Tylko życie ma przyszłość!
dr inż. Antoni Zięba
Szukaj
Close this search box.

Cierpienie matki po aborcji

Smutna dziewczyna. Fot.: pixabay.com / GoranH

„Bar­dzo ża­łu­ję te­go, co zro­bi­łam i co­dzien­nie na ko­la­nach prze­pra­szam Pa­na Bo­ga za tę zbrod­nię i pro­szę o wy­ba­cze­nie”. Pa­ni Te­re­sa w prze­sła­nym do nas li­ście pra­gnie prze­strzec wszyst­kie ko­bie­ty, przed wy­nisz­cza­ją­cy­mi kon­se­kwen­cja­mi abor­cji. Mi­nę­ło już ty­le lat, a utra­ta dziec­ka na­dal jest moc­no od­czu­wa­na. To głę­bo­ki ślad, przed któ­rym nie da się uciec.

„Mam 74 la­ta, do­bre­go mę­ża, czwo­ro dzie­ci, sied­mio­ro wnu­cząt i po­zor­nie sta­no­wi­my szczę­śli­wą ro­dzi­nę. Jed­nak tak nie jest, po­nie­waż cią­ży na mnie wiel­ka zbrod­nia abor­cji, któ­rej do­pu­ści­łam się w mło­dym wie­ku w la­tach 70.

Wy­szłam za mąż za czło­wie­ka bar­dzo do­bre­go. Po­cho­dzi­li­śmy z ro­dzin wie­lo­dziet­nych, dla­te­go na­sze ży­cie na do­rob­ku by­ło trud­ne. Po ro­ku uro­dzi­ła się có­recz­ka, a po trzech la­tach syn. Po 5 mie­sią­cach od na­ro­dzin sy­na ko­lej­ny raz za­szłam w cią­żę. By­łam zroz­pa­czo­na, nie umia­łam so­bie z tym po­ra­dzić. Ni­ko­mu się nie przy­zna­łam, tyl­ko mąż o tym wie­dział. De­cy­zję po­zo­sta­wił mnie.

W la­tach 70. nie by­ło świa­do­mo­ści, czym jest abor­cja. Trak­to­wa­no ją jak zwy­kły za­bieg, dla­te­go bez za­sta­no­wie­nia na nie­go po­szłam. Po tym strasz­nym dniu prze­ży­wa­łam kosz­mar, ale z cza­sem, po­śród wie­lu za­jęć, ży­cie to­czy­ło się da­lej. Wy­spo­wia­da­łam się, od­po­ku­to­wa­łam za ten cięż­ki grzech i my­śla­łam, że za­po­mnę o tym zda­rze­niu. Jed­nak o tym nie da się zapomnieć.

Po ro­ku od tej abor­cji za­szłam w ko­lej­ną cią­żę. Prze­ży­wa­łam tę sy­tu­ację, jed­nak o usu­nię­ciu dziec­ka nie by­ło mo­wy. Uro­dzi­łam dru­gie­go sy­na, któ­re­go bar­dzo po­ko­cha­li­śmy i cie­szy­li­śmy się, że zre­kom­pen­su­je na­szą stra­tę po utra­co­nym dziec­ku. Do­sta­li­śmy więk­sze miesz­ka­nie i pro­wa­dzi­li­śmy ży­cie po ka­to­lic­ku. Wy­da­wa­ło się nam, że je­ste­śmy szczę­śli­wą ro­dzi­ną. Po sied­miu la­tach uro­dzi­łam có­recz­kę, z któ­rej na­ro­dzin też by­li­śmy za­do­wo­le­ni. Zno­wu są­dzi­li­śmy, że za­stą­pi nam dziec­ko, któ­re­mu ode­bra­li­śmy ży­cie. Ale in­na oso­ba nie za­stą­pi tej, któ­ra zginęła.

W pra­cy, w co­dzien­nych obo­wiąz­kach nie­wie­le my­śla­łam o prze­szło­ści, bo na­sze ży­cie by­ło trud­ne. Sta­ra­li­śmy się prze­ka­zać war­to­ści chrze­ści­jań­skie na­szym dzie­ciom. Te­raz, gdy za­ło­ży­ły już swo­je ro­dzi­ny, a my je­ste­śmy na eme­ry­tu­rze, przy­szedł czas na re­flek­sje i wró­ci­ły przy­kre wspo­mnie­nia z przeszłości.

Dzi­siaj tak wie­le wie­my o tym, kim jest dziec­ko po­czę­te i jak wspa­nia­le się roz­wi­ja. Na USG moż­na zo­ba­czyć i usły­szeć, jak bi­je je­go ser­dusz­ko. Gdy­by ta­kie ba­da­nia by­ły do­stęp­ne wcze­śniej, ni­gdy nie zde­cy­do­wa­ła­bym się na abor­cję. Bar­dzo ża­łu­ję te­go, co zro­bi­łam i co­dzien­nie na ko­la­nach prze­pra­szam Pa­na Bo­ga za tę zbrod­nię i pro­szę o wy­ba­cze­nie. Nada­łam swo­je­mu dziec­ku imię i pro­szę je o wsta­wien­nic­two za nami.

Nie mam od­wa­gi po­wie­dzieć o tym swo­im dzie­ciom, bo­wiem, że spra­wi­ła­bym im wiel­ki ból. Od dłuż­sze­go cza­su bie­rze­my w du­cho­wą ad­op­cję dzie­ci nie­na­ro­dzo­ne i mo­dli­my się za nie przez 9 mie­się­cy oraz wspie­ra­my fi­nan­so­wo róż­ne fun­da