Tylko życie ma przyszłość!

dr inż. Antoni Zięba

Szukaj
Close this search box.

Film „Lingui” – święte więzy

Lingui. Fot.: youtube.com/GutekFilm

W re­per­tu­arze pol­skich kin te­go la­ta go­ści film „Lin­gui” cza­dyj­skie­go re­ży­se­ra Ma­ha­ma­ta-Sa­le­ha Ha­ro­una. To pięk­ny es­te­tycz­nie i głę­bo­ko po­ru­sza­ją­cy emo­cje no­mi­no­wa­ny do na­gro­dy Fe­sti­wa­lu fil­mo­we­go w Cannes.

„Pod­no­szą­ca na du­chu hi­sto­ria ko­bie­cej eman­cy­pa­cji” – pi­sał „The New York Ti­mes”. „Pięk­ny por­tret dziew­czy­ny, któ­ra od­wa­ży­ła się wziąć ży­cie we wła­sne rę­ce” – wtó­ro­wa­ła mu „Ci­neu­ro­pa”. Choć to opo­wieść to­czą­ca się w sa­mym ser­cu Afry­ki, nie jest fil­mem eg­zo­tycz­nym ani pod­no­szą­cym na du­chu, do­ty­czy bo­wiem te­ma­tu, wo­bec któ­re­go nikt na ca­łym glo­bie nie po­zo­sta­je obo­jęt­ny – aborcji.

Hi­sto­ria jest dość pro­sta. Ami­na sa­mot­nie i w nę­dzy wy­cho­wu­je 15-let­nią cór­kę Ma­rię. Gdy od­kry­wa, że jest ona w cią­ży i wła­śnie wy­rzu­co­no ją za ka­rę ze szko­ły, jest prze­ra­żo­na fak­tem, że Ma­ria po­dzie­li jej los. Po­sta­na­wia za wszel­ką ce­nę, wbrew pra­wu i re­li­gii, za­bić po­czę­te dziec­ko swej cór­ki. Sło­wo lin­gui ozna­cza w Cza­dzie „świę­te wię­zy” – nie­wi­dzial­ną nić, któ­ra łą­czy lu­dzi. Wza­jem­ną tro­skę i od­po­wie­dzial­ność, któ­ra two­rzy wspól­no­tę. W Afry­ce moż­na nie znać imie­nia czło­wie­ka, ale jed­no ple­mię spra­wia, że ob­cy lu­dzie trak­tu­ją sie­bie jak ro­dzi­nę, słu­żąc opie­ką, wspar­ciem, bez­in­te­re­sow­no­ścią. Świę­te wię­zy łą­czą naj­pierw dziec­ko z mat­ką, by na­stęp­nie zwią­zać ko­lej­ne dzie­siąt­ki osób i po­ko­leń mię­dzy so­bą. Ha­ro­un po­ka­zu­je, jak ze­rwa­nie świę­tych wię­zów mię­dzy męż­czy­zną i ko­bie­tą, mię­dzy ka­pła­na­mi i wier­ny­mi, brać­mi i sio­stra­mi czy są­sia­da­mi, pro­wa­dzi osta­tecz­nie do ze­rwa­nia tej naj­de­li­kat­niej­szej, do­pie­ro ro­dzą­cej się świę­tej wię­zi mię­dzy mat­ką a jej nie­na­ro­dzo­nym dzieckiem.

Nie­ste­ty, choć to waż­ny i nie­oczy­wi­sty głos w spra­wie abor­cji, uwa­gę po­świę­ca­ją mu wy­łącz­nie le­wi­co­we i li­be­ral­ne me­dia. En­tu­zja­stycz­nie in­ter­pre­tu­ją film ja­ko hołd zło­żo­ny ko­bie­cej so­li­dar­no­ści wo­bec rze­ko­mej opre­sji, ja­ką jest za­kaz za­bi­ja­nia nie­na­ro­dzo­nych dzie­ci. Tym­cza­sem re­ży­ser fil­mu, Ha­ro­un, wy­znał, że po­mysł na sce­na­riusz zro­dził się w nim po wstrzą­sa­ją­cej lek­tu­rze ar­ty­ku­łu o mar­twych cia­łach no­wo­rod­ków od­naj­dy­wa­nych na afry­kań­skich wy­sy­pi­skach śmieci…

Ma­ha­mat-Sa­leh Ha­ro­un z po­mo­cą prze­pięk­nych, oszczęd­nych ob­ra­zów uka­zu­je, ile nie­do­strze­ga­nej przez ni­ko­go prze­mo­cy mu­si się wy­da­rzyć, by na koń­cu wy­bu­chła ona naj­okrut­niej­szym ze swo­ich ak­tów – pra­gnie­niem za­bi­cia nie­na­ro­dzo­ne­go dziec­ka. Uważ­ny widz od­czy­ta w tej opo­wie­ści nie­ła­twe py­ta­nie: czy wię­zi łą­czą­ce mat­kę z nie­na­ro­dzo­nym dziec­kiem ja­ko je­dy­ne nie są lin­gui – świę­te? Czy za­sa­da sio­strzeń­stwa nie do­ty­czy nie­na­ro­dzo­nych dzie­ci? Czy one nie za­słu­gu­ją na so­li­dar­ność po­nad okru­cień­stwem na­uczy­cie­li wy­rzu­ca­ją­cych cię­żar­ne uczen­ni­ce ze szkół, ima­mów wy­pę­dza­ją­cych je ze świą­ty­ni, zgor­szo­nych są­sia­dów i ro­dzin zry­wa­ją­cych re­la­cje z sa­mot­ną mat­ką, opa­no­wa­nych lu­bież­nym po­żą­da­niem męż­czyzn? Ile zła, prze­wrot­nie na­zy­wa­ne­go tro­ską, mu­si się wy­da­rzyć w świe­cie, by osta­tecz­nie znisz­czyć „świę­te wię­zy” łą­czą­ce dziec­ko z mat­ką. Lin­gui to ki­no nie­zwy­kle es­te­tycz­ne, prze­my­śla­ne i oszczęd­ne w sło­wach. Na tym tle dra­mat i okru­cień­stwo ude­rza­ją ze zdwo­jo­ną si­łą, po­zo­sta­wia­jąc wi­dza z uczu­ciem sa­tys­fak­cji i ulgi, któ­re nie da­ją uko­je­nia. Nic i nikt w tej hi­sto­rii nie jest OK. A już naj­mniej aborcja.

 

KW

 

Udostępnij
Tweetnij
Wydrukuj