W szpitalu w Częstochowie zmarła 37-letnia pani Agnieszka i jej dwoje nienarodzonych dzieci. Tragedię tę znowu próbowano wykorzystać by obciążyć winą polskie prawo chroniące życie. Jednak co ciekawe, gdy opadły emocje, pojawiły się głosy rozsądku ze strony ginekologów popierających czarne protesty.
Rodzina zmarłej oświadczyła, że pod koniec grudnia 2021 roku kobieta w pierwszym trymestrze ciąży bliźniaczej, z powodu bóli brzucha i wymiotów trafiła na patologię ciąży w Częstochowie. Jej stan nagle się pogorszył, a 23 grudnia jedno z dzieci zmarło.
Szpital oświadczył, że: „przyjęte zostało stanowisko wyczekujące, z uwagi na to że była szansa, aby uratować drugie dziecko”. Niestety, po około tygodniu zmarł drugi maluszek. Dyrekcja szpitala wyjaśniła: „Natychmiast podjęta została decyzja o zakończeniu ciąży. Lekarze rozpoczęli indukcję mechaniczną i farmakologiczną”, co miało na celu wydobycie ciał dzieci.
W mediach rodzina pani Agnieszki powtarza, że dopiero po dwóch kolejnych dniach usunięto bliźnięta z jej łona. Stan kobiety pogorszył się jeszcze bardziej i musiała trafić na oddział neurologii. Dodatkowo zaraziła się koronawirusem. Stan pacjentki cały czas się pogarszał. 24 stycznia kobieta została przewieziona do szpitala w Blachowni, gdzie następnego dnia zmarła.
Szpital w oświadczeniu podkreślił, że: „Personel Szpitala podjął wszystkie możliwe i wymagane działania, które miały na celu ratowanie życia dzieci oraz pacjentki. Wskazujemy, iż na postępowanie lekarzy nie wpływało nic innego, poza względami medycznymi i troską o pacjentkę i jej dzieci”.
Tak jak to miało miejsce podczas śmierci pani Izabeli z Pszczyny, środowiska proaborcyjne wykorzystały ludzką tragedię do podgrzewania atmosfery wokół aborcji. O śmierć kobiety oskarżono sędziów Trybunału Konstytucyjnego, choć sprawa ta nie ma nic wspólnego ze zmianą prawa. Zgodnie z prawem nadal można przerwać ciążę, jeżeli jest ona skutkiem np. gwałtu lub jeśli stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia kobiety.
Liderki proaborcyjne stały się specjalistkami w dziedzinie ginekologii. Krzyczały, że trzeba było wyjąć z macicy martwe dziecko i ewentualnie zostawić zdrowe, by uratować życie matki. Nie zamilkły nawet wtedy, gdy głos zabrali lekarze znani z poparcia dla aborcji i powiedzieli wyraźnie: postępowanie lekarzy było zgodne z najnowszą wiedzą medyczną.
Głosy rozsądku ze strony ginekologów
W tej sprawie wypowiedział się m.in. konsultant krajowy w dziedzinie perinatologii prof. Mirosław Wielgoś: „Obumarcie płodu na wczesnym etapie ciąży bliźniaczej nie stanowi zagrożenia, ani dla drugiego płodu, ani dla matki. Jeśli obumrą oba płody, ciąży nie kończy się natychmiast.” Dodaje również, że na podstawie udostępnionych przez szpital informacji „postąpiłby tak samo”.
Inny ginekolog, znany z proaborcyjnych poglądów dr Maciej Socha, w wywiadzie dla OKOpress powiedział: „Nie było wskazań, aby terminować całą ciążę z drugim, żywym płodem bliźniaczym. To nie uratowałoby życia pacjentki z Częstochowy (…) Po obumarciu płód najczęściej ulega resorpcji, czyli pod wpływem zmian komórkowych niejako znika, ulega wchłonięciu. Nie należało usuwać martwego płodu! Nie robi się tego, nie jest to przyjętą procedura i w ogóle nie jest to konieczne. (…) Takie są światowe standardy i najbardziej bezpieczny model postępowania zarówno dla pacjentki, jak i dla żyjącego płodu.”
Pamiętacie państwo dr Annę Parzyńską, chętnie fotografującą się w zakrwawionym fartuchu? I ona napisała: „W przypadku ciąży mnogiej, na żadnym z etapów, niezależnie od trymestru NIE USUWAMY OBUMARŁEGO PŁODU Z MACICY!!!”
I jeszcze jeden cytat z lekarki znanej na Instagramie jako „Położnik bez lukru”: „Nie mamy magicznej różdżki którą usuwamy w 10 minut obumarłą ciążę. Prowadziłam przypadek, gdy płód obumarł w 19 tygodniu ciąży, drugie bliźnie urodziło się w 39 tygodniu natury w pełnym zdrowiu fizycznym.”
Warto zauważyć te głosy lekarzy, którzy nie chcą narazić się na śmieszność i przekroczyć pewnych granic. Wprost opisują, aby dokonać aborcji w 7 czy 8 miesiącu, dziecku trzeba podać w serce śmiertelny zastrzyk, a tego robić nie będą bo to już zabójstwo.
Ginekolodzy, którzy w pewnych sytuacjach opowiadają się za tzw. wyborem, mają również żal do aktywistów aborcyjnych, że w świat poszedł przekaz „lekarze – mordercy”. A w Polsce mamy naprawdę wysokie standardy opieki okołoporodowej. Raport Światowej Organizacji Zdrowia z 2017 roku mówi o 2 zgonach kobiet na 100 000 porodów. To trzykrotnie mniej niż np. w Niemczech czy Francji.
Do czasu wyjaśnienia przyczyny śmierci p. Agnieszki i jej dzieci, należy zamilknąć i uszanować trudną sytuację rodziny zmarłej. To etycznie niedopuszczalne manipulować tragicznym wydarzeniem. Pragniemy przekazać wyrazy współczucia całej rodzinie, a skrajnej lewicy, która wykorzystuje śmierć do walki politycznej, chcemy powiedzieć: opamiętajcie się!
MN