Ponad 10 tys. kobiet w Wielkiej Brytanii hospitalizowano w 2020 r. po zażyciu niebezpiecznej pigułki aborcyjnej.
W Wielkiej Brytanii trwa proceder uśmiercania dzieci na życzenie. Wprowadzona w marcu 2020 r. regulacja pozwala na zażywanie pigułek aborcyjnych bez dokładniejszych badań lekarskich. Wystarczy zadzwonić do placówki medycznej i odbyć krótką rozmowę. Następnie zestaw tabletek wysyłany jest pocztą. Kobieta samodzielnie może uśmiercić własne dziecko w zaciszu swojego domu. Wprowadzenie tych regulacji odbyło się w pośpiechu, bez konsultacji społecznych i wobec braku kontroli parlamentarnej. Zażywanie pigułek aborcyjnych upowszechniło się w Wielkiej Brytanii w wyniku epidemii koronawirusa i lockdownu. Ponad 10 tys. Brytyjek hospitalizowanych zostało po przyjęciu pigułki aborcyjnej w 2020 roku.
Całe zdarzenie zostało ujawnione przez Kevina Duffy’ego. Prowadził on dochodzenie, które objęło 85 wniosków o udzielenie informacji złożonych do funduszu brytyjskiej Narodowej Służby Zdrowia.
Odkryto, że w 2020 r. ponad 1 na 17 kobiet, które skorzystały z pigułki aborcyjnej wysyłanej pocztą w 2020 roku, ucierpiała z powodu skutków ubocznych i wymagała leczenia szpitalnego.
Statystyki pokazują, że między początkiem kwietnia 2020 r. a wrześniem 2021 ponad 180 tys. kobiet w Anglii dokonało aborcji w domu stosując pigułki aborcyjne – misoprostol i mifepristone – albo przyjmując przynajmniej jedną pigułkę, misoprostol, w domu po przyjęciu mifepristone’u w klinice.
„Szczegółowe dochodzenie Kevina Duffy’ego ujawniło haniebny brak troski i profesjonalizmu, który leży u podstaw przemysłu aborcyjnego i jego zwolenników, wobec matek przechodzących fizycznie i psychicznie traumatyczną procedurę – która również ostatecznie prowadzi do śmierci nienarodzonego dziecka” – Michael Robinson, dyrektor wykonawczy Society for the Protection of Unborn Children (SPUC).
Z uzyskanych danych wynika, że w 5,9 proc. kobiet stosujących środki aborcyjne nie wywołały pełnej aborcji i wymagało leczenia szpitalnego. Były to przypadki wymagające ingerencji lekarskiej, aby wydobyć pozostałe części abortowanych dzieci. Połowa z nich, czyli 3 proc. kobiet wymagało operacji, aby „dokończyć” aborcję. Z kolei 2,3 proc. kobiet było leczonych z powodu krwotoków.
Prowadzone dochodzenie wykazało, że lekarze wykonujący aborcje oraz Departament Zdrowia i Opieki Społecznej (DHSC) nie ujawniają niepowodzenia aborcji farmakologicznej jako powikłania, mimo że takie niepowodzenia prowadziły do leczenia szpitalnego – co oznacza, że mniej niż 1 na 5 powikłań zostało zgłoszonych.
Aborcja chemiczna nie tylko uśmierca nowe życie ludzkie na pierwszym etapie rozwoju, ale jest także niebezpieczna dla życia i zdrowia kobiet. Powikłania jakie wynikają z domowej aborcji farmakologicznej nie są należycie monitorowane. Wiele kobiet, które działają pod presją, nie zgłasza się po pomoc do przychodni. Istnieje duże ryzyko krwotoku, który może zakończyć się tragicznie dla kobiety. Nie ma bezpiecznej aborcji! Aborcja dla organizmu matki niesie poważne ryzyko i konsekwencje wynikające z powikłań.
JB
Źródło: LifeNews.com