora pracy we wszelkich ogłoszeniach, zapowiedziach i informacjach o tym Konkursie i jego wynikach osobowe zgodnie z klauzulą informacyjną dotyczącą przetwarzania danych osobowych, której treść dostępna jest pod adresem internetowym: pro-life.pl/klauzula.
Kraków, 5 października 2022 r.
Do pobrania plik PDF: Regulamin konkursu
Chcesz wziąć udział w konkursie? ZAPRASZAMY!
- Przeczytaj regulamin
- Przygotuj pracę konkursową (literacką, plastyczną albo multimedialną).
- Zarejestruj pracę elektronicznie, używając formularza dostępnego poniżej
- Wydrukuj formularz będący potwierdzeniem elektronicznej rejestracji,
który otrzymasz mailem. - Podpisz formularz i poproś o podpis rodziców (w przypadku uczestników
niepełnoletnich) następnie wyślij go pocztą lub kurierem do naszego biura.
Jeśli przygotowałaś/eś pracę plastyczną, wyślij ją razem z formularzem
(prace literackie i multimedialne wgraj na serwer podczas rejestracji
elektronicznej). Ostateczny termin nadsyłania prac: 31 stycznia 2022 r. - Sprawdź, czy wygrałaś/eś! Ogłoszenie wyników na www.pro-life.pl i Facebooku 28 lutego 2022 r.
- Przyjedź do Częstochowy na Galę Finałową 19 marca 2022 r.
Kategoria plastyczna
Szkoły ponadpodstawowe
I miejsce: Magda Brzezińska, Liceum Ogólnokształcące im. M. Kopernika w Sokółce
II miejsce: Zuzanna Grabowska, IV Liceum Ogólnokształcące im. K.K. Baczyńskiego w Olkuszu
III miejsce: Klaudia Kęska, Regionalne Centrum Edukacji Zawodowej w Lubartowie
Wyróżnienie: Janina Moczulska, Zespół Szkół Centrum Kształcenia Rolniczego w Dobrocinie
Wyróżnienie: Wiktor Kozdroń, Zespół Szkół Numer 3 im. W. Lipińskiego i M. Beksińskiego w Sanoku
Wyróżnienie: Julia Woźniak, IX Liceum Ogólnokształcące im. Mikołaja Kopernika w Lublinie
I miejsce: Dominika Hacia, Zespół Szkolno-Przedszkolny w Krynicach
II miejsce: Julia Pocica, Szkoła Podstawowa w Smarżowej
III miejsce: Jan Kowalczyk, Szkoła Podstawowa Oazowa Ruchu Światło-Życie im. Ks. Franciszka Blachnickiego w Krakowie
Wyróżnienie: Helena Krężołek, Niepubliczna Szkoła Podstawowa Domowa Szkoła im. Dzieci z Fatimy w Lublinie
Wyróżnienie: Julia Mertas, Szkoła Podstawowa nr 47 w Bytomiu
Wyróżnienie: Zuzanna Górkiewicz, Katolickie Centrum Edukacji i Kultury w Śremie
Szkoły podstawowe IV-VI
I miejsce: Gabriela Pazdan, Szkoła Podstawowa im. Jana Pawła II w Zagorzycach Górnych
II miejsce: Adam Emerla, Szkoła Podstawowa nr 4 w Chełmie
III miejsce: Emilia Jabrocka, Szkoła Podstawowa w Wierchomli Wielkiej
Wyróżnienie: Dawid Uryga, Szkoła Podstawowa imieniem Jana Matejki w Kamionce Małej
Wyróżnienie: Julia Zoła, Zespól Szkól w Dębowcu
Kategoria multimedialna
Szkoły ponadpodstawowe
I miejsce: Joanna Wyrzykowska, II Liceum Ogólnokształcące z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Stefana Batorego w Warszawie
II miejsce: Justyna Piecuch, I Liceum Ogólnokształcące im. KEN w Sanoku
III miejsce: Barbara Wachowiak, Liceum Ogólnokształcące Św. Marii Magdaleny w Poznaniu
Wyróżnienie: Fabian Szerszeń, XCIX Liceum Ogólnokształcące im. Zbigniewa Herberta w Warszawie
Wyróżnienie: Piotr Turek, Zespół Szkół nr 1 w Hrubieszowie
Szkoły podstawowe VII-VIII
I miejsce: Amelia Boroń, Izabela Rodak, Edyta Sołtysiak, Katarzyna Stachura, Małgorzata Stachura, Katolicka Szkoła Podstawowa im. św. Jadwigi Królowej w Krakowie
II miejsce: Grupa teatralna „Ósemka”, uczniowie klasy 8 a, b, Zespół Szkolno Przedszkolny im. bł. Ks. Bronisława Markiewicza w Pewli Ślemieńskiej
III miejsce: Marcelina Czerpak, Patrycja Czop, Szymon Nakielski, Szkoła Podstawowa im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Przysietnicy
Wyróżnienie: Inka Malek, praca zbiorowa, Szkoła Podstawowa im. Adama Mickiewicza w Łupawie
Wyróżnienie: Aleksandra Wilczkowska, Szkoła Podstawowa nr.34 im. Adama Mickiewicza w Kielcach
Wyróżnienie: Gabriela Żeleźnik, Ogólnokształcąca Szkoła Muzyczna I i II stopnia w Gadńsku
Wyróżnienie: Paulina Kowalczyk, Wiktoria Ożóg, Judyta Pachel, Szkoła podstawowa im. Armii Krajowej w Wielkich Drogach
Szkoły podstawowe IV-VI
I Miejsce: Miłosz Borecki, Szkoła Podstawowa nr 1 im. H. Sienkiewicza w Czańcu
II Miejsce: Blanka Styrcz, Szkoła Podstawowa im. Stefana Żeromskiego w Chmielniku
III Miejsce: Andrzej Turski, Szkoła Podstawowa im. Brata Witalisa-Wojciecha Lei w Podczerwonem
Wyróżnienie: Karol Sobieszczański, Szkoła Podstawowa nr 1 w Pińczowie
Wyróżnienie: Małgorzata Góźdź, Lena Dymińska, Świetlica Środowiskowa „Wolna Strefa Posłowicka” w Kielcach
Wyróżnienie: Jagoda Staniak, Publiczna Szkoła Podstawowa im. Św. Jana Pawła II w Nowej Rokitni
Wyróżnienie: Marcin Turski, Szkoła Podstawowa im. Brata Witalisa-Wojciecha Lei w Podczerwonem
Kategoria literacka
Szkoły ponadpodstawowe
I miejsce: Jakub Miklus, Samorządowe Liceum Ogółnokształcące im. Cypriana Kamila Norwida w Stalowej Woli
II miejsce: Ewa Mazurek, V Liceum Ogólnokształcące im. Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie
III miejsce: Małgorzata Sobkiewicz, Samorządowe Liceum Ogólnokształcące im. C. K. Norwida w Stalowej Woli
Wyróżnienie: Dominik Majcher, VI Liceum Ogólnokształcące Zespołu Szkół nr. 1 im. Ambrożego Towarnickiego w Rzeszowie
Wyróżnienie: Karolina Turek, I Liceum Ogólnokształcące im. Marcina Kromera w Gorlicach
I miejsce: Jakub Miklus, Samorządowe Liceum Ogółnokształcące im. Cypriana Kamila Norwida w Stalowej Woli
Z pamiętnika Jakuba „Narodziny mojej siostry”
Pamiętam doskonale ten kwietniowy piątek, choć minęło już pięć lat. Żółte forsycje, rosnące przy naszym domu, wydzielały intensywny, nielubiany przeze mnie, zapach. Brzózka opierająca się o ścianę jak prawdziwa staruszka, wypuściła pierwsze jaskrawozielone listki, a pod nią można było ujrzeć fioletowe przylaszczki, żółciutkie żonkile i stojące sztywno w jednym rządku brunatne tulipany, chluba mojej mamy. Nasz trochę przejedzony kot, Gruby, wylegiwał się w słoneczku na tarasie, śmiesznie mrucząc z zadowolenia. Wydawałoby się, że pełnia szczęścia rozkwitła w naszym domu.
Niestety nie był to szczęśliwy dzień. Rodzice przyjechali z wizyty kontrolnej ze szpitala, bowiem z utęsknieniem czekaliśmy na nowego członka rodziny, moją siostrę Julkę. Gdy zobaczyłem łzy w oczach mamy i zmartwienie na twarzy taty, wiedziałem, że coś jest nie tak. W naszym domu, w którym zazwyczaj panowała atmosfera radości, zapadła cisza. Straszna cisza, zapowiadająca coś strasznego. Nie czułem się dobrze, bo nikt mi nic nie wyjaśnił, a ja bałem się zapytać. Próbowałem skupić się na czytaniu „Kamieni na szaniec”, ale moje myśli były daleko od akcji pod Arsenałem. Próbowałem też zasnąć, ale niestety nie zmrużyłem oka do białego rana. Rodzice cichutko rozmawiali, siedząc w salonie. Od czasu do czasu słyszałem przeraźliwy szloch mamy. Czyżby mama poroniła? Nie będę miał siostry? Lawina pytań sprawiła, że gorzko zapłakałem, słone łzy lały się strugami na poduszkę w misie. R Rano z niepokojem zszedłem do kuchni. Zastałem mamę z podkrążonymi od płaczu oczami. Chowała przede mną twarz pełną bólu. Zerkałem na nią ukradkiem i nic nie rozumiałem. Po sobotnim śniadaniu rodzice poprosili, abym usiadł, bo chcą ze mną porozmawiać. Wtedy dowiedziałem się, że moja tak długo oczekiwana siostra, jeśli w ogóle się urodzi, co podkreślił tata, ma Zespół Downa. Łza spłynęła po policzku mamy. Nigdy nie zapomnę tych słów. Tych emocji nie da się opisać słowami. Czarna rozpacz, milion myśli – bardzo różnych myśli. Po chwili jednak zrozumiałem, co do mnie mówiła mama.
- Mamuś, a dlaczego płaczesz? – zapytałem zaskoczony. – Przecież i tak będziemy ją kochali!
Tym razem mama zapłakała tak głośnio tak żałośnie, że zwątpiłem w swoje słowa.
- Nie, to niemożliwe ! Chcecie zabić moją siostrę? – krzyknąłem, nie mogąc uwierzyć w to, co czułem. –Nie zgadzam się, nie zgadzam się – rozpaczałem, nie mogąc złapać tchu.
Noc była straszna,bezsenna, upiorna… Słychać było wybuchy płaczu mamy, czuły głos taty, a ja zapadłem się w drętwą pustkę, której nikt nie był w stanie zrozumieć.
Rano nie chciałem wstawać do szkoły, ale też nikt mnie nie poganiał, nie zmuszał. Nagle weszła do pokoju mama w sukience w kolorze burgundu, uśmiechając się do mnie.
- Wiesz, kochanie, kamień spadł mi z serca – powiedziała, to płacząc, to się śmiejąc. Myśleliśmy, że będziesz zawiedziony.
- Jak mogę być zawiedziony? Przecież tak długo byłem jedynakiem i marzyłem o bracie lub siostrze. Rodzeństwo kocha się bez względu na wszystko – odrzekłem jak dorosły.
Pewnego razu przyszła do nas babcia Irenka. Była jakaś taka tajemnicza, ale też zamyślona. Przyniosła mamie wydrukowany tekst znaleziony w Internecie i powiedziała mamusi, że została wybrana, bo jest wyjątkowa. Bardzo spodobał mi się ten tekst. Pozwolę sobie go zacytować:
Tej oto matce dam niepełnosprawne dziecko – mówi Bóg.
– Anioł pyta: Dlaczego właśnie jej, o Panie? Przecież ona jest szczęśliwa.
– Dokładnie. Uśmiecha się Bóg.
– Czy mogę dać niepełnosprawne dziecko matce, która nie zna uśmiechu? To byłoby okrutne.
– Ale czy ona ma niezbędną cierpliwość? – pyta się Anioł.
– Ja nie chcę, żeby była ponad cierpliwa, ponieważ w użalaniu się nad sobą i rozpaczy utonie w morzu łez. Gdy szok i złość ustąpi, wtedy nienagannie upora się. Ta kobieta ma poczucie samodzielności i niezależności. Dziecko, które jej dam, żyje w swoim własnym świecie. Ona będzie musiała sprawić, by żyło w jej świecie, a to nie będzie łatwe.
– Ale Panie, o ile mi wiadomo ona nie wierzy w Ciebie.
– Bóg uśmiecha się. To nie ma znaczenia, wszystko będzie w porządku. Nikt nie jest doskonały. A ona ma wystarczająco dużo zdrowego egoizmu. Ona jest naprawdę doskonałą kandydatką. Ma dostatecznie dużo zdrowej miłości własnej, żeby jej się to udało.
– Anioł wzdycha – Egoizm? Czy to jest cnota?
– Bóg kiwa głową – Tak. Jeżeli ta kobieta nie potrafiłaby od czasu do czasu zająć się sobą, a nie dzieckiem, nie dałaby sobie rady. Tak, zdecydowanie to jest ta kobieta, której dam upośledzone dziecko. Ona jeszcze nie zdaje sobie sprawy, jakie ma szczęście – uśmiechnął się Bóg.
– Szczęście!? – oburzył się Anioł.
– Tak, szczęście, ponieważ ona niczego nie będzie przyjmować tak, jakby to jej się należało. I nic nigdy nie będzie dla niej banalne, zwyczajne. Gdy jej dziecko po raz pierwszy powie „MAMA”, będzie miała wrażenie, że stał się cud. Nigdy nie zaakceptuje słowa mówionego jako
rzecz oczywistą, żadnego kroku jak coś zwykłego, codziennego. To jest właśnie ta kobieta, której podaruję nie całkiem doskonałe dziecko. Ale dam jej siłę do przechodzenia ponad tym wszystkim. Nigdy nie zostawię jej samej. W każdej chwili życia będę przy niej, bardzo blisko…
Piękne słowa. Bardzo pasowały do mojej mamy, bo kto, jak nie ona, może dać tyle miłości nie całkiem zdrowemu dziecku. Starałem się podtrzymywać na duchu mamę, pomagać jej w codziennym obowiązkach. Tak prawdę powiedziawszy robiłem to wszystko, ale coś też płonęło we mnie. Bałem się, czy sobie poradzimy, jak Juleczka pojawi się w naszym domu.
Nadszedł oczekiwany dzień – 18 lipca przyszła na świat Julia. Byłem zachwycony, gdy ją zobaczyłem w szpitalu. Przyglądałem się też z uwagą, czy jest podobna do spotykanych na ulicy dzieci z Zespołem Downa. Spała spokojnie z wyciągniętymi do góry raczkami. Nie widziałem tych charakterystycznych rysów. A może to pomyłka? – pomyślałem.
Nie była to pomyłka. Niestety. Na szczęście urodziła się bez żadnej wady towarzyszącej. Po dwóch tygodniach nasza Julka była podobna do innych dzieciaków, choć nie do końca. Nie miała tak krótkich kończyn i dużego języka. Początki były trudne, a nawet bardzo trudne. Moja siostrzyczka krzyczała wniebogłosy, nie umiała jeść. Moi rodzice mieli tak dużo cierpliwości, ciepła i miłości, że obdzieliliby pewnie niejednego dzieciaka. Po dwóch tygodniach wszystko jakby się uspokoiło. Uwielbiała przytulanie, delikatne drapanie po pleckach, głaskanie miedzy małymi oczkami.
