Za kilka dni minie rok od wydania naszej książki „Życie. Bez wyjątków”, która była apelem do prezydenta Andrzeja Dudy o wycofanie fatalnego projektu ustawy, zezwalającej na zabijanie ciężko chorych dzieci nienarodzonych. Niestety, nasz apel jest nadal aktualny.
Od ponad roku w politycznej zamrażarce leży projekt prezydenta Dudy, który proponuje zabijanie nienarodzonych dzieci z podejrzeniem tzw. wad letalnych. Jaka jest geneza jego powstania? Oczywiście, to orzeczenie TK z 22.10. ub.r., kiedy to sędziowie orzekli, że tzw. przesłanka eugeniczna jest niezgodna z Konstytucją RP, czyli że nie wolno zabijać dzieci w łonie matki tylko dlatego, że podejrzewamy, iż są ciężko upośledzone. Na ulicach mamy czarne protesty, o Polsce mówi cały świat. Ale Andrzej Duda, prezydent wszystkich Polaków, milczy. Aż nagle, zupełnie niespodziewanie dla jego wyborców, 30 października składa w Sejmie projekt zmian w Ustawie o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży z 1993 r. Jego pomysłem na uspokojenie sytuacji społecznej jest eugeniczny przewrót, czyli zezwolenie na zabijanie w łonach matek dzieci z podejrzeniem wad letalnych. Cztery dni później, czyli 3 listopada projekt jest skierowany do czytania w komisjach, a 7 grudnia wpływa opinia zewnętrzna zamówiona przez Komisję Ustawodawczą. Autorka opinii pisze, że projekt Dudy „należy ocenić jednoznacznie negatywnie. Jest on niezgodny z konstytucyjnymi i międzynarodowymi standardami ochrony praw człowieka” – przy czym autorce chodzi nie o prawa dziecka, ale o prawo kobiety do… wolnego wyboru. Czego jednak można było się spodziewać, skoro napisanie opinii zlecono prawniczce – to naprawdę ciekawe – proaborcyjnej Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny? Tym sposobem projekt prawie umiera śmiercią naturalną. Prawie, bo prawo nie wyznacza terminu jego procedowania. Zresztą nie interesuje się nim ani Duda, ani jego kancelaria. Raz na jakiś czas zapyta o niego któryś dziennikarz i tyle. Nawet politycy PiS‑u mówią, że to była „akcja reklamowa”. Ponieważ ruchy graczy na scenie politycznej bywają nieprzewidywalne, tematu lekceważyć nie można.
Co może się wydarzyć, jeśli PiS wyciągnie ten szalony pomysł z kapelusza, a raczej z komisyjnej, politycznej zamrażarki. To proste – w zasadzie zostanie przywrócone prawo sprzed orzeczenia Trybunału. Prezydent mówi jedynie o wadach letalnych, czyli tych, które krótko po narodzinach prowadzą do śmierci? Zatem kto miałby przygotować listę wad będących wskazaniem do aborcji wedle tego projektu? Przecież kiedy w 1993 r. wprowadzono tzw. kompromis aborcyjny, nie można było abortować dziecka podejrzewanego o zespół Downa, a kilka lat później już tak, bo „katalog” wad skazujących na śmierć stopniowo się rozszerzał.
Po drugie, prezydent postuluje aborcję dla dzieci PODEJRZEWANYCH o choroby, które „prowadzą niechybnie i bezpośrednio do śmierci dziecka”? Co oznacza „niechybnie i bezpośrednio”? Innymi słowy – jak długo dziecko będzie musiało przeżyć po porodzie, aby nie zostało skazane na śmierć? Tydzień, miesiąc, rok…?
Po trzecie, kto weźmie prawną i moralną odpowiedzialność za pomyłki w diagnostyce, kiedy abortuje się dziecko podejrzane o chorobę, a w rzeczywistości było ono zdrowe? Wszyscy wiemy, że takie historie się zdarzają.
Wreszcie od którego momentu miałoby zostać przyznane bezwarunkowe prawo do życia dla wszystkich dzieci, także tych chorych, jeśli kryterium tym nie miałoby być poczęcie? Przecież na tak postawione pytanie nie ma odpowiedzi, a rozważania, które proponuje prezydent zawsze kończą się w ten sam sposób: segregacją ludzi na chcianych i niechcianych, przydatnych i bezużytecznych. Eugenika nie ma końca, cóż mogłoby ją zatrzymać, skoro coraz częściej podnoszone są postulaty aborcji postnatalnej, skoro coraz częściej godzimy się na eutanazję także dzieci?
Kiedy rodzice dowiadują się o chorobie dziecka i są nachalnie nagabywani do aborcji, trudno nie zgodzić się z ich odczuciem, że dla niektórych lekarzy (i polityków) pierwszym celem badań prenatalnych nie jest pomoc małemu pacjentowi, ale selekcja nienarodzonych. Ci rodzice nie chcą usłyszeć: „To tylko płód, zlepek komórek, możecie go legalnie zabić”. Wprost przeciwnie, pragną, by w ich dziecku zobaczyć dziecko. Dziecko, które od początku rozwija się we właściwym sobie tempie, któremu bije serce, które ma wolę życia. Które zasługuje, by potraktować je z największą delikatnością. Wiemy, oczywiście, że nie każde doczeka porodu, a życie innego zgaśnie krótko po nim. Wtedy tym bardziej należy otoczyć mamę kompleksową opieką, oferując jej wsparcie specjalistów, którzy z największą czułością zaopiekują się obydwojgiem pacjentów. Troskliwej opieki wymaga także ojciec dziecka i żyjące rodzeństwo. Realnym wsparciem jest wówczas towarzyszenie rodzinie aż do odejścia chorego dziecka, by mogła pokochać je takim, jakim jest, a potem przeżyć żałobę. Kiedyś kobietom w trudnej ciąży można było „zaproponować” jedynie aborcję. Ale te czasy już dawno minęły.
Panie prezydencie, może na Święta Bożego Narodzenia zrobi pan prezent polskim dzieciom i wycofa z procedowania ten fatalny projekt? Odwagi.
MG‑N