Shannon Osaka, reporterka „Climate zeitgeist” w Washington Post, napisała artykuł w którym twierdzi, że posiadanie dzieci jest nieodpowiedzialne ze względu na zmiany klimatu. Postulat ten jest wprost paradoksalny i wewnętrznie sprzeczny.
Shannon sugeruje, że posiadanie dzieci nadal jest indywidualną decyzją, ale powołuje się przy tym na jedyną dotychczas rozmowę toczącą się pomiędzy ekstremistami klimatycznymi, którzy debatowali, czy należy mieć jedno dziecko, czy wcale. Nie chodzi jej o to, że dzieci są hałaśliwe, ale o to że oddychają i żyją za dużo, zużywając zasoby i powodując zniszczenie klimatu.
Osaka cytuje Travisa Riedera, „bioetyka” z Johns Hopkins University, który w 2017 roku napisał własny artykuł o tym, jak nieodpowiedzialne dla środowiska jest posiadanie dzieci. Rieder napisał: „Posiadanie dziecka wiąże się z wysokimi emisjami dla świata, podczas gdy rodzice czerpią z tego korzyści. Tak więc, jak w przypadku każdego kosztownego luksusu, powinniśmy ograniczyć nasze pobłażanie”.
To nowa argumentacja środowisk lewackich, która jest sposobem na wmówienie ludziom, że mogą się czuć moralnie usprawiedliwieni zabijając nienarodzone dzieci i lobbując za aborcją. Osaka przede wszystkim cytuje angielskich profesorów i lewicowych etyków, zamiast badań prowadzonych przez wiarygodnych naukowców.
Matthew Schneider-Mayerson, profesor języka angielskiego w Colby College, autor książki o reprodukcji i zmianach klimatycznych, przeprowadził wywiady z wieloma Amerykanami, którzy obawiali się posiadania dzieci w dobie zmian klimatycznych. Odkrył, że większość jego uczestników była „bardzo” lub „ekstremalnie” zaniepokojona aspektem śladu węglowego związanego z posiadaniem kolejnego dziecka. „Dodanie kolejnego dziecka nie jest aktem moralnie neutralnym” – powiedział jeden z respondentów.
„Każde dziecko, które będziemy mieć w rozwiniętych częściach świata, będzie niezwykle kosztowne dla środowiska” – powiedział Travis Rieder, bioetyk z Johns Hopkins University, który opowiada się za przejściem na mniejszą liczbę dzieci w rodzinach.
Natomiast Karola Markowicz z Fox News.com napisała artykuł na temat propozycji reporterki klimatycznej Shannon Osaca: „Ogólnie rzecz biorąc, ten sposób myślenia jest atakiem na ideę dzieci i rodziny. To nieodłączna część ruchu ekologicznego, że musimy całkowicie wykorzenić wszystkie idee, które do tej pory trzymały cywilizację w całości.”
Postulat ograniczania dzietności rodzin z względu na ochronę środowiska naturalnego jest wprost paradoksalny i wewnętrznie sprzeczny. Dążąc do maksymalnego zmniejszenia liczby poczęć i urodzeń, protagoniści polityki antynatalistycznej odwołują się do powszechnego stosowania metod antykoncepcyjnych wykorzystujących środki chemiczne, które trafiają do środowiska naturalnego. Nie są to zatem metody ekologiczne, a mimo to z ich legalizacji i wdrożenia w poszczególnych krajach czyni się podstawowy warunek pomocy finansowej udzielnej przez ONZ krajom rozwijającym się.
Równocześnie obrońcy klimatu deprecjonują ekologiczne metody rozpoznawania płodności dla etycznej regulacji poczęć akceptowane przez Kościół katolicki. Metody rozpoznawania płodności nie stanowią źródła dochodów dla żadnego podmiotu gospodarczego, czego nie można powiedzieć o antykoncepcji hormonalnej i mechanicznej, jak również aborcji farmakologicznej i chirurgicznej, które stały się szeroko promowaną ofertą przemysłu antynatalistycznego dostarczającego potężnych zasobów finansowych działającym w tym zakresie usługodawcom. Ta forma przemysłu została całkowicie wyjęta spod oceny szkód środowiskowych nią powodowanych. Analitycy nie podejmują w przestrzeni publicznej kwestii skażenia środowiska na skutek stosowania różnych form antykoncepcji i aborcji, ale ideologicznie ukierunkowują swoje prognozy wyłącznie na kuriozalne szacowanie strat środowiskowych wynikających z poczęcia i narodzin dziecka. Nie określają, jakie straty środowiskowe wiążą się z działalnością przemysłu antykoncepcyjnego i aborcyjnego.
JB, PG
Źródło: foxnews.com, lifenews.com