Wiedziałem, że nie będzie taka jak większość dzieci, ale na pewno będzie naszym oczkiem w głowie. Może dziwnie to zabrzmi, ale jesteśmy szczęśliwi. Nie patrzymy na to tak, że spotkało nas coś złego, absolutnie nie. Jest to już dla nas normalne, to jest nasza rzeczywistość. Moja mama nigdy nie okazuje zniecierpliwienia, złości, jest zadowolona z życia, uśmiechnięta, wesoła. Czasami wydaje mi się, że nauczyła się żyć inaczej, choć bywały i trudne dla niej chwile, szczególnie podczas spacerów. Pamiętam taki dzień, kiedy spacerowaliśmy z roczną już Julką po okolicznym parku. Byliśmy szczęśliwi, opowiadałem mamie o wygranym konkursie z matematyki. Mama cieszyła się, uśmiechając się do całego świata. Nagle, przechodząca obok kobieta z jasnowłosą, prześliczną dziewczynką, pod nosem bąknęła: „Z kogo ona się tak cieszy, z tego mongoła?”. Zobaczyłem łzy w oczach mamy, ukradkiem ścierane z twarzy. Też poczułem się nieswojo, więc przytuliłem się mocno do mamy i wyszeptałem, że ta kobieta jest nieszczęśliwa, choć ma piękną i pewnie mądrą córeczkę. Ta sytuacja sprawiła, ze jeszcze więcej czasu poświęcałem mojej cudownej siostrzyczce. Huśtałem
ją, śpiewałem jej piosenki, budowałem wieże z klocków, babki z piasku, turlaliśmy się po dywanie i byliśmy szczęśliwi. Nigdy od tamtej pory nie słyszałem od mamy: „bo znowu się gapili…”. Zabieramy Julię wszędzie ze sobą – na basen, do galerii czy na zakupy. Raz zdarzyło mi się, że ktoś rzeczywiście dość nachalnie się przyglądał, ale nie z wrogością, raczej z ciekawością. Rozumiem to, sam też patrzę na innych, jeśli inaczej wyglądają! Wielkim zaskoczeniem była dla mnie reakcja moich kolegów, czego się najbardziej obawiałem. Gdy przychodzą do mnie, bawią się z Julką, przewracają, a ona dziękuje im szerokim uśmiechem i raczkami obejmuje ich szyje.
To Julka nieustannie pokazuje nam, co w życiu jest ważne. Ma w sobie światło. Uczy pokory, cierpliwości, ale przede wszystkim uświadamia, czym jest prawdziwa, bezwarunkowa miłość. Doświadczyć tego na sobie to wielkie przeżycie i szczęście. To wymaga ogromnej nadziei, odwagi, pozytywnego nastawienia i dbania o jej dobro. Jestem szczęśliwym bratem, bo moja siostra jest wyjątkowa. Nauczyła mnie i całą moją rodzinę, co to znaczy po prostu kochać i czerpać radość z małych rzeczy. Wniosła dużo szczęścia do naszego życia. Sprawiła, że teraz jest idealnie, jeśli w ogóle można mówić że ideały istnieją. My dajemy Juleczce miłość i stuprocentową akceptację, a on zwraca nam to z podwójną siłą – to jest magia. Choć czasami „nasze okno płonie”, bo mamy problemy z rehabilitacją, codziennym usprawnianiem, to nie użalamy się nad sobą, tylko szybko gasimy ten pożar. Kocham moją pięcioletnią już siostrę, dlatego napisałem dla niej wiersz
Julio, siostrzyczko!
Choć tak Ci trudno dodać do czterech dwa
choć bardzo byś chciała to umieć
masz niezwykły wzrok
Twoje gwiazdy
zawsze pląsają walca
na parkiecie nieba
Twoje niezapominajki
patrzą zalotnie
oczyma w kolorze błękitu
Ja tego nie widzę
Choć umiem dodać do czterech dwa
Choć tak Ci trudno odjąć dwa od pięciu
choć bardzo byś chciała to umieć
masz niesłychany słuch
Twój zegar z kukułką
dodaje radość do szczęścia
Twoje muchy dają koncert
podjadając okruszki chleba
Ja tego nie słyszę
Choć umiem odjąć dwa od pięciu
Moja siostrzyczko,
nie umiesz zbyt wiele
A słyszysz tak wiele
I widzisz tak wiele
II miejsce: Ewa Mazurek, V Liceum Ogólnokształcące im. Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie
Światło
Młody Człowiek stał na piaszczystej pustyni, a wokół nie było niczego. Żadnego kwiatu, żadnej oazy, żadnego zwierzęcia. Był sam, a jedynym światłem stało się złote słońce oświetlające okolice swym promienistym blaskiem. Mapa nieba rozpościerała się nad nim ukazując piękno wciąż rozrastającego się Wszechświata. A Człowiek trzymał płonącą świecę.
Ale wciąż stawał się smutniejszy. Samotność powoli owijała się wokół niego niczym ciasna lina, albo cierniowy łańcuch. Stopniowo ciemność niczym zaraza zaczęła pożerać pustynię wraz z gwiezdną mapą. Wszystko stawało się mroczne, co jeszcze bardziej wpływało na psychikę Młodego Człowieka. Skulił się, a myśli wirowały w zmęczonym umyśle. Pojawiły się szeregi wspomnień. Pierwsze ukazało jego rodzinę. Matka z ojcem siedzieli na zielonej trawie, kiedy ich dzieci bawiły się w berka nieopodal. Wesoły śmiech roznosił się wokół. SZCZĘŚCIE. Drugie, czarno-białe kompletnie różniło się od poprzedniego. Zobaczył w nim całą rodzinę stojącą na drodze. Zachmurzone niebo przybrało odcień szarości, padał deszcz. Ojciec przytulił się najpierw do matki, potem do jego młodszego brata, na samym końcu spojrzał na niego poklepał po głowie i powiedział:„Opiekuj się nimi.”, po czym odszedł. Krzyk rozdarł niebo, które momentalnie przybrało kolor czerwieni. Ojciec nie wrócił. CIERPIENIE. Pojawiło się i trzecie. Zdecydowanie wyróżniało się od poprzedników swoją aurą. Zobaczył w niej siebie skulonego w kącie. Wokół huczały grzmoty, błyskały pioruny. Widział łzy, słyszał szlochanie. Nie było już radości, rodzina znikła. Został sam. Nagle w szparze pomiędzy drzwiami, a podłogą ukazało się światło. Drzwi delikatnie się uchyliły, wyłoniła się zdziwiona twarz, chwile później cała postać. Z budowy ciała i twarzy zobaczył, że była nią kobieta. Podeszła, odłożyła świecę na podłogę i usiadła naprzeciwko. Owinęła go szczelnie kocem. Czuł, że skądś ją zna. Nie przeraził się, kiedy go przytuliła, wręcz przeciwnie, odwzajemnił uścisk i poczuł się lepiej. Opanował płacz, po chwili nawet się uśmiechnął. CIEPŁO.
Wiatr uderzył w człowieka z ogromną siłą przewracając go na czarny, skażony piach przywracając jego świadomość. Wspomnienia uciekły momentalnie. Podczas wywrotki upuścił świecę, która pod wpływem gwałtownego ruchu powietrza zgasła. Nastała ciemność. Dopiero wtedy Człowiek zrozumiał swoją tragiczną sytuację. Niebo zakryte zostało burzowymi, czarnymi kłębami chmur. Co jakiś czas wydostała się z nich krwista błyskawica. Z północy dął zimny wiatr nie pozwalając ustać w miejscu. Cała ziemia chorowała i straciła dawny, złoty odcień. Człowiek skulił się na piachu i zamknął oczy. Czekał…
Z czerni wyłoniło się światło. Najpierw słabe, ledwo widoczne, później przybrało na sile. Oświetliło skulonego Człowieka. On sam jednak bał się otworzyć oczy. Ze światła wyłoniła się postać. Podeszła i przykucnęła kładąc lewą dłoń na jego barku. Wtedy dopiero postanowił na nią spojrzeć. W prawej dłoni trzymała świecę, tą samą, którą widział w swoim wspomnieniu. Jego źrenice poszerzyły się z przerażenia. Czy to wszystko to jeden, głupi sen? Postać podała mu zgaszoną świecę i pociągnęła go do góry dając znak, by wstał. Pomimo krzyczącego rozumu:„Zostać w miejscu!” posłuchał serca, wstał. Wiatr próbował ich wywrócić, ale jakaś siła nie pozwalała na to. Postać przyłożyła zapaloną świecę do zgaszonej, pojawił się płomień. Oddaliła swoje źródło światła i uniosła do góry, Człowiek postąpił tak samo. I rozbłysło złote światło rozchodząc się na wszystkie strony światła. Przepędziło chmury, uleczyło ziemię, spłoszyło wiatr. Na miejscu dawnego piachu wyrosła trawa i kwiaty, kamienie przeistoczyły się w drzewa, z jednego wytrysło źródło. Pustynia zyskała nowe życie. Obydwoje odłożyli swoje świece na nowonarodzoną zieleń. Człowiek dopiero wtedy zrozumiał, że postacią przez cały czas była kobieta z trzeciego wspomnienia! Uśmiechnął się i objął ją mocno. Dwa razy uratowała go od zguby. MIŁOŚĆ.
III miejsce: Małgorzata Sobkiewicz, Samorządowe Liceum Ogólnokształcące im. C. K. Norwida w Stalowej Woli
Nadzieja umiera ostatnia…
Nadzieja umiera ostatnia… Nieobliczalnie zmienny i złudny jest ten świat, jak bańka mydlana wypuszczona na wiatr z dziecięcej zabawki. Płocha i ulotna pęka kiedy ty oczekujesz, że poleci w górę niesiona lekkością i magią. Wirując unosi się, by po chwili stać się tylko małą kroplą spadającą na puszysty dywan bielonego puchu, który niestrudzenie okrywa szary i smutny świat. W promieniach słońca mieni się i błyszczy, ale jest tylko chwilą eteryczną – kruchą i szybko przemijającą. I tylko gruby koc kurzu jej nie zagraża, bo nie zdoła jej sięgnąć… Przesuwa się wskazówka starego zegara, nie znudzenie przemierza swą drogę.
Wciąż tę samą – bezpowrotną i unikatową. Gdzie spojrzeć rozciąga się rzeczywistość, rozlewa i powolną, gęstą strużką naznacza każdy najmniejszy szczegół. Tylko skrzypienie starego, bujanego fotela mogło zwiastować czyjąś obecność. Strażniczka czasów przeszłych, cichy świadek zawieruch politycznych i społecznych, milczący z włosami upiętymi w niewielki, szary koczek. Zręczne, ale spracowane ręce zwinnie przesuwają się i posłusznie przeplatają kolorowe nitki kłębków wełny wokół zniewalających je drutów.
Wtedy te uległe oplatając je tworzą szaliki i ciepłe swetry o tysiącu barw, wzorów … Zręczne i szybkie ręce babci nie tylko upinają włosy zaznaczone srebrną nitką czasu, układają książki na półkach według alfabetu, pieką drożdżowe ciasto mimo zmęczenia, ale przede wszystkim czekają na to, by nacisnąć klamkę drzwi wejściowych. Drzwi przez, które wejdą cierpliwie wyczekiwane dzieci i wnuki. W monotonii i skupieniu przesuwają się wełniane nici, kołyszą się leniwie na kolanach babci w bujanym fotelu w rytmie jego skrzypienia i tykania zegara. Senna i statyczna atmosfera zaczyna coraz dalej wysuwać swoje macki. Tylko w oddali, za firanką można jeszcze dostrzec jakiś ruch. Wszystko to trwa jeszcze chwilę, a liczone oczka zgodnie chwytają się siebie, układają w coraz większy kawałek robótki. Zdawać by się mogło, że nie będzie miała końca, lecz to tylko złudzenie, bo skrzypienie fotela z nagła ucicha i robota zostaje odłożona na później. Wczesne zimowe przedpołudnie ciekawie wygląda zza szyby, jakby chciało wejść do środka, a że nie może, bawi oczy wirującymi płatkami śniegu ku utrapieniu przechodniów na dole.
Babcia powoli podchodzi do okna, nieznacznym szuraniem zagłuszając tykanie zegara. Cała uprzednia senność pierzchła w jednej sekundzie, nie zostawiając nawet śladu swojej obecności. Firanka lekko poruszyła się, a oczy kobiety natychmiast podążyły wzdłuż ulicy, która nagle ukryła się przesłonięta rogiem bloku. Żeby choć kilka centymetrów, to o te kilka centymetrów widziałoby się wcześniej – myślała nieraz staruszka. Spojrzenie jej wiedziało, że z tej strony niebawem ktoś nadejdzie, ktoś bardzo ważny, kto wart był codziennego odprowadzania i przyprowadzania, chociażby wzrokiem.
Ulicą przechodziło mnóstwo ludzi. Wyglądali niczym mrówki, które wędrują utartymi ścieżkami, w pośpiechu nosząc drobne patyczki na budowę mrowiska, ciągle się spiesząc, by szybciej skończyć budowę. Pojawiali się i po chwili znikali po drugiej stronie drogi, każdy inny, unikatowy. To znów niknęli w drzwiach sklepów, skuszeni barwnymi witrynami, by po chwili znów wyjść na ulicę, która podobnie jak wszystkie w mieście czarowała przechodniów przedświąteczną atmosferą. Czy prawdziwa, czy nie, w tym wypadku miała wyłącznie podnieść dochody sklepów. Dziś już nikt nie zawaha się i sprzeda wszystko, nawet to, co leży gdzieś zakurzone w kącie, bo to ten czas. Czas zakupów, niekoniecznie przemyślanych… Mimo jawnych i bezczelnych oszustw oraz wszędobylskiej obłudy te wszystkie ozdoby, choinki, kolędy, wszechobecna biel śniegu, przypominały, że lada moment będzie można usiąść ze wszystkimi przy jednym stole, z tymi, na których co dzień się czeka, którzy chociaż są obok, to jakby ich nie było i jest się samemu w pustym domu oczekiwania, zawieszonym w czasie, gdzie listy przychodzą coraz rzadziej, a telefon nieznośnie milczy. Kiedy pojawia się nadzieja, że będzie, jak dawniej, myśli, jak stęsknione ptaki wracają w ułamkach do zakurzonych dat. Znów obrazy i słowa krążą obok, są blisko, tak bardzo blisko i czuje się tamtą radość i strach, smutek i wzruszenie, lecz mimo trudnych chwil wszyscy są razem, nie brakuje nikogo, są starsi, młodsi i ci całkiem mali. Wszyscy stają przy stole, nawet ci, których dzisiaj już nie ma, ciągle żyją na tym obrazie i żyć już będą w pamięci, zawsze uśmiechnięci i młodzi, tacy, jak ich zapamiętano. I wreszcie wszystko to ma wrócić. Chociaż będą inne osoby, to przecież są tak samo ważne, wrócą te same uczucia. A przecież dzisiaj jest łatwiej niż wtedy. Znów spotykają się wszyscy, nie zabraknie nikogo i nikt już nie będzie sam. Chociaż przez te kilka dni – myślała kobieta. Śnieg po cichu okrywał puchem miasto, zasłaniał kolorowe lampki i sklepowe wystawy, jakby chciał ukryć wszystko to, co sztuczne i nieprawdziwe potakując, że przyjadą bliscy i znów będzie tak zgodnie i rodzinnie, jak we wspomnieniach sprzed czterdziestu lat.
Zgrzyt klucza w zamku obudził staruszkę z zamyślenia. Urwała się, prysła nieoczekiwanie tamta myśl, pozostawiając babcię sam na sam z teraźniejszością i godzinami niepewnego oczekiwania na przyszłość wypełnioną nadzieją. Kobieta jeszcze raz spojrzała w dół i ze spokojem zasłoniła okno. I przyjedzie Robert z Zosią i dziećmi, przecież obiecał – dodała, jakby chciała się upewnić i wyszła do przedpokoju. Zabiegany, zakręcony świat, który goni za jedną sekundą, myśląc, że coś zyska, tymczasem traci więcej. Przelotne „dzień dobry”, które jest łącznikiem tych samotnych łodzi kipiących od nadmiaru swych spraw. A każdy z ludzi zamyka się w swoich myślach, odgradza niby ścianą ze szkła, obojętnie patrzy na innych, słyszy ich coraz mniej, aż nadchodzi dzień, że choć się chce, nie może do nich dotrzeć. Człowiek człowiekowi tak blisko, a tak bardzo obcy.
- Córciu, chciałam… – Nie teraz, mamo, jestem zajęta – przerwała z irytacją córka, jasno dając do zrozumienia, że stara matka, czy chce, czy nie chce musi to zrozumieć i uszanować.
Tylko, że to „nie teraz” trwa wiecznie, a upragnione „później” nigdy nie chce nadejść. Z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień przechodzą nieodbyte rozmowy w zapomnienie.
Pada śnieg, świat pokrywa bielą, potem płaczą deszcze i mgły suną leniwi porankiem.
Słońce z uśmiechem zagląda w półsenne okna i znów płaczą deszcze, umykające przed goniącą je bielą, co kryje wszystkie łzy i szarość, uspokaja i utula każdy płacz. Za szybą wciąż wszystko się zmienia, przychodzi wyczekane przez dzieci i dorosłych. Gdzie zatem podziało się tamto „później” okupione ogromną cierpliwością? Nie chce odejść zła godzina, z ogromnym uporem wstrzymuje wskazówki zegara, pazurami trzyma się najmocniej jak potrafi, ludzi, kradnie najcenniejsze chwile, bezkarnie zamieszkując i mamiąc świat.
Bez słowa protestu, bez jednej łzy staruszka wróciła do pokoju i już za drzwiami dokończyła cicho: – … chciałam tylko porozmawiać o świętach.
I znów została sama ze śniegiem za oknem i stertą starych fotografii. Nadzieja, jak mały płomień świecy rozświecała smutne myśli, które z powrotem poczęły błądzić po przeszłych wydarzeniach. Nie drgnęły jednak z radością ani na kroki zięcia, ani wnuka, zdradzone i oszukane kolejny już raz. Lawina przyszłości poczęła się zsuwać, początkowo delikatnie i niemalże bezszelestnie. Jednym ruchem można jeszcze ją zatrzymać, zmienić tor jej ruchu, lecz krok ten wymaga odwagi. O wiele łatwiej było rozpocząć jej bieg, chociaż wstydem, strachem i niepewnością był tkany. Wszystko na tej krętej drodze jest tylko sprawą, zadaniem do wykonania, bez namysłu, wartości, za każdą cenę. Nikt nie przypuszczałby, że marzenie może być problemem, większym, że jego niewykonalność momentalnie niknie w oczach, kiedy zostaje skazane na zniszczenie. Czas nie zna litości i nieprzekupiony brnie do przodu. Nie poczeka ni chwili, nieubłaganie szkicując historię, coraz szybciej przybliżał ludzi do wspólnie spędzonych chwil przy choince, niosąc owe „później”, lecz komuś innemu.
- Michał, musimy porozmawiać o świętach, o mamie – rozpoczęła córka staruszki. – Już mówiłem, nie będę się za nią wstydził. Dobrze wiesz, że przyjeżdża siostra mojej bratowej. Brat mówił mi, że Basi jest zainteresowana założeniem spółki z naszym synem.
Zawsze to rodzina. Od tego, jak ją przyjmiemy zależy, czy zechce zainwestować pieniądze w przyszłą firmę Zbyszka, czy nie. Gdzie chłopak znajdzie drugą taka okazję? Przecież kredytu nie dostanie. A mama jak zwykle założy te swoje kwieciste chusty, jakby zapomniała, że już dawno nie mieszka na wsi. Zacznie te swoje opowieści o krowach, pszenicy, wykopkach, a Basia w życiu nawet na wsi nie była. Natomiast wstydzić się za to wszystko będziemy my! – odrzekł mąż.
- To co ja mam mamie powiedzieć? Przepraszam, ale nie możesz spędzić z nami świąt, bo przyjeżdża Basia i jej pieniądze są dla nas ważniejsze? – spytała z ironią. – Rób, co chcesz. To twoja matka. Tylko pomyśl, że masz jeszcze syna, któremu możesz zapewnić start w życie, a ona? Co ona zaczyna? No i te jej opowieści, ja się nie będę za nią wstydził! No i co sobie pomyśli Basia! – odpowiedział Michał.
- Jak zwykle ze wszystkim zostaję sama, a to przecież także twój syn! – rzekła już lekko zdenerwowana.
- Spokojnie. Trzeba dobrze pomyśleć – odpowiedział.
- Nad czym tu myśleć, wiedziałam, że zabierając ją do nas to tylko same kłopoty i zmartwienia. Waldek jej nie weźmie, a tym bardziej Marysia. Jest nas czworo, ale u mnie będzie najlepiej, byle nie zabierać mamy do siebie. Jak zwykle wszystko na mojej głowie, mam już serdecznie dość tego wszystkiego! – syknęła córka staruszki. – A jakby ją oddać do szpitala? W końcu ma swoje lata, a starsi ludzie chorują. – powiedział po chwili namysłu Michał.
- Owszem, mama cierpi na nadciśnienie, ale bierze leki. Pójdę z nią do lekarza i co mu powiem? Nawet jak coś wymyślę, to mama wszystkiemu zaprzeczy i wyjdę na oszustkę! – powiedziała żona.
- Pomyśl trochę. Kto ci każe kłamać? Gdybyśmy tak raz nie dali jej tych leków, poczułaby się trochę gorzej… – Zwariowałeś?! Chcesz ją wpędzić do grobu? – oburzył się kobieta.
- Daj mi skończyć. Jakiego grobu? Jak raz nie weźmie tych leków to nic jej się nie stanie. Ot, poczuje się trochę gorzej, odwiezie się ją szybciutko do szpitala, a tam już się nią zajmą. Będzie miała bardzo dobrą opiekę, nawet lepszą niż w domu i nie powie, że się dobrze czuje. Zostanie na obserwację, pozna jakichś miłych starszych ludzi i nawet nie zauważy, że już minęły święta, a my pozbędziemy się problemu – wyjaśnił Michał. – Sama nie wiem – zawahała się kobieta.
- Nie ma się nad czym zastanawiać. Podłożysz jej jakieś witaminy zamiast tamtych lekarstw. Jestem teraz cały czas w domu, więc jak tylko zacznie się coś dziać, zawiozę ją do szpitala. Pomyśl o Zbyszku. W tym wypadku to najlepsze rozwiązanie. No chyba, że chcesz jej powiedzieć wprost – zakończył mąż.
Noc dobrze kryje wszystkie złe zamiary, dlatego pozwala myśleć, milczy. Za dnia podjęcie decyzji byłoby o wiele mniej oczywiste, gdy na szali stawia się dwie bliskie osoby.
Pozornie tylko cierpieć będą tak samo. Niewysłuchane marzenie szybuje gdzieś w oddali, jak bańka mydlana, co bawi oczy kolorami tęczy, lecz ciągle ucieka. Jeden gwałtowniejszy podmuch wiatru, nieostrożny ruch i tak łatwo może pęknąć, zniknąć, wprawiając w zdumienie obserwujące ją dziecko. Może także istnieć chwilę dłużej. Tak wiele zależy, lecz nie od niej. Tysiące ludzi stają teraz nad przepaścią tej decyzji, zastanawiając się, czy to na pewno jedyna droga. Póki się stoi, można jeszcze zawrócić. Wichry targają myślami, to zagłuszają jedne, to drugie, a nad przepaścią nie ma żadnej kładki. Aż w końcu zaczynie świtać i zegar odmierzy ostatnie sekundy. Znów wróci rzeczywistość, teraźniejszość, od której tak bardzo zależy jutro. Jest ono jak trzepot skrzydeł ptaka. Kiedy chce lecieć, zawsze musi wykonać ten sam ruch. Nigdy nie przekona się, czy podjął dobrą decyzję, póki nie poleci. I wreszcie nadejdzie ten poranek, poranek próby przejścia na drugą stronę bądź powrotu, lecz ona już wybrała. Córka jeszcze raz zawahała się, lecz zdusiwszy w sobie resztki nocnych rozważań zaczęła szukać witamin i przygotowywać odpowiednią ilość tabletek. Ona teraźniejszość, na które tak bardzo czekała jej matka, jednej rozmowy.
Kobieta z pozornym spokojem, jak co dzień zaniosła leki matce i jak zwykle nie miała czasu porozmawiać. Wyszła wcześniej niż normalnie, próbując jeszcze w biegu wymyślić setki usprawiedliwień. Wszystkie były takie błahe i niepoważne. Nie potrafiły nawet w ułamku uciszyć tego, co miało się stać. Staruszka nieświadomie ciągle żyła swoim marzeniem, które tak łatwo miało prysnąć. Powtarzając codzienny porządek dnia kobieta zażyła leki i po śniadaniu na nowo rozpoczęła swoją robótkę. Znów nici przeplatały się posłusznie, układały w oczka i pętelki, chwytały się jedne drugich. Praca, która początkowo szła tak sprawnie, powoli zaczynała być coraz trudniejsza. Oczka gubiły się zuchwale, a odpowiednie ułożenie nici wymagało coraz większego skupienia. Silny ból głowy niemalże rozsadzał czaszkę, a pogarszające się samopoczucie zaczęło znacznie utrudniać funkcjonowanie.
- Michał! Michał! – Co się stało mamo? – odpowiedział zięć.
- Dziwnie się czuję. Bardzo boli mnie głowa – poskarżyła się staruszka. – Zmierzę mamie ciśnienie. Może to ma jakiś związek – mówiąc to z udawaną troską Michał sięgnął po ciśnieniomierz.
- Mamo, 220 na 110, za duże! Tylko dlaczego takie duże? Brała mama leki? – spytał. – Tak – odpowiedziała mu.
- Zawiozę mamę do szpitala – zdecydował zięć.
Ciepła i lepka stróżka krwi nagle popłynęła kobiecie z nosa.
Wszystko przykryte złudną troską, niczym te dachy domów, co je śnieg z wolna otula. Tak pięknie i efektownie wyglądają, tak bajkowo, lecz nie potrzebują ni jednej śnieżynki. One same chronią domy i to właśnie od zgubnego śniegu. W szpitalu natychmiast zajęto się chorą, wnikliwie poszukując przyczyny złego samopoczucia. Pozostała ona jednak zagadką, której rodzina z pewnością wolałaby jednak nie rozwiązywać. – Zostawiamy panią na kilka dni, na obserwację i jeżeli nic się nie powtórzy, na święta może pani wracać do domu – powiedział ciepło lekarz.
- Bardzo się cieszę, bo wie pan, ma przyjechać mój młodszy syn z żoną i dziećmi, obiecał mi to i … Jej głos powoli niknął w szumie korytarza. Delikatny i wątły płomyk nadziei tlił się coraz mocniej. Tak bardzo się bałam, że przez to nieszczęśliwe zdarzenie ominie mnie to, na co tak długo czekałam – pomyślała już coraz bardziej spokojna. Biel szpitalnej sali lekko przerażała kobietę. Tak bardzo nie chciała być w te święta sama.
- Mamo, pójdę już. Mam jeszcze szkice do skończenia, ale nic się nie martw. Powiem Halinie, że tu jesteś i przyjdziemy odwiedzić cię jeszcze dziś – powiedział Michał. – Dobrze. Przecież wiem, że masz dużo pracy, a ja ci tu jeszcze takie problemy sprawiam – odpowiedziała kobieta.
- Żaden problem. Dobrze, że już się lepiej czujesz – rzucił tylko i wyszedł.
Nie miał odwagi powiedzieć, że jego problem właśnie się rozwiązał. Całą drogę powrotną myślał o tym, poszukując usprawiedliwień, to znów obarczając winą żonę. Nie sądził, że usprawiedliwienie się będzie trudniejsze niż początkowo przypuszczał. Jednak im dłużej myślał, tym bardziej udawało mu się przekonać siebie, że postąpił słusznie i już całkiem spokojny powiadomił żonę o zdarzeniu.
Nadszedł wieczór i stęsknione oczy staruszki poczęły niecierpliwie przemierzać głębię korytarza. Narastający niepokój kazał coraz intensywniej czuwać i czekać. Żeby ujrzeć chociaż jedną ukochaną postać, bodaj znajomy zarys. Przecież obiecali – szepnęła. Noc dłużyła się nieznośnie. Dziwny lęk powoli zakradał się do serca, stopniowo zamazując wizję wspólnych świąt. Lecz po chwili wstępowała otucha, maleńki promyczek nadziei, który spokojnie i leniwie palił się, jak błyszczące gwiazdy w tę mroźną noc. Kolejnego dnia kobieta już od rana czekała na dzieci. Obietnica okazała się pustą i nic nieznaczącą, a raniła bardziej niż ostry kawałek metalu. Staruszka co chwilę wychodziła z sali na korytarz i spacerowała nim, usilnie wierząc, że dzisiaj na pewno przyjdą. Następnego dnia sytuacja powtórzyła się, a do Wigilii został już tylko jeden dzień. Marzenie miało prysnąć w jednej chwili. Każdy szczegół odsłaniał swe prawdziwe oblicze i dopasowywał się do całości układanki. Z każdą godziną nadzieja gasła, a wielkie łzy rozczarowania i smutku płynęły wartko po twarzy, co chwila ukradkiem wycierane rękawem, gdy nikt nie widział. – Chyba będzie musiała pani spędzić z nami święta. Nic złego się z panią nie dzieje i moglibyśmy wypisać panią do domu, ale nie możemy dodzwonić się do pani córki – wyjaśnił lekarz.
Łzy ogromnego zawodu i smutku poczęły padać jedna za drugą. Tak bardzo czekała na te święta. Nawet śnieg padał jak tamtej Wigilii przed laty, kiedy wszyscy mimo problemów i trudności byli przez tych kilka dni szczęśliwi. Wszyscy, których kochała zostawili ją. Jej poświęcenie, miłość i trud wyrzucili do kosza, zamienili na bezduszne pieniądze. – Niech się pani nie martwi – rzekł ponownie młody lekarz. To bardzo smutne, wiem i nawet nie wiem jak to powiedzieć, ale wolę najgorszą prawdę niż piękne kłamstwo – złapał oddech i cichutko dodał. Wielu ludzi jest oddawanych na święta do szpitala. Rodziny nie chcą zajmować się swoimi babciami, dziadkami, czasem chcą wyjechać i uciekają się do oszustw i podłości, a my nic nie możemy zrobić. Wiem, że to przykre, ale jak już powiedziałem – jest w szpitalu więcej takich osób jak pani i ja też spędzam ten wyjątkowy wieczór tutaj na oddziale. Może razem jakoś spędzimy ten czas? Przecież w święta nikt nie powinien być sam, a tym bardziej nie powinien płakać – powiedział. Na korytarzu dało się słyszeć czyjeś kroki. Stawały się coraz głośniejsze, stawiane trochę niepewnie. W końcu w drzwiach stanęła młoda kobieta i uśmiechnęła się słabo. Na jej widok oczy staruszki poczęły błyszczeć i nadzieja na nowo napełniła jej duszę zapałem. Babcia mocno przytuliła dziewczynę, a drżące z wzruszenia usta odwzajemniły uśmiech. – Panie doktorze. To jest Gosia, moja sąsiadka, a właściwie to taka „przyszywana” wnusia, pomagała mi po śmierci męża, aż do czasu kiedy Halina zabrała mnie do miasta, mówiłam panu – powiedziała jednym tchem babcia.
Lekarz uśmiechnął się tylko, nie chcąc przeszkadzać.
- Rozumiem, że mam przygotować wypis? – spytał ciągle uśmiechając się. – Ależ oczywiście, przecież w święta nikt nie powinien być sam, prawda babciu? – odpowiedziała dziewczyna.
Marzenia tak delikatne i kruche, jak bombki na choince, ziściło się. Wróciło wspomnienie sprzed wielu lat. Chociaż teraz zostały tylko dwie osoby, obraz nie mniej barwny zapisał się w pamięci i z pewnością pozostanie tam przez długie lata.
Wszystko, co zapomniane przywrócił czas. Bańki mydlane, znów wirują na wietrze, ciesząc oczy patrzących. Mienią się w promieniach słońca i swą ulotnością przyciągają uwagę widzów. Wirując opadają z wdziękiem i nawet jeśli pękną, to z taką magią iż wydaje się, że spadająca kropla mieni się jeszcze bardziej niż wtedy gdy była tylko tęczowym bąblem na wietrze. Kropelka, która upada na dywan białego puchu robi to tylko po ty, by atmosfera prawdziwych świąt zamieszkiwała w każdym z nas. W święta nikt nie powinien być sam… Historia ta wydarzyła się naprawdę, Gienia dziś miałaby 97 lat… niestety odeszła od nas rok temu. Do ostatnich chwil była z nami w domu,( odeszła w śnie) moja mama nigdy by nie pozwoliła na to by babcia trafiła do domu opieki czy szpitala. Sama jest pielęgniarką i w swej pracy na co dzień niestety spotyka się z bezdusznością i obojętnością ludzi.
Oczywiście zdarzają się sytuacje kiedy pobyt w szpitalu jest koniecznością i wtedy nie ma wyjścia… ale jeżeli można zapewnić opiekę starszym osobom w domu, to jest oczywiście dla nich komfortowa sytuacja.
Bardzo chciałam by Państwo poznali naszą babunię, osobę która nie tylko mi – dała wiele miłości, mądrości, a przede wszystkim ogromną siłę, która nadal pcha moją osóbkę w dobrym kierunku. Babcia uczyła mnie jak walczyć o siebie i jak być silną w dzisiejszym zabieganym i obłudnym świecie. Szczerze wierzę, że to nie przypadek, że nasze drogi się przecięły. Dziękuję Bogu za możliwość życia, śmiało mogę napisać w wielopokoleniowej rodzinie, która jest dla mnie podporą i tarczą. Wiem, że z nią mogę „przenosić góry”. Nawet gdy przychodzi zwątpienie, niepowodzenie czy rozczarowanie to muszę pamiętać, że kiedyś ktoś mi powiedział: „dasz radę i próbuj do skutku, bo warto, a jak mi nie wierzysz to spójrz na moje życie… warto wnusiu, warto”. Mogłam całymi godzinami słuchać opowieści babuni o jej życiu na wsi, o ciężkiej pracy, o wojnie, tyle przeżyła i doświadczyła… Bardzo nam wszystkim brakuje Gieni, jej ciepła, dobroci, uśmiechu, opowieści.
Tęsknimy za dotykiem spracowanych dłoni, cichym szeptem wieczornej rozmowy z Bogiem. Już na zawsze pozostanie w naszych sercach, a do puki będziemy ją wspominać, dotąd będzie żyć o niej myśl. To dzięki niej stworzyliśmy swój azyl tu na ziemi – kochającą rodzinę, ciepło, miłość i zrozumienie. Taki nasz maleńki szczęśliwy świat… szkoda, że jej już zabrakło w nim.
Gosix
Szkoły podstawowe VII-VIII
I miejsce: Zuzanna Lambrecht, Katolicka Szkoła Podstawowa z Oddziałami Integracyjnymi im. Stefana kardynała Wyszyńskiego SPSK w Czerwiennem
II miejsce: Natalia Modła, Szkoła Podstawowa nr 37 w Szczecinie
III miejsce: Alessandro Ricciuti, Zespół Szkół Salezjańskich w Ostródzie
Wyróżnienie: Grzegorz Sobkiewicz, Publiczna Szkoła Podstawowa nr 12 im. Jana Pawła II w Stalowej Woli
Wyróżnienie: Zuzia Waligóra, Zespół Szkolno-Przedszkolny im. Ks. B. Markiewicza w Peweli Ślemieńskiej
I miejsce: Zuzanna Lambrecht, Katolicka Szkoła Podstawowa z Oddziałami Integracyjnymi im. Stefana kardynała Wyszyńskiego SPSK w Czerwiennem
„Życie za życie”
„Dawno, dawno temu za siedmioma górami i siedmioma lasami…” Tak zaczynają się każde baśnie. Później jest księżniczka, król i królowa, którzy bardzo kochają księżniczkę albo i nie, różnie bywa… Oczywiście dwanaścioro rodzeństwa, kotki i pieski, co mówią, dobra wróżka i jej zła siostra, a w dodatkach zły smok i książę, który jest tylko po to, by uratować księżniczkę, doprowadzić fanki tej baśni do omdlenia, a na koniec wziąć ślub z księżniczką w nagrodę i żyć długo i lukrowo. To znaczy szczęśliwie, w końcu to jest prawdziwa szanująca się baśń. Moja baśń była trochę inna, ale może od początku.
Dawno, dawno temu, za siedmioma wieżowcami i jedną rzeką Wisłą, żyła sobie księżniczka, a jej życie to był istny cud, miód i truskawki, w końcu truskawki są pyszne. Mieszkała z królem i królową na najwyższym piętrze, w ślicznym wieżowcu. Jej królewskim rodzicom dobrze się wiodło, a ona zamiast tego dwanaściorga rodzeństwa była jedynaczką, co jej jak najbardziej odpowiadało. Jej rodzice pracowali w jakichś porządnych, amerykańskich firmach, a ona chodziła do prywatnej szkoły, gdzie też wszyscy traktowali ją jak księżniczkę. Podsumowując, jej życie było cudowne i wszystkiego jej tylko pozazdrościć, aż pewnego razu, księżniczka skończyła czternaście lat i w tamtym momencie bajka się skończyła, a zaczęło życie.
Wróciłam ze szkoły, w domu o dziwo byli już rodzice i siedzieli przy stole w kuchni, a ich mini były grobowe. Czułam, jak krew odpływa z mojej twarzy, a ręce zaczynają się trząść, tak już miałam, gdy zaczynałam się stresować, a w tej chwili czułam, że wydarzyło się coś okropnego.
- Musimy porozmawiać – zaczął tata, a ja słysząc te dwa magiczne słowa, które były jakimś uśmiercającym zaklęciem dla każdego nastolatka, zaczęłam zastanawiać się, czy chodzi o tę jedynkę z matmy, którą dzisiaj poprawiałam i całkiem możliwe, że nie wspomniałam o jej istnieniu, czy o to, że nie poszłam wczoraj na lekcje skrzypiec; błagam, kto normalny mając do wyboru lekcje skrzypiec, a zakupy wybiera skrzypce? Cała zestresowana usiadłam przy stole, starając się uspokoić bicie serca.
– Coś się stało? – zapytałam niewinnie, chociaż w środku kipiałam z nerwów, jak za długo gotowane ziemniaki.
- Może się napijesz herbaty? – zapytała mama, a ja pokiwałam głową patrząc, jak mi ją nalewa.
- Więc chcemy ci z mamą powiedzieć, że bardzo cię kochamy i postanowiliśmy podzielić się tą miłością z kimś jeszcze – zaczął tata, a ja myślałam, że umrę, jeśli nie przestaną gadać zagadkami i budować napięcie.
- Jestem w ciąży! – nie wytrzymała mama, wykrzykując to chyba na całe miasto, a ja patrząc na ich uradowane miny, zastanawiałam się, jak bardzo niewłaściwie będzie wybuchnąć płaczem, więc całą siłą woli wyjąkałam jakieś zdanie. 2
- Który miesiąc? – a potem była już tylko ciemność.
***
Kiedy się ocknęłam, zobaczyłam nad sobą dwie zmartwione twarze rodziców i kiedy przypomniała mi się ostatnia rozmowa, myślałam, że znowu zemdleję albo zwymiotuję.
- Wszystko w porządku? – zapytała mama, pomagając mi wstać. – Myśleliśmy, że będziesz się cieszyć.
- Ależ ja się cieszę, tylko… – próbowałam znaleźć odpowiednie słowa, by ich nie urazić. – Przeżyłam lekki szok, więc który miesiąc?
- Czwarty – odpowiedziała mama, a ze szczęścia wręcz promieniowała i czy tylko mi przeszło przez głowę, że promieniowanie może doprowadzić do śmierci lub jakiejś choroby? Przyjrzałam się jej uważnie i w sumie od jakiegoś czasu zachowywała się dziwnie. Kupowała większe rozmiary ubrań, zachwycała się nad każdym mijanym dzieckiem i jadła za dwóch, a co najdziwniejsze mniej pracowała, a dawniej była wręcz pracoholiczką. Poza tym jak jej się teraz tak uważniej przyjrzeć, to było widać już lekko zaokrąglony brzuch, co próbowała zamaskować luźną koszulą.
- To lukrowo – powiedziałam, starając się, by zabrzmiało to szczerzę, a nawet wysiliłam się na uśmiech. – Ale trochę mi się jeszcze kręci w głowie, chyba pójdę się położyć – mruknęłam, idąc chwiejnie do pokoju.
- Myślisz, że jakoś się z tym pogodzi? – usłyszałam jeszcze za sobą głos mamy i zatrzasnęłam za sobą drzwi do pokoju, w miedzy czasie ocierając łzy z policzków.
- Nie, nie pogodzę się z tym – powiedziałam na głos. – Jeszcze ten tekst o dzieleniu się miłością, przecież to oczywiste, że dla mnie jej zabraknie, bo małe dzieci są słodkie, malutkie i nie ogarniają jeszcze świata, więc trzeba je kochać, jak najmocniej, nic się z nimi nie robi tylko kocha, a wtedy dla starszego rodzeństwa brakuje tej miłości, ale spokojnie mamo, jakoś sobie poradzę… Całkiem sama! – a kiedy w końcu to z siebie wyrzuciłam, padłam na łóżko, rozrzucając wokół siebie poduszki i zaczęłam płakać i bardzo chciałam, by weszli mama z tatą i powiedzieli, że to tylko głupi żart, że bardzo mnie kochają i nie próbują mnie zastąpić nowszym modelem, bo dla mnie to jak wymiana starych adidasów na nowe najki, czyli nikt nie będzie tęsknić. Nikt nie przyszedł, nawet nie po to, by powiedzieć, że żadnego dzieciaka nie będzie, ale po to, by sprawdzić, jak się czuję i zapewnić, że mnie mimo wszystko nadal kochają najbardziej na świecie, ale ja już czułam, że moja baśń dobiega końca, o ile już się nie skończyła, urodzi się kolejna księżniczka czy książę i kolejne historie będą o niej czy tam o nim. Będziemy słuchać baśni o pierwszych ząbkach, krokach, czy słowach, obowiązkowo muszą one brzmieć „mama”, a ja będę po prostu stała obok, temu wszystkiemu się przyglądając, bo to już nie moja bajka.
Mijały dni, tygodnie, aż w końcu minął miesiąc i było coraz mniej czasu do porodu, a rodzice cieszyli się na myśl, że już niedługo ich druga mała księżniczka przyjdzie na świat, niespodzianka, będę miała siostrę! Kto by się spodziewał? Czas leciał nieubłaganie, a rodzice ciągle udawali, że jeszcze się mną przejmują, choć dało się wyczuć, że kiedy pytają o sprawdzian z polskiego, gdzieś tam, tak naprawdę pakują już torbę do szpitala czy 3
coś. Po prostu dziecko było najważniejsze i tyle. Wszystko było pięknie, gdy pewnego razu zła wróżka, wściekła na swoją siostrę, która czuwała nad jeszcze nienarodzonym dzieckiem, rzuciła klątwę, ale że gdzieś w głębi duszy była dobra, dała królowej wybór, mogła ratować siebie lub dziecko i chyba każda matka wie, co wybrała… Wróciłam do domu dumna z siebie i wyników moich próbnych egzaminów, gdy zastałam tatę przy stole w kuchni, wyglądał delikatnie mówiąc źle.
- Gdzie mama? – zapytałam zmartwiona.
- W szpitalu – odpowiedział, a mi zrobiło się słabo. Usiadłam naprzeciwko niego i popatrzyłam mu w oczy.
- Co się dzieje? – zapytałam szeptem, tak że ledwo mnie usłyszał.
- Zanim ci cokolwiek powiem, musisz obiecać, że uszanujesz decyzję swojej matki. Może ona tego nie widziała albo tylko udawała, że nie widzi, ale ja zauważyłem, że wbrew pozorom nie marzyłaś o rodzeństwie.
- Obiecuję – mruknęłam, a tata wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać, ale ja już wiedziałam, czułam, że zła wróżka przyprowadziła do nas śmierć.
- Lekarze wykryli u twojej mamy białaczkę – oznajmił, a ja poczułam, że serce mi się zatrzymuję. – Liwia, znaczy twoja mama, chcę ratować dziecko – dodał, a w jego oczach zobaczyłam łzy. – Stwierdziła, że trzeba mieć w życiu priorytety, a ona nie zamierza pozwolić jej umrzeć.
- Mama umrze? – zapytałam, a w moim gardle zatrzymała się jakaś gula, ale musiałam być silna, prawdziwe księżniczki są silne.
- Mogliby ją ratować, ale leki zaszkodzą dziecku. Musisz zrozumieć, że osoby chore na białaczkę też umierają.
- Ale mają szanse się wyleczyć, a mama od tak z niej rezygnuje! Rezygnuje ze mnie, od chwili gdy dowiedziała się o tej głupiej ciąży, wszystko kręci się wokół niej! – i wtedy się rozpłakałam, a po chwili poczułam, jak tata mnie mocno przytula i w końcu poczułam, że ktoś się mną przejmuje. – Nie powiem jej tego, ale uważam, że popełnia błąd – powiedziałam, gdy już trochę się uspokoiłam i choć tata nic mi nie odpowiedział, czułam, że w tej bajce to on jest dobrą wróżką i się ze mną nie zgadza, bo kocha nas wszystkie trzy, ale jeśli kocha nas wszystkie, jak od tak może zrezygnować z mamy? Po tej rozmowie, nastąpił dziwny okres w moim życiu, kiedy wszystko było poplątane, nie wiedzieć kiedy przeszłam przez drzwi do Narni czy pojechałam do Hazel Wood, chociaż dobrze wiedziałam, że wtedy w baśniach dzieją się złe rzeczy. Mijały kolejne miesiące, a ja widywałam się z mamą, głównie w szpitalach. To było jak odwiedzanie księżniczki w zamkniętej wierzy. Widziałam ją, ale ani razu szczerze nie porozmawiałyśmy. Z każdą moją wizytą było coraz gorzej, wypadały jej włosy, aż w końcu poprosiła mnie, bym je jej zgoliła. Właśnie mnie, jakby nie wiedziała, że to mnie też zaboli. Goląc pierwsze pasmo jej ślicznych, grubych, modnie obciętych włosów, miałam łzy w oczach, bo traciłam kolejną cząstkę jej, ale ona trzymała się zaskakująco dobrze. Zawszy gdy z nią rozmawiałam, jej ręka jak na autopilocie głaskała ten głupi brzuch i się uśmiechała jak ja do truskawek z bitą śmietaną. Tylko, że ja już nie cieszyłam się truskawkami, nie wplatałam w wiadomości i zdania słówka „lukrowe”, bo już nic nie było lukrowe. Nie przejmowałam 4
się ocenami ani niczym, Liczyło się tylko to, że mama umiera, a zamiast niej dostanę jakiegoś bachora, który ma być moją siostrą. Jak to zwykle w baśniach bywa, nie można się zbyt długo nudzić, to głównie dlatego Śnieżka zjada jabłko, Kopciuszek gubi pantofelek, a moja mama odchodzi. Trochę źle to opisałam, więc może tak… Kiedy zegar wybił równą północ i rozpoczęły się Walentynki, zadzwonił telefon. W pierwszym odruchu miałam go wyrzucić przez okno, nawet nie sprawdzając, kogo powinnam udusić za to budzenie mnie o północy. Za to w drugim, zdezorientowana gapiłam się na słowo „Mama” na wyświetlaczu. Od kiedy wylądowała w szpitalu nigdy nie dzwoniła do mnie.
- Gabriela? – usłyszałam głos mamy, w chwili gdy odebrałam.
- Tak?
- Wiesz, że dzisiaj czuję obecność złej wróżki? – zaczęła w sposób, który tylko ja mogłam zrozumieć. – Wiem, że od chwili gdy dowiedzieliśmy się o mojej chorobie, szczerze nie rozmawiałyśmy, więc chyba czas to zrobić.
- Chyba tak – mruknęłam, bojąc się co usłyszę.
- Wiesz, tu nie ma, co tłumaczyć, jak będziesz matką, zrozumiesz, ale teraz chcę, byś wiedziała, że bardzo mocno cię kocham i nigdy nie przestanę.
- Ja ciebie też – przerwałam jej, a po moim policzku spłynęła łza.
- Po prostu słońce, odpowiedz sobie na jedno pytanie. Czy mogłabyś żyć, słysząc cichutki głos gdzieś z daleka, który pyta „Dlaczego mnie zabiłaś, mamo?” i tak cały czas, do końca życia, raz głośniej, raz ciszej, ale zawsze gdzieś tam za tobą będzie, dałabyś radę? Bo ja nie, nie mogłabym zabić żadnego dziecka, widząc przed oczami ciebie, moją małą księżniczkę, po prostu nie mogłabym żyć, wiedząc, że zabiłam taki skarb. Przemyśl to i dobranoc, śpij lukrowo – rozłączyła się, kończąc naszą rozmowę moim ulubionym słówkiem, a ja padłam na łóżku i zaczęłam płakać, bo wiedziałam, że to była moja ostatnia rozmowa z mamą, po prostu to czułam, a między wersami wyczytałam, że prosiła mnie, bym zaopiekowała się moją siostrą, bo ona już nie będzie mogła.
Kilka dni później do domu wróciły dwie osoby, moja siostra Liwia i mój tata. Będę szczera, dziewczyna jest okropna, cała czerwona i ciągle płacze, ale czasami, jak przestaje, nawet ładnieje i ma śliczne ciemnoniebieskie oczy, więc jest nawet znośna. Za to moja mama też wróciła, jako nasz Anioł Stróż, całej rodziny. Z tego co wiem, w baśniach nie ma Aniołów, więc załóżmy, że to gadający kot lub dobra wróżka i w tym miejscu następuję nasze żyli długo i szczęśliwie, a dwie królewskie siostry, choć obydwie próbowały się wymordować nawzajem, otruć lub zamienić w żabę z mniejszym lub większym powodzeniem, gdzieś tam w głębi duszy się kochały, po prostu czuły, że siebie potrzebują. Szczególnie pierworodna księżniczka, która zawsze choć wiedziała, że mama czuwa, tęskniła za nią, a tę wielką dziurę po jej utracie zalewała tęsknota, ale razem we trójkę, żyli długo i lukrowo swoim wieżowcu, znaczy się zamku.
II miejsce: Natalia Modła, Szkoła Podstawowa nr 37 w Szczecinie
„Każdy ma prawo do życia”
Dzień był mroźny i chylił się ku końcowi. Płatki śniegu spadały leniwie z nieba, a ostatnie promienie słońca oświetlały mały, uroczy domek. Biały puch okrył wszystko dookoła. Świat wyglądał pięknie. Przypominał ilustrację z bajki o Królowej Śniegu. Ten błogi widok zmąciła smutna, kobieca postać przemykająca chodnikiem. Zmierzała do uroczego domku. Po przejściu przez furtkę, nerwowo wyciągnęła z torebki klucz, otworzyła drzwi i weszła do środka. W przedpokoju zdjęła płaszcz, osunęła się na ziemię i wybuchła spazmatycznym płaczem. Miała wrażenie, że jej życie to pasmo niekończących się nieszczęść. Niecałe trzy miesiące temu w wypadku samochodowym zginął jej ukochany mąż i rodzice. Miesiąc później dowiedziała się, że jest w ciąży. Łudziła się, że ten cud pomoże jej wrócić do normalnego życia. Niestety, kilka dni temu, będąc u ginekologa, usłyszała:
- Jest pani w ciąży bliźniaczej. Nie mam dobrych informacji. Podejrzewam, że dzieci mają zespół Downa. Na USG widzę nieprawidłowości. Musi Pani pilnie wykonać test PAPP‑A. To przesiewowe badanie prenatalne w kierunku zespołu Downa, Edwardsa i Patau. Badanie wykonuje się z próbki krwi. Jeśli wyjdzie pozytywnie, to powinna Pani rozważyć aborcję. Decyzję trzeba podjąć szybko, ponieważ płody będą miały wkrótce dwanaście tygodni. Jeśli zdecyduje się Pani na zabieg, to powinniśmy go wykonać najpóźniej do końca trzeciego miesiąca ciąży.
Anna nic więcej już nie słyszała, pomimo że lekarz tłumaczył jej coś przez następne piętnaście minut. Przez jej głowę przebiegało tysiąc myśli na sekundę, a w każdej z nich kluczowe było słowo „down”. Wyraz ten atakował jej zmęczony, a zarazem bezradny umysł.
- Jak ja sobie z tym wszystkim poradzę? – szeptała. – Dwoje chorych dzieci… Nie dam rady! Nie mam nikogo do pomocy! Co robić?!
Dzisiaj Anna odebrała wynik testu i była na konsultacji u swojego lekarza. Niestety, badanie wyszło źle. Przez ostatnie dni żyła jak w transie. Wszystkie czynności wykonywała automatycznie. Nie była w stanie pracować, spać, jeść ani myśleć. Za cztery dni wyznaczono jej termin zabiegu. W zasadzie ginekolog podjął decyzję za nią. Stwierdził, że wychowywanie dwójki dzieci z zespołem Downa przez samotną kobietę to praca ponad jej siły. Dodał, że aborcję może przeprowadzić w piątek o godzinie dziesiątej. Anna tylko bezwiednie przytaknęła głową i wyszła z gabinetu. Nie pamiętała nawet, jak przemierzyła drogę do domu. Siedząc na podłodze w przedpokoju, zastanawiała się, co teraz będzie. Śmierć męża i rodziców załamała ją. Ciąża sprawiła, że poczuła, iż mąż podarował jej najpiękniejszy prezent na świecie. Dziecko jest przecież jego cząstką. Przez chwilę wydawało się jej, że odzyskała go. A teraz… co będzie teraz? Anna utraciła poczucie czasu, pogrążając się w coraz to większej rozpaczy. Nie pamiętała, kiedy wstała z podłogi i położyła się na łóżku w sypialni. Nie wiedziała też, kiedy zasnęła. Skulona, co chwilę nerwowo przewracała się na łóżku z jednego boku na drugi. Śniło się jej, że jest w swoim brzuchu i widzi dwie małe istotki wielkości fasolki. Ich serduszka biją głośno i szybko. W pewnym momencie jedna z fasolek rzekła do drugiej:
- Słyszałaś? Ten pan, u którego była mama powiedział, że jesteśmy chore!
- Chore? Jak to chore?- z zaciekawieniem odpowiedziała druga fasolka.
- Powiedział, że mamy Downa – rzekło pierwsze maleństwo.
-Down? Jaki Down?! – krzyknęła druga istotka.
- Mam nóżki? Mam! Mam rączki? Mam! Mam głowę? Mam! A ty?
-Też mam! – potwierdził pierwszy okruszek i wyszeptał:- Nie rozumiem zatem, dlaczego ten pan powiedział mamie, że musi nas usunąć.
- Usunąć?! Co to znaczy usunąć? Pozbyć się nas? To znaczy zabić?! Wyrzucić na śmietnik?! Czy to będzie bolało?!- zapytała druga fasolka.
- No nie wiem? Pewnie tak ‑odrzekł pierwszy okruszek.
- Przecież ja kocham mamusię całym sercem. Moim największym marzeniem jest ją zobaczyć i wtulić się w jej ramiona. Sądziłem, że mamusia kocha mnie tak samo i nigdy, przenigdy nie pozwoli mnie skrzywdzić! – stwierdził drugi bączek, po czym dodał:
- Czy zawsze jest tak, że jak dziecko zachoruje, to mama przestaje je kochać i pozbywa się go? A gdybyśmy byli zdrowi, urodzili się, a potem stali się chorzy, to mama pozwoliłaby nas zabić?! Czy zawsze każda rodzina pozbywa się chorego jej członka?
- Już ci mówiłem, że nie wiem – odparł smutno pierwszy okruszek i dodał:
- A może jak zaczniemy mamusię bardzo prosić, żeby zmieniła zdanie, to pozwoli nam się urodzić! Może też nas pokocha?
- Może – odrzekł zrezygnowany drugi maluszek.
- W takim razie, żeby mamusia nas usłyszała, kop mocno nogami i głośno krzycz razem ze mną: – Mamusiu, mamusiu kocham cię! Proszę, nie pozwól nas zabić! – powiedziała pierwsza fasolka.
- Dobrze. To zaczynamy na raz, dwa, trzy- krzyknął drugi okruszek.
- Mamusiu, mamusiu, kocham cię! Proszę, nie pozwól nas zabić! Mamusiu, mamusiu, kocham cię! Proszę, nie pozwól nas zabić! Mamusiu, mamusiu, kocham cię! Proszę, nie pozwól nas zabić!
Anna widziała, jak oba maleństwa, rozpaczliwie krzycząc, wierzgały energicznie swoimi maleńki nóżkami. Ich mikroskopijne serduszka biły głośno i szybko, jakby za chwilę miały wyskoczyć z piersi. Przerażona przebudziła się na chwilę, po czym ponownie zapadła w sen. Tym razem śniło się jej, że siedzi na ławce w parku. Obok jest mąż. Żyje – przeżył wypadek. Anna jest szczęśliwa. Nagle mąż wstaje i idzie w kierunku dwójki dzieci. Ich dzieci. Chłopiec i dziewczynka, chichocząc, wpadają w ramiona taty, który podnosi każde z nich po kolei i podrzuca do góry. Szczęśliwe maluchy biegną w kierunku Anny, rzucają się jej na szyję i krzyczą jedno przez drugie:
– Kocham cię, mamusiu!
Oczy mają w kształcie migdałów, charakterystyczne dla zespołu Downa. Dzieci całują Annę po policzkach, a następnie biegną na pobliski plac zabaw. Mąż w tym czasie podchodzi do Anny i szepcze:
- Kocham cię. Nasze dzieci są najwspanialsze na świecie. Nie wyobrażam sobie bez nich życia.
W tym momencie alarm budzika wyrwał Annę ze snu. Była godzina siódma rano. Musiała wstać i iść do pracy. Dzień minął jej szybko. Wszystkie czynności wykonywała automatycznie. Nie zastanawiała się nad nimi. Przed oczami cały czas widziała męża i ich chichoczące, szczęśliwe dzieci. W drodze z pracy do domu zdała sobie sprawę, że mija park. Ten sam, który widziała we śnie. Czuła, że musi do niego wejść. W oddali za drzewami dostrzegła plac zabaw i ławkę. Jak w amoku podążyła w tamtym kierunku. Pomimo że była zima, na placu ujrzała młodą kobietę, która ubijała łopatką śnieg w małej plastikowej foremce. Następnie szybkim ruchem odwracała ją i kładła na brzegu drewnianej obudowy piaskownicy, robiąc z niej śnieżną babkę. Obok kobiety na wózku inwalidzkim siedział mały chłopiec. Miał około pięciu lat. Jego twarz wykrzywiał grymas. Ręce wyginały się dziwnie w różnych kierunkach, tak jakby ich właściciel nie panował nad nimi.
Anna poczuła, że musi do nich podejść. Zbliżyła się powoli i nieśmiało rzekła:
- Dzień doby. Nazywam się Anna. Czy mogę z panią chwilkę porozmawiać? Jestem w bardzo trudnej sytuacji. Nie wiem, co mam robić i nie mam nikogo, kto mógłby mi pomóc. Widzę, że pani ma chore dziecko. Ja również mam chore dzieci. Jestem w ciąży – w ciąży bliźniaczej. Oboje mają zespół Downa. Jestem sama. Chyba nie dam rady ich urodzić i wychować. Lekarz sugeruje mi, że powinnam dokonać aborcji. Jak pani sobie radzi z niepełnosprawnym dzieckiem? Czy rozważała pani aborcję?
Kobieta z parku uśmiechnęła się lekko i ze smutkiem w oczach odpowiedziała:
- Nie – nie rozważałam. Nie musiałam. Moje dziecko urodziło się zdrowe. Jego stan jest wynikiem wypadku samochodowego. Ale nawet gdybym wiedziała wcześniej, że mój syn będzie chory, to urodziłabym go. Przecież nikt nie wie, co czeka go w przyszłości. Rodząc zdrowe dziecko, nie mamy pewności, że zawsze będzie zdrowe i pełnosprawne. Dzieci trzeba kochać zawsze. Skoro matka w ciąży decyduje się na aborcję z powodu wady płodu, to idąc tym tokiem rozumowania – matka, która urodziła zdrowe dziecko, a stało się ono chore i niepełnosprawne, powinna dokonać jego eutanazji. Można powiedzieć, że niezależnie od tego, czy jesteś płodem, małym dzieckiem czy dorosłym, w sytuacji, kiedy stajesz się niepełnosprawny, nie powinieneś istnieć.
Ponadto kobieta dodała:
- Czy nie sądzi pani, że każdy ma prawo do życia?
Anna uśmiechnęła się i skinęła głową. Następnie odpowiedziała:
- Dziękuję. Rozmowa z panią poukładała mi myśli w głowie. Chyba już wiem, co powinnam zrobić. Życzę pani i synkowi dużo zdrowia. Do widzenia.
Anna, gładząc przez płaszcz swój brzuch, udała się w kierunku domu. W jej głowie brzęczały myśli „Jeśli zdrowe dziecko stanie się niepełnosprawne, to przecież matka się go nie pozbywa”. Aborcja, eutanazja – przecież to prawie to samo. W jednym i drugim przypadku pozbawia się kogoś życia. Anna była pewna, że gdyby znalazła się w takiej samej sytuacji, jak kobieta w parku, to kochałaby swoje dziecko bezgraniczną miłością i zrobiłaby dla niego wszystko, co tylko jest możliwe. Była już też pewna, że urodzi te dzieci. Poradzi sobie ze wszystkim. Jeszcze nie wiedziała jak, ale na pewno poradzi sobie. Kocha te dzieci i zrobi, co w jej mocy, aby były szczęśliwe. One zasługują na życie, tak jak wszystkie inne dzieci.
Następnego dnia rano Anna odwołała piątkową wizytę u lekarza. W internecie znalazła kontakt do stowarzyszenia zrzeszającego rodziców dzieci chorych na zespół Downa. Uzyskała od nich kontakt do wspaniałego lekarza, który poprowadził jej ciążę. Zyskała także nowych przyjaciół – osoby, które znalazły się w takiej samej sytuacji jak ona. Miały dzieci chore na zespół Downa. Ich wsparcie i cenne rady pozwoliły Annie przygotować się na przyjście na świat jej dzieci. Jedna z nowych przyjaciółek Anny uświadomiła jej ponadto, że powinna spróbować odnowić kontakty z rodzicami męża. Kobieta nie widziała ich od pogrzebu. Nidy nie miała z nimi dobrego kontaktu. Oboje nie tolerowali jej i byli przeciwni ślubowi. Uważali, że ich syn zasługuje na lepszą żonę. Obwiniali ją o jego śmierć. Przecież to po nią jechał tamtego dnia. Padł deszcz, a ona nie chciała wracać z pracy do domu autobusem. Poprosiła go, aby po nią przyjechał i po drodze zabrał jej rodziców. Zaprosiła ich na obiad. Anna oddałaby wszystko, by móc cofnąć czas. Niestety, cofnąć się go nie da. Trzeba żyć dalej.
Anna na kilka dni przed porodem sięgnęła po słuchawkę telefonu i wykręciła numer do rodziców męża. Pełna napięcia, rozdygotana, usłyszała głos teściowej:
- Słucham?
- Dzień dobry. To ja Anna – rzekła. – Wiem, że jestem ostatnią osobą na świecie, z którą chcielibyście rozmawiać, ale muszę wam o czymś powiedzieć.
W słuchawce panowała cisza. Anna nieśmiało wyszeptała:
- Jestem w dziewiątym miesiącu ciąży. Będę miała bliźniaki. To są wasze wnuki. Dzieci są chore. Mają zespół Downa. Niczego od was nie oczekuję. Po prostu uważam, że powinniście wiedzieć.
W słuchawce nadal panowała cisza. Anna zrezygnowana przerwała połączenie. Trzy dni później stawiła się w szpitalu. Ze względu na stan zdrowia miała mieć przeprowadzone cesarskie cięcie. Po operacji na sekundkę pokazano jej dzieci. To była dziewczynka i chłopiec. Oboje wyglądali uroczo. Następnie kobieta została przewieziona na swoją salę. Zmęczona, ale szczęśliwa, zapadła w głęboki sen. Obudziła ją rano pielęgniarka, która pomogła jej wstać z łóżka, wziąć prysznic i przebrać się. Anna niecierpliwie czekała na obchód lekarski i moment, w którym przywiozą jej dzieci. Drzwi sali otworzyły się z piskiem, ale zamiast lekarzy zobaczyła swoich teściów.
- Proszę państwa, o tej porze nie wolno jeszcze odwiedzać pacjentów. Dopiero po godzinie dwunastej – krzyknęła do nich pielęgniarka z holu.
- Proszę pani, ale to jest bardzo pilna sprawa. My tylko na moment – odpowiedział teść Anny i wparował na salę razem z teściową, ignorując rozłoszczoną pielęgniarkę.
- Anno – powiedziała teściowa. – Dziękujemy ci, że do nas zadzwoniłaś. Przepraszamy cię za nasze zachowanie. Wiemy, że nie jesteś winna śmierci naszego syna. Ból i rozpacz po jego stracie spowodowały, że nie myśleliśmy rozsądnie. Chcemy ci pomóc w wychowywaniu dzieci.
- Anno, jesteś naszą córką – rzekł teść. – Zrobimy wszystko, żebyś była razem z dziećmi szczęśliwa. Obiecujemy! Bądźmy rodziną, Anno.
Kobieta rozchyliła w niedowierzaniu usta i wyszeptała:
- Ale dzieci są chore. Mają zespół Downa. Czy….?
- Anno! – stanowczo krzyknęła teściowa. – To są dzieci naszego syna. Będziemy je kochać z całego serca.
W tym momencie drzwi sali otworzyły się i wszedł lekarz, który prowadził ciążę Anny. Za nim podążały dwie pielęgniarki z dziećmi. Jedna z pielęgniarek złowieszczo spojrzała na teściów Anny i przez zęby wycedziła:
- Proszę natychmiast opuścić salę. Odwiedziny są po godzinie dwunastej.
Lekarz uśmiechnął się pod wąsem. Znał sytuację Anny i domyślił się, że to są rodzice jej zmarłego męża.
- Spokojnie – powiedział. – Myślę, że to jest wyjątkowa sytuacja i państwo mogą chwilkę jeszcze zostać, jeśli pani Anna wyraża na to zgodę.
Anna skinęła głową twierdząco.
- Pani Anno – rzekł lekarz. – To są pani dzieci. Dziewczynka i chłopiec. Zdarzył się cud. Dziewczynka jest zdrowa! Tylko chłopiec ma zespół Downa.
Pielęgniarki podały zszokowanej Annie najpierw jedno, a potem drugie dziecko. Obie kruszynki wyglądały jak jej mąż na zdjęciach, kiedy był mały. Anna ucałowała swoje dzieci i spojrzała na teściów. Mieli łzy w oczach i patrzyli z wielką miłością na swoje wnuki. Anna wiedziała już, że wszystko będzie dobrze. Z ich pomocą da sobie radę ze wszystkim.
III miejsce: Alessandro Ricciuti, Zespół Szkół Salezjańskich w Ostródzie
Życie jest cudem
Historia, którą chcę opowiedzieć, wydarzyła się naprawdę. To historia moja, mojej siostry, naszej rodziny.
Moi rodzice starali się o dziecko kilka lat. W końcu się udało. Na świat miał przyjść chłopiec.
Mama bardzo dbała o zdrowie swoje i maluszka. Brała witaminy. Miała wiele wizyt lekarskich, ultrasonografię i inne skomplikowane badania, bo dzidziuś chciał szybko z brzucha uciekać. A przecież nie dałby rady na zewnątrz, dlatego trzeba go było w łonie jakoś „przetrzymać”. Mama, mimo błogosławionego stanu, zaczęła mieć kłopoty ze zdrowiem. Mimo to wszyscy byli bardzo szczęśliwi.
Kiedy mama była w 5 miesiącu ciąży, postanowiła odwiedzić rodzinę w Polsce i zrobić badania w kolorach oraz 4D. To była nowość! Wszyscy z niecierpliwością czekali na nagranie, które pokaże dzidziusia. Już można było określić, do kogo jest podobny. Niesamowite.
Wtedy okazało się, że dziecko ma w głowie guza. Dla porównania, był on większy niż kości nosowe. Nie nosek, ale kości. Zaczęło się szukanie pomocy.
Przyjaciółka mamy znalazła lekarza oddalonego o 300 kilometrów, który miał pomóc. Pracował w szpitalu znanym i cenionym w całej Polsce. Mama myślała, że zoperują synka w brzuchu. Na miejscu okazało się, że nic z tym nie można zrobić. Dziecko urodzi się śmiertelnie chore albo martwe, dlatego specjaliści proponują zakończyć ciążę. Co chwila do sali przychodzili lekarze, profesorowie a nawet studenci i próbowali nakłonić mamę do zabiegu. Wtedy mama uciekła na nieuczęszczaną klatkę schodową, usiadła na schodach, modliła się i bardzo długo płakała. Później zadzwoniła do taty, który był za granicą, i powiedziała, że mimo wszystko chce urodzić dzieciątko. Tata również nie miał żadnych wątpliwości.
Tyle lat się starali, czekali, cała rodzina prosiła o tę ciążę w modlitwach, m.in. w Watykanie – tak bardzo wszyscy tego dziecka pragnęli. Decyzja nie mogła być inna.
Na sali mama była ze starszymi paniami, które udzielały swoich rad. Każda z nich uważała, że to egoistyczne i nieodpowiedzialne rodzić „takie” dzieci. Były też przekonane, że tata zostawi mamę i będzie ona sama z „tym problemem” czyli chorym dzieckiem. Podobno każdy facet tak robi. Nie potrafiły zrozumieć, dlaczego młoda dziewczyna psuje sobie życie. One tyle słyszały, tyle wiedziały…
Następnie mama poprosiła lekarzy o natychmiastowy wypis. Wróciła do domu i przygotowywała się do porodu. Niczego się nie bała.
Samo przyjście na świat dziecka, według mnie, było przerażające, ale mama twierdzi, że był to najpiękniejszy czas. Akcja rozwijała się tak szybko, że położne trochę przegapiły ten moment i mama urodziła synka, słuchając tylko siebie, swojego instynktu, a przy niej był tylko mój tata. Żadnego medyka. Było naturalnie i pięknie. Dopiero po wszystkim mamą zajęli się lekarze i położne.
Po 5 latach moi rodzice spodziewali się drugiego dziecka. Znów bardzo długo czekali. Tym razem miała urodzić się dziewczynka. Podobna sytuacja jak wcześniej, dzidzię trzeba było „przytrzymać” w brzuchu z pomocą różnych leków i narzędzi, tylko tym razem dziecko miało być zdrowe.
Chłopiec, którego opisałem wyżej, to ja – Alessandro.
Guz się wchłonął przed samymi narodzinami. Urodziłem się duży i zdrowy. Mam 12 lat, dobrze się uczę, jestem silny i odporny, nawet się nie przeziębiam, a mogłoby mnie nie być…Dzięki moim cudownym rodzicom jestem tu i piszę tę historię.
Natomiast moja siostra urodziła się z rzadką chorobą genetyczną. Moja wymodlona pod każdym krzyżem, świętą figurką, każdym napotkanym kościołem – siostrzyczka, ma śmiertelną chorobę. Modliłem się i prosiłem Boga o rodzeństwo. Nie tak to sobie jako pięciolatek wyobrażałem.
Diagnoza była okrutna – maluszek będzie żyć do roku.
Nasze życie bardzo się zmieniło. Antonia wprowadziła wiele radości, wiele miłości. Nauczyła dostrzegać i cieszyć się z najdrobniejszych rzeczy. Tyle szczęścia chyba nie dałoby żadne zdrowe dziecko.
Nie zawsze jest łatwo, ale jest! Jest ona! Właśnie kończy siedem lat. Siedem trudnych, ale cudownych lat. Ona jest cudem! Prawdziwym, chodzącym cudem.
Dodam jeszcze, że te wyżej wspominane panie ze szpitala bardzo się pomyliły. Mój tata jest odważnym i odpowiedzialnym ojcem. Nigdy by nas nie opuścił. Antonia to jego oczko w głowie. Moje też! Dlatego nie jestem zazdrosny. Uwielbiam się nią zajmować, przytulać, pokazywać nowe rzeczy.
Gdy przychodzą do mnie koledzy i koleżanki, ona jest zawsze z nami. Wszyscy wiedzą, że choć nie mówi, samodzielnie nie chodzi, używa pieluszki, czasem się oślini, to jej obecność jest najlepszym towarzystwem. Moi znajomi wiedzą, jak bardzo ją kocham a jej uśmiech rozczula wszystkich, dlatego jest bardzo lubiana i nikt nie pomija jej w zabawie. Dbają o nią, o nasze Słoneczko.
Mama i tata troszczą się również o mnie i swoje małżeństwo. Rozdzielają czas. Wychodzą na randki, a mi nie pozwalają, bym czuł się samotny czy stał gdzieś z boku. Poświęcają równie dużo czasu na moje zainteresowania czy kłopotki. Czuwają nade mną i nad swoim małżeństwem. To jest piękne i wierzcie mi – do wykonania!
Czasami zastanawiamy się z rodzicami czy ten przypadek z moim guzem, z namawianiem na przerwanie ciąży, nie było taką próbą, albo przygotowaniem do choroby mojej siostrzyczki.
Jestem pewien, że moi rodzice podjęliby słuszną decyzję. Dzieci to cud. Zdrowe czy nie, każdy ma prawo żyć, a na przykładzie mojej siostry – Antonii, wiem, że każde życie, nawet te bardzo kruche może dać nam szczęście, jak nikt i nic dotąd!
Alessandro Riccuti
Szkoły podstawowe IV-VI
I miejsce: Antonina Mrowiec, Publiczna Szkoła Podstawowa nr 12 im. Jana Pawła II w Stalowej Woli
II miejsce: Barbara Kalitka, Szkoła Podstawowa nr 3 im Zbigniewa Herberta we Wronkach
III miejsce: Tomasz Bochiński, Szkoła Podstawowa im. Elizy Orzeszkowej w Warszawie
Wyróżnienie: Agata Krężołek, Niepubliczna Szkoła Podstawowa Domowa Szkoła im. Dzieci z Fatimy w Lublinie
I miejsce: Antonina Mrowiec, Publiczna Szkoła Podstawowa nr 12 im. Jana Pawła II w Stalowej Woli
Gorące rytmy przyjaźni
W niedzielne mroźne popołudnie, siedząc przy biurku, pisałam opowiadanie.
Była to historia oparta na faktach, ubrana w ciekawą fabułę… Pisana przeze mnie praca konkursowa było przedstawieniem wzruszającej historii wielkiej przyjaźni, która z biegiem czasu miała szansę przerodzić się w miłość. Miała szansę, lecz niestety to się nie stało. Jak dotąd…
Jeszcze nic straconego, jednak niepokoiłam się trochę… Już bez mała pół godziny siedziałam bezradnie wpatrując się w okno, szukając natchnienia do dalszej pracy literackiej. Jak zwykle w takich sytuacjach, zazdrosnym wzrokiem wpatrywałam się w blask błękitnej tafli miejskiego lodowiska. Na gładkiej, szklistej powierzchni gromadka dzieci startowała w pierwszych w swoim życiu zawodach łyżwiarskich, prezentując ‑oczekującym na nie rodzicom- pierwszy piruet, mondo, ina bauer. Raz po raz wśród gromkich braw kłaniały się i dziękowały za aplauz. Ileż to szczęścia malował na twarzach dzieci każdy dowód uznania i szacunku ze strony dorosłych. Uśmiechom i podskokom nie było końca…zupełnie inaczej niż w moim pokoju. Panująca w nim atmosfera była bardzo gęsta. Poczucie zaniepokojenia upływającym terminem zgłoszenia pracy konkursowej nie pomagało w znalezieniu natchnienia. Łypiąc jednym okiem w notatnik, a drugim w okno, bezwiednie zaczęłam stukać długopisem w grzejnik. Były to ćwierćnuty, rytm podstawowy mojej ulubionej gorrrącej piosenki„Patrycja cza cza” Stukając ćwierćnuty, mimochodem zaczęłam nucić linię melodyczną śpiewając dźwięki: – c1 e1 g1 c2 c2 c2 a1 h1 h1 h1 g1 a1 a1… d1 f1 g1h1 h1 h1 g1 a1a1 a1 f1 g1 g1… c1 e1 g1 a1 g1 e1 a1 g1 f1… d1 e1 f1 g1 f1d1 g1 f1 d1 e1… Melodia ta towarzyszyła mi praktycznie przez całe życie. Usłyszałam ją po raz pierwszy na weselu mojego kuzyna Krystiana. Gdy orkiestra zaintonowała ten szlagier, mój tata podszedł do mnie i zapytał: – Czy mogę piękną panią poprosić do tańca? – Ależ oczywiście – odparłam bez wahania.
Od tego dnia „Patrycja cza cza” stała się moją ulubioną melodią. Przywoławszy w myślach przemiłe wspomnienia, z uśmiechem na twarzy po raz kolejny wystukując ćwierćnuty, zaintonowałam drugą woltę: – c1e1g1a1g1e1a1g1f1…d1e1f1g1a1h1g1c2…- urwałam, lecz ku mojemu zdziwieniu ktoś„dostukał” po pauzie 2 ósemki i ćwierćnutę na„c2”, jakby chciał dośpiewać„cza cza cza”.
To było niesamowite… Czy to mógł być przypadek? Tego dnia sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy i skutecznie zasiała w moim sercu niepokój.
Podczas wieczornej kolacji byłam jakaś zamyślona. Moi rodzice podejrzewali nawet, że mogę być chora na omikrona, najnowszą z odmian koronawirusa. Tak wiele słyszy się teraz na ten temat, że każda niecodzienna dolegliwość budzi w nas właśnie takie skojarzenia. Nie czułam się jednak źle…Zastanawiało mnie, dlaczego w rurach od ogrzewania słyszę stukanie w momencie logicznie najodpowiedniejszym. Jakby ktoś wykonywał ten utwór razem ze mną…Ale jak to możliwe? Sytuacja powtarzała się przez kolejne dni, jednak z obawy przed posądzeniem o dziwactwa, nikomu nie wspominałam o moich rozterkach. W środę późnym popołudniem, gdy razem z tatą wracałam ze szkoły muzycznej, nie wytrzymałam.
-Tatuś? Czy myślisz, że ktoś może słuchać co robię w pokoju? – Dlaczego pytasz córeczko? Wtedy opowiedziałam tacie tę dziwną sytuację.
- Myślę, że jeśli jesteś agentką obcego wywiadu lub ważnym politykiem, możesz mieć założony podsłuch.
- Co to za pomysł? – spytałam.
Tata zaśmiał się życzliwie.
- Bardziej jednak prawdopodobne jest, że ktoś zna tę samą melodię co ty i nuci ją razem z tobą, a śpiew i stukanie w grzejnikach może roznosić się po całym budynku po rurach. Uważam, że nie powinnaś się bać. Możesz wyjaśnić tę zagadkę, szukając kto to może być. Sam jestem ciekaw. Wiedziałam, że mój tatuś zawsze potrafi doradzić w trudnej sytuacji. Przez kolejne dni próbowałam nawiązać kontakt ze współwykonawcą, jednak bezskutecznie. W sobotę usłyszałam stukanie innego rytmu, bardziej doniosłe, jakby silniejsze, metaliczne. Założyłam kurtkę i wyszłam z domu. Dźwięk zaprowadził mnie do piwnicy bloku, w którym mieszkam. Na samym końcu ciemnego korytarza usłyszałam ciężki oddech, jakby sapanie. Przeraziłam się, ale coś nie pozwalało mi zignorować zastanej sytuacji. Ksiądz Stanisław – mój katecheta – prowadząc lekcje religii zawsze mawia: „Nigdy nie możemy zignorować okazji do czynienia dobra!” Ta sytuacja wyglądała mi na mega okazję, choć wydawała się być bardzo tajemnicza.
Podeszłam do legowiska, a tam z głową opartą o plecak, przytulona do grzejnika leżała młoda dziewczyna. Zauważyłam, że ma duży brzuszek. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest w ciąży.
Stukała miarowo zgiętym palcem w grzejnik, a założony na jej palcu srebrny różaniec wydawał metaliczny dźwięk. Podeszłam jeszcze bliżej. Bez słów wystukałam rytm mojej melodii na grzejniku, a dziewczyna bez wahania zanuciła ją…Byłam pewna, że wyjaśniłam moją zagadkę.
- Co tutaj robisz? – zapytałam nieśmiało.
- To moja baza wypadowa – odparła.- Zbliża się termin narodzin Zosi.
Dziewczyna ze łzami w oczach spojrzała na swój brzuszek. Ja również zauważyłam delikatne ruchy dziecka.
- Mogę dotknąć? – spytałam.
Skinieniem głowy nieznajoma dała mi znak, że nie ma nic przeciwko temu.
Od razu poczułam delikatne kopnięcia. Byłam bardzo wzruszona, tym bardziej, że jako jedynaczka nigdy nie miałam okazji do takich przeżyć.
Nie dawałam za wygraną: – Jak masz na imię? Dlaczego jesteś tutaj sama? – Mam na imię Patrycja. Kilka miesięcy temu poznałam bardzo miłego chłopaka. On jest naprawdę wspaniały. Rozumieliśmy się bez słów, był moim przyjacielem, mogłam powierzyć mu swoje troski i wyżalić się z problemów domowych. Mój tata przez wiele lat naużywał alkoholu, urządzał w domu awantury, podejmował się jedynie okazjonalnych prac dorywczych, które nie pozwalały na godne życie. Wtedy mama postanowiła wyjechać na sezonowe prace do Włoch. Przez pierwsze miesiące często nas odwiedzała, jednak ostatnio jej wizyty były coraz rzadsze, aż w końcu całkowicie zerwała kontakt z rodziną. Zostałam z ojcem sama. Tata spotykał się z koleżankami i nie miał dla mnie czasu, dlatego gdy pojawił się Piotrek, poczułam ogromne szczęście.
Wierzyłam, że moje życie się odmieni, wreszcie poczułam się dla kogoś ważna. Po kilku miesiącach, okazało się, że jestem w ciąży. Do pewnego momentu wspólnie cieszyliśmy się z tego faktu. Potem jednak rodzice Piotrka zaczęli go zmuszać do rozstania ze mną. Uznali, że jest jeszcze zbyt młody na trwały związek. Doszło nawet do tego, że jego tata przyszedł do mojego i zaproponował mu dwadzieścia tysięcy złotych w zamian za przekonanie mnie do aborcji.
Najgorsze jest to, że zamiast od razu odmówić mój ojciec zaczął się zastanawiać. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Ostatecznie nie przyjął tych pieniędzy, ale nasze relacje bardzo się pogorszyły. Tata powiedział, że zostawia mi wolny wybór, ale jeśli urodzę to dziecko, muszę radzić sobie sama – w tym momencie dziewczyna zamilkła, a po chwili rozpłakała się, mnie wprost zamurowało. Nie wiedziałam co mam zrobić i jak się zachować. Usiadłam obok niej i zaczęłam pocieszać.
- Gdybym mogła cofnąć czas, na pewno inaczej pokierowałabym swoim życiem- kontynuowała Patrycja.- Cóż, muszę teraz ponieść konsekwencje swoich błędnych decyzji. Piotrek mnie zostawił.
Posłuchał swoich rodziców. Nakłania mnie do przerwania życia Zosi, ale ja już nawet nie odbieram telefonów od niego. Nie chcę go nawet widzieć. Całymi popołudniami próbuje mnie namierzyć pod moim blokiem, a ja nie chcąc z nim rozmawiać, błąkam się po blokach dzień w dzień. Boję się, że może zmusić mnie do zabicia Zosi.
- Musi być ci bardzo ciężko.. Skąd czerpiesz siłę do znoszenia tego wszystkiego? – Kiedyś przy spowiedzi otrzymałam od jednego zakonnika ten metalowy różaniec i myślę, że tylko dzięki niemu zdołałam przetrwać ten ciężki czas. Cieszę, się że mnie tu znalazłaś- wyznała Patrycja.
- Przywiodła mnie tutaj moja ulubiona piosenka- powiedziałam.- Chyba też jest ci bliska. Skąd ją znasz? – Usłyszałam ją po raz pierwszy na molo w Sopocie, gdy mały saksofonista wraz z kolegami wykonywał ją brawurowo wśród gromkich owacji turystów. Od razu wpadła mi w ucho.
Po rozmowie z Patrycją blokowej brudnej piwnicy, postanowiłam, że i ja przydam się światu. Zapragnęłam pomóc nowej koleżance, najlepiej jak tylko będę mogła. Poprosiłam ją, by następnego popołudnia przyszła znowu pod moją klatkę. Na pożegnanie wymieniłyśmy się numerami telefonów.
Nadszedł czas kolacji. Mama przygotowała pyszną sałatkę i zaprosiła nas do stołu. Bardzo chciałam opowiedzieć rodzicom o dzisiejszym spotkaniu z Patrycją, ale nie wiedziałam od czego zacząć.
- Wiesz, tato. Udało mi się rozwikłać zagadkę gorących rytmów z grzejnika- powiedziałam z entuzjazmem.
- Poważnie?- zapytał zdziwiony.- Jak tego dokonałaś? – Za twoją radą chodziłam wzdłuż rur, w których słyszałam dźwięki, aż dotarłam do blokowej piwnicy. Tam spotkałam kogoś niezwykłego.
Rodzice byli wyraźnie zainteresowani, więc zrelacjonowałam im przebieg rozmowy z Patrycją.
Opowiedziałam jej smutną historię, która wywołała wzruszenie na ich twarzach. Zaproponowali, żebym jutro zaprosiła nową koleżankę na obiad.
Zgodnie z umową Patrycja pojawiła się nazajutrz pod moją klatką.
- Chodź, idziemy! Pokażę ci swój pokój- zawołałam.
- Chętnie skorzystam z zaproszenia- odparła nieco zawstydzona nastolatka.
Poczłapałyśmy razem w kierunku windy. Patrycja miała ze sobą tylko wierzchnią pikowaną kurtkę oraz plecak wypełniony książkami, była nieco zmieszana, obawiała się reakcji i osądów ze strony moich rodziców. Wyjechałyśmy razem na najwyższe piętro…weszłyśmy do mieszkania. Mama przywitała naszego gościa serdecznym uśmiechem.
Patrycja nieśmiało odwinęła szalik i powiedziała: – Dzień dobry państwu, mam na imię Patrycja… Tata opuścił gazetę i wyłonił się z salonu. Przywitawszy się, zaprosił nas wszystkich do stołu.
Mama podała gorącą zupę i pachnącą zapiekankę z kurczakiem. W czasie posiłku Patrycja dała się poznać od jak najlepszej strony. Okazało się, że jej wielką pasją jest malowanie. To bardzo spodobało się mamie, w której także tkwiła uśpiona dusza artysty.
- Cieszę się, że mogliśmy cię poznać- powiedział tata.- Prawdę mówiąc myślałem, że mojej córeczce nadmiernie rozbujała wyobraźnia, ale jak się okazuje w naszej piwnicy rzeczywiście zamieszkał jakiś dobry duszek.
Rodzice bardzo przejęli się trudną sytuacją dziewczyny i po dłuższej rozmowie obiecali zrobić wszystko, co w ich mocy, by pomóc Patrycji.
- Jestem państwu taka wdzięczna, dziękuję że okazujecie mi tyle zrozumienia.
Od tego dnia Patrycja przychodziła do nas codziennie. Zamiast w piwnicy spędzała popołudnia razem z nami. Po szkole jadłyśmy obiad, spacerowałyśmy i odrabiałyśmy prace domowe.
Wieczorem razem z tatą szliśmy odprowadzić Patrycję do jej domu.
Pewnego dnia rodzice po rozmowie z dziewczyną doszli do wniosku, że powinna znaleźć miejsce, w którym otoczona zostanie fachową pomocą i wsparciem materialnym po urodzeniu dziecka, zwłaszcza że termin porodu zbliżał się wielkimi krokami.
Mój tata postanowił poważnie porozmawiać z ojcem Patrycji. Zaproponował, że zorganizuje dla młodej mamy odpowiednią pomoc. Pan Jurek przystał na ten pomysł, zgodził się na przeprowadzkę swojego dziecka, sam nie potrafił bowiem zapewnić należytej opieki ciężarnej córce. Tata wspólnie z panem Wojtkiem, radnym naszej dzielnicy, zdołali uprosić siostrę Małgorzatę, by znalazła miejsce dla Patrycji w – prowadzonym przez Zgromadzenie Sióstr Albertynek- Domu Samotnej Matki. Patrycja bardzo chętnie na to przystała.
Pomagałam jej z wielką radością w przeprowadzce. Moja mama także zaangażowała się w przygotowanie wyprawki dla, mającej się narodzić, maleńkiej Zosi.
- Nie wiem jak mam wam wszystkim za to dziękować. To cudownie, że będę mogła tu przebywać tak długo jak będzie trzeba…Nie znajduję słów, by wyrazić moją wdzięczność…- mówiła Patrycja, rozkładając swoje drobiazgi w nowym pokoiku.
Z rodzicami byliśmy bardzo wzruszeni…To były wyjątkowo piękne chwile.
- Martynko, skoro ty się tak przyjaźnisz z Patrycją, to myślę, że będzie to przyjaźń już na całe życie. Pewnie i wasi przyszli mężowie będą mogli na siebie liczyć.
- Tak mamusiu, jestem pewna, że masz racje. Przecież nigdy się nie mylisz… – Patrycja, obiecaj mi, że nadal będziesz nas odwiedzać i dzwonić!- nalegałam.
- Obiecuję Martynko, obiecuję!- przyrzekła przyjaciółka.
Po kilku dniach otrzymaliśmy wyczekiwany telefon. To była informacja, że w szpitalu im. Jana Pawła II dzisiejszej nocy przyszła na świat maleńka Zosia. Waży trzy kilogramy i jest okazem zdrowia. Niestety ze względu na panującą pandemię nie mogliśmy odwiedzić Patrycji i Zosi w szpitalu, jednak gdy tylko wyjdą do domu spotkamy się znów wszyscy razem, świętując nasze spotkanie i szczęśliwe zakończenie tej jakże trudnej historii. Na szczęście kolejne niewinne życie zostało uratowane. Jak widać, przy odrobinie wsparcia, każda sytuacja może mieć szczęśliwe zakończenie. Tak właśnie stało się w przypadku Patrycji i jej córeczki Zosi, jednej z najbardziej bezbronnych istot na świecie.
Głęboko wierzę, że właśnie wiara i serce otwarte na bezinteresowną pomoc bezbronnemu w potrzebie sprawiły, że zyskałam znacznie więcej niż mogłam przypuszczać- nową przyjaźń.
A przecież ta przygnębiająco zapowiadająca się historia młodej matki, wcale nie musiała zakończyć się tanecznym happy endem…w gorącym rytmie cza-cza.
II miejsce: Barbara Kalitka, Szkoła Podstawowa nr 3 im Zbigniewa Herberta we Wronkach
Rodzina cudów
Otwieram powoli oczy… Poranne promienie słońca przedzierają się przez zasłonki. Wokół panuje błoga cisza… Słychać tylko miarowy tykot zegara. Szybko próbuję sobie przypomnieć jest dzisiaj dzień. No tak sobota. Odwracam głowę na bok, aby spojrzeć na budzik. Już dziewiąta! Wzdycham ciężko i siadam na rogu łóżka. Niby takie proste, zwyczajne rzeczy: oddychanie, mruganie oczami, siadanie, jedzenie. Ale nie dla wszystkich…
Jestem Basia i mam 12 lat. Dziś jest ważny dzień. Sobota. Najpierw posprzątam swój pokój, potem pójdę na zbiórkę harcerską, a następnie spędzę cały dzień z Alicją. Alusią. Alunią. Kim jest Ala?
Przedstawię Wam historię rodzinną, którą opowiedziała mi moja babcia kilka lat temu. Gdy pierwszy raz ją usłyszałam długo nie mogłam zasnąć. Targały mną wielkie emocje, bo przecież wciąż jestem dzieckiem. Dziś mogę stwierdzić, że urodziłam się w rodzinie pełnej cudów. Ale od początku.
Moja mama ma jedyną siostrę. Ciocia jest młodsza od mojej mamy o 3 lata, ale zawsze były ze sobą bardzo zżyte jak bliźniaczki. Chociaż nie są do siebie podobne i mają różne charaktery zawsze bardzo się wspierają. Moja mama często kieruje się sercem, a ciocia rozumem – tak mówi moja babcia. Tak się złożyło, że w tym samym roku poznały swoich chłopaków, a później postanowiły wyjść za mąż.
Moi rodzice, mimo że bardzo się kochali i chcieli mieć dzieci, wciąż nie mogli się ich doczekać. Oboje żarliwie się modlili, aby zdarzył się jakiś cud. Mama bardzo modliła się do Matki Boskiej Góreckiej o ukochane dziecko. Mój tata bardzo wspierał mamę i wspólnie wybrali się nawet na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy w tej intencji.
Niestety ciocia też nie mogła zajść w ciążę. Wraz ze swoim mężem jeździli dużo po lekarzach, robili wiele badań, próbowali różnych terapii, ale nic z tego wynikało.
Mijały lata i cała rodzina pogodziła się z tym, że nie doczekają się potomstwa. Moja mama stwierdziła, że chyba Bóg tak chciał, ale nie ustawała dalej w modlitwach o dziecko dla siebie i swojej siostry. Ciocia natomiast jako umysł ścisły stwierdziła, że nauka oraz geny zawiodły i tyle. Najwyżej kupią sobie z wujkiem psa.
Po siedmiu latach małżeństwa moim rodziców i cioci zdarzył się jednak cud. Okazało się, że moja mama i jej siostra są w ciąży. Wszyscy niesamowicie się cieszyli i snuli opowieści, jak to będzie fajnie mieć dzieci w tym samym wieku. Razem będą się bawić, uczyć jeździć na rowerku, podjadać słodycze, siedzieć w jednej ławce szkolnej, chodzić na dyskoteki.
Gdy moi rodzice cieszyli się spokojnym przebiegiem ciąży, ciocia trafiła do szpitala. Okazało się, że jej dziecko nie rozwija się prawidłowo. Radość moich rodziców przygasła. Cóż miała powiedzieć moja mama, gdy poznała płeć dziecka w czasie, gdy jej siostra nie wiedziała czy urodzi zdrowe dziecko?
Mamusia pomimo wszystkiego jeździła do swojej siostry do szpitala. Wspierała ją ze wszystkich sił psychicznie i duchowo. Jednak najgorsze było przed nią. Pewnego wieczora okazało się dziecko cioci urodzi się niepełnosprawne, jeśli w ogóle urodzi się żywe. Obie wówczas bardzo to przeżyły i niesamowicie płakały. Ciocia i wujek byli załamani.
Mama po powrocie do domu bardzo gorliwie się modliła o jeszcze jeden cud – aby dziecko okazało się zdrowe. Gdy po tygodniu razem z tatą pojechali odwiedzić ciocię, zastali przy niej wujka. Oboje byli bardzo poważni i zasmuceni, a ciocia nieobecna duchem. Poinformowali ich, że nie chcą chorego dziecka, nie potrafią go pokochać i nie wyobrażają sobie całego dalszego życia pełnego wyrzeczeń i poświęceń. I co się stanie z tym dzieckiem jak ich zabraknie?
Moi rodzice byli zdruzgotani. Ale jak to? Oni nigdy nie pomyśleli w ten sposób. Nawet gdyby ciąża mamy była zagrożona, a dziecko miało urodzić się chore, to już wcześniej podjęli decyzję, że zrobią wszystko, aby ich dziecko się urodziło. To przecież ich cząstka, zrodzona z ich miłości, ich potomek, ich skarb…
Mama długo nie mogła pogodzić się z tą sytuacją. Słowo „aborcja” budziło w niej skrajnie negatywne emocje. Była zła, rozżalona i wstrząśnięta zachowaniem swojej siostry. Nie tak wychowała je babcia. Nie takie wartości im przekazała. Mama znowu poprosiła Najjaśniejszą Panienkę o pomoc. Aby jej siostra w nienarodzonej istocie zobaczyła swoje ukochane i długo oczekiwane dziecko – cud życia.
Na drugi dzień zadzwoniła ciocia ze szpitala, że dziecko ułożyło się w nocy w taki sposób, że można zrobić bardziej szczegółowe badania. Moja mamusia wzięła to za dobry znak. Ktoś chyba jednak czuwa nad naszą rodziną.
W kwietniu tamtego roku na świat przyszłam ja jako wcześniak, a rodzice zwariowali na moim punkcie. Mama w czasie mojego porodu dostała krwotok i prawie umarła, ale na pewno uratował ją różaniec, który miała ze sobą i spadł z szafki, jak straciła przytomność. Na szczęście położne szybko zorientowały się co się dzieje i lekarze uratowali mamę.
Radość z moich narodzin przygaszał w rodzinie zły stan zdrowia cioci i jej nienarodzonego dziecka. Przez większość ciąży musiała ona leżeć w szpitalu. Okazało się również, że poród odbędzie się poprzez cesarskie cięcie, bo dziecko jest ułożone nóżkami w dół. Tego dla cioci było chyba za wiele, bo wpadła w depresję i nikt nie wiedział jak jej pomóc.
Pewnej gorącej lipcowej nocy zadzwonił telefon. To wujek dzwonił ze szpitala z wiadomością, że został tatą pięknej dziewczynki. Bardzo płakał do słuchawki i mój tata musiał go uspokajać. Niestety ciocia miała depresję i nie mogła karmić dziecka. Na ratunek przyszła moja mama, która dzieliła pokarm między mnie a kuzynkę. Tak przez 3 miesiące karmiła dwie dziewczynki, więc jesteśmy prawie jak siostry.
Ta piękna dziewczynka to właśnie Alicja – moja najukochańsza kuzynka. Ma wiele schorzeń, choruje m. in. na chorobę Leśniowskiego – Crohna. Będzie całe życie osobą z niepełnosprawnością, ale rodzice kochają ją całym sercem i nie wyobrażają sobie życia bez niej.
Dobrze, że w odpowiednim momencie życia ciocia zamieniła rozum na serce i podjęła dobrą decyzję. Nie mam rodzeństwa i Alusia jest mi najbliższa. Nie bawiłyśmy się razem jako maluszki, bo Ala długo nie chodziła. Nie jeździmy razem na rowerach, bo Ala ma pokrzywione nóżki. Nie siedzimy w jednej ławce, bo Alunia chodzi do klasy integracyjnej. Nie zjemy razem czekolady, bo Ala ma ścisłą dietę.
Za to wspólnie przystąpiłyśmy do I Komunii Świętej i był to nasz wspólny dzień radości. Cieszymy się z każdej wspólnej soboty spędzonej razem, każda ma swój sposób.
Kocham ją taka ja jest, tak jak Bóg kocha wszystkie swoje dzieci. Życie cudem jest.
Alicja jest cudem życia.
III miejsce: Tomasz Bochiński, Szkoła Podstawowa im. Elizy Orzeszkowej w Warszawie
Ocalić bezbronnego. Cisi bohaterowie dnia codziennego.
Ocalić bezbronnego… Kim jest bezbronny – to osoba lub stworzenie, które nie może się samodzielnie skutecznie obronić przed złem na przykład małe dziecko, osoba chora, starsza, bezpańskie zwierzę. Potrzebuje wsparcia od innych, aby żyć bezpiecznie.
Prawie codziennie można zobaczyć w telewizji, albo przeczytać w gazecie, lub na portalach internetowych o bohaterach, którzy uratowali kogoś z pożaru, wyciągnęli z wody tonącego. Wszyscy znają panią Janinę Ochojską, pana Jerzego Owsiaka, słyszeli choćby o śp. panu Marku Kotańskim. Są oni twórcami, twarzami, wielkich akcji pomocy ludziom w potrzebie. Natomiast ja uważam, że nie doceniamy często osób żyjących obok nas, dzięki którym te wielkie akcje mają szansą powodzenia i realnej pomocy. Nie widzimy w nich ludzi wielkich sercem i duchem. Przykład? Szalik. Taki zwykły, z włóczki. A raczej niezwykły, bo stał się on częścią czegoś wielkiego – próby pobicia rekordu świata dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jeden szalik o długości 150 centymetrów na szydełku wydziergała na szydełku moja babcia, lat prawie 77, a drugi półtorametrowy zrobiłem z mamą na drutach. Szczerze – większość robiła mama, cierpliwie poprawiając opuszczone oczka i ucząc mnie jak wyglądają wzory. Każde oczko, kolejny rządek, zwiększały szansę na to, że się uda. Udało się. W ramach tej akcji powstał szal o długości ponad 4 kilometrów i został wylicytowany za ponad trzy tysiące złotych na aukcji. Dodatkowo zwycięzca ma przekazać szaliki na rzecz potrzebujących. Oczko do oczka, rządek do rządka, szalik do szalika – dzięki wielu dzieciakom, kobietom i mężczyznom, którzy poświęcili kilka godzin swojego czasu, włóczki znalezione w domu, komuś będzie cieplej, ktoś przetrwa zimną noc, a jakieś dziecko będzie miało szansę na oglądanie świata zdrowymi oczami.
Postanowiłem się rozejrzeć wokół siebie, zgodnie z biblijnym niewidzeniem belki w swym własnym oku. I odkryłem, że otaczają mnie cisi bohaterowie.
Właśnie w tej chwili przyszedł do mnie mój szary pies. To jeden z naszych trzech futrzaków. Podobno znaleziony gdzieś pod lasem jako mały szczeniak, do nas trafił z domu tymczasowego jako drugi z kolei. Pamiętam go z początków bytności u nas – przerażony, chudy psi podrostek na długich łapach, o umaszczeniu wilka, na którego widok weterynarz załamał ręce. A powinien mieć wprawę, bo pierwsza była nasza suczka, niespełna 2 kg wiejskiego szczeniaka żywcem zżeranego przez pchły ( ponad 100 z niej spadło, a dokładniej po setnej rodzicom znudziło się liczenie), z dużym brzuchem wypełnionym robalami. Największy był dłuższy od niej. A po kilku latach dołączył do nich starszy psi pan ze schroniska- strasznie śmierdzący i chory, przywieziony przez tatę znienacka. Niespodzianka, że hej. Rudy samiec wielkości labradora, bojący się człowieka i kłapiący zębami ze strachu. Coś o tym wiem, bo i ja nimi oberwałem. Wiele osób wyrzuciłoby takiego psa z domu. A tak naprawdę każdego z naszych psów-sukę trzeba było wszystkiego uczyć, jak to szczeniaka, parę rzeczy zniszczyła. Szarego na początku rodzice karmili po trochu z ręki, co kilka godzin, gotowali specjalnie dla niego, żeby mu nie uszkodzić bardziej żołądka i jelit. A rudy, po kolejnym kłapnięciu zębami i dziabnięciu mnie w nogę, usłyszał od mamy – „Jesteś mój, jesteś w swoim domu i cię nie oddam, ale nie pozwolę ci nikogo w tym domu gryźć. Jeszcze raz i będziesz siedział w kagańcu albo weterynarz spiłuje ci kły”. Mówią, że zwierzęta nie rozumieją ludzkiej mowy, natomiast nigdy więcej on nikogo nie ugryzł specjalnie. A z psa bojącego się dotyku ręki, teraz jest osobnikiem wystawiającym brzuch do głaskania stopą 😊. Wiem ile wysiłku, czasu i pieniędzy kosztowało i kosztuje sprawienie, że te futrzaki są szczęśliwe i że żyją w zdrowiu. Wiele osób powie, że to tylko psy, zwierzęta, że tylu ludziom dzieje się krzywda, ale to nasi bracia mniejsi, którzy zasługują na naszą opiekę, bo sami są bezbronni wobec otaczającego ich świata.
Jednak, oprócz tej trójki, trudno mi policzyć ile osób uratowali moi rodzinni bohaterowie. Jak wiadomo, rodzina zaczyna się od połączenia się dwóch osób, które chcą dzielić ze sobą życie, to one splatają dwa sznurki w jedną linę. I to oni dają przykład i uczą kolejne pokolenia jak być dobrym dla innych. Dla mnie są to moi rodzice. Mnie uczyli, że nie wolno łamać gałęzi, deptać mrówek czy straszyć gołębi. I że trzeba podnieść z chodnika wycieńczoną pszczołę, zająć się starszą panią z rozbitą głową i wezwać pogotowie, czy zrobić zakupy sąsiadce z piętra. Oboje, a także moja dorosła już siostra są zarejestrowani w bazie dawców szpiku. Czekają na telefon, aby pomóc komuś, kogo nie znają. Tata przez wiele lat regularnie oddawał krew. Kilkanaście litrów najcenniejszego daru, którego nie da się zastąpić ani sztucznie wytworzyć. Ilu osobom pomógł? Tego nie wie nikt. Dał dobry przykład – teraz krew zaczęła oddawać moja siostra. Jestem z niej dumny-przemogła swoją niechęć do igieł i lęk przed pobraniem krwi, aby pomagać innym. Oprócz tego działa w Czerwonym Krzyżu i bierze udział w akcjach dla dzieci: uczy je udzielania pierwszej pomocy- ukończyła w tym celu kwalifikowany kurs, przeprowadza akcje próbnych ewakuacji w przypadku różnych zagrożeń: ataku terrorystycznego, pożaru lasu itp. Jeździ z nimi na obozy i pokazuje jak młodzież może prezentować swoje umiejętności, aby mieli większe szanse na zdobycie wymarzonej pracy, stypendium czy grantu. Uczy się kolejnych języków obcych. A mimo to znajduje czas, żeby ze mną pogadać przez zooma, obejrzeć razem film, czy pomóc mi z lekcjami. I wzorem rodziców przygarnęła ze swoim ukochanym bezpańską suczkę w dalekim kraju 😊. I o ile oddawanie krwi moja siostra ma po tacie, to chyba po mamie odziedziczyła branie udziału w różnych akcjach.
No tak, moja mama – a to piecze pasztety na bazarki charytatywne i zagania mnie do pomocy w mieleniu maszynką, to robi spinki dla dziewczynek i nauczycielek na dzień dziewczynki, działa w radzie rodziców, wiecznie ktoś do niej dzwoni, żeby się wyżalić albo poradzić. O różnych porach dnia i nocy. Kiedyś mnie to denerwowało, ale wytłumaczyła mi, że na tym polega przyjaźń i miłość, że są osoby do których się wie, że można dzwonić zawsze, bo życie jest nieprzewidywalne. Oj jest – niedługo później o 3 nad ranem, w pierwszym szczycie pandemii, zadzwoniła babcia, że się przewróciła i chyba złamała nogę. Okazało się że naprawdę złamała, a dzięki temu, że mama odebrała telefon w środku nocy, babcia nie czuła się sama. Mimo tego zabiegania znajduje czas na nasze wspólne oglądanie Star Wars, na rozmowy o wszystkim i o niczym. I przyjąć na siebie uderzenie wózka na torze saneczkowym zaciągając hamulec po to, aby mi się nie stała krzywda, bo jechałem w wózku przed nią. Potrafi też zaskoczyć całą rodzinę – jak choćby decyzją o oddaniu włosów na peruki dla osób po chemioterapii. Wyobraźcie sobie-wyszła mama w kucyku do połowy pleców, a wraca po dwóch godzinach z fryzurą na chłopaka. Zrobiła to dwa razy, z tym że za drugim razem włosy oddała też moja siostra. Ciężko było się przyzwyczaić do ich nowego wyglądu.
Tacy są najważniejsi w moim życiu bohaterowie. Może nie dostają medali, nie mówią o nich w telewizji, ale to dzięki nim żyję ja i wiele innych osób oraz stworzeń. Według Talmudu „jeśli człowiek niszczy jedno życie, to jest tak, jak gdyby zniszczył cały świat. A jeśli człowiek ratuje jedno życie, to jest tak, jak gdyby uratował cały świat”. I to chyba najlepiej opisuje cichych bohaterów-oni ratują świat i nie dopuszczają do tego, aby ktoś go zniszczył.
Arkusz zgłoszeniowy na konkurs Pomóż ocalić życie bezbronnemu
Prace konkursowe wraz z arkuszem zgłoszeniowym prosimy przesyłać pod adres: Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka, ul. Krowoderska 24/1, 31–142 Kraków.
- Termin nadsyłania prac – do 31 stycznia 2022 r.
- Do pobrania: regulamin XVIII edycji ogólnopolskiego konkursu dla młodzieży o nagrodę im. bł. ks. Jerzego Popiełuszki „Pomóż ocalić życie bezbronnemu”
- Do pobrania: ulotka XVIII edycji konkursu „Pomóż ocalić życie bezbronnemu” 2022
- Do pobrania: plakat XVIII edycji konkursu „Pomóż ocalić życie bezbronnemu” 2022
- O wynikach konkursu poinformujemy laureatów telefonicznie lub mailowo
- Uroczyste wręczenie nagród nastąpi 19 marca 2022 r.
- W pracach konkursowych prosimy nie zamieszczać drastycznych zdjęć ani opisów
- Do pobrania: regulamin XVIII edycji ogólnopolskiego konkursu dla młodzieży o nagrodę im. bł. ks. Jerzego Popiełuszki „Pomóż ocalić życie bezbronnemu”
- Do pobrania: ulotka XVIII edycji konkursu „Pomóż ocalić życie bezbronnemu” 2022
- Do pobrania: plakat XVIII edycji konkursu „Pomóż ocalić życie bezbronnemu” 2022
Patronat honorowy:
Partnerzy:
Partnerzy medialni:
Wybrane, nagrodzone prace z poprzednich edycji konkursu:
Kategoria literacka (kliknij)
Kategoria plastyczna:
Kategoria multimedialna (rozwiń playlistę):
Uwaga! W związku z licznymi pytaniami dotyczącymi wpisów na świadectwach osiągnięć laureatów Ogólnopolskiego Konkursu dla młodzieży o nagrodę im. bł. ks. Jerzego Popiełuszki „Pomóż ocalić życie bezbronnemu” w kategorii szkół podstawowych informujemy, iż:
- wpis osiągnięcia dotyczy tylko laureata konkursu,
- laureatami w rozumieniu regulaminu są osoby, które zajęły miejsca pierwsze, drugie i trzecie w poszczególnych kategoriach artystycznych,
- na świadectwie ukończenia szkoły podstawowej wpisuje się osiągnięcia ucznia w okresie bycia w szkole. Przykładowo, jeśli uczeń zostanie laureatem konkursu w kl. 7 lub niższej, to to osiągnięcie powinno mu zostać wpisane także na świadectwie ukończenia szkoły,
zgodnie z art. 148 ustawy Prawo oświatowe, wojewódzki kurator oświaty corocznie podaje do publicznej wiadomości wykaz zawodów wiedzy, artystycznych i sportowych organizowanych przez kuratora oświaty lub inne podmioty działające na terenie szkoły, które mogą być wymienione na świadectwie ukończenia szkoły podstawowej oraz określa miejsca uznane za zwycięskie w tych zawodach (przez zawody rozumie się: różnego rodzaju formy współzawodnictwa m.in.: konkursy, zawody sportowe, przeglądy, rozgrywki, turnieje, mistrzostwa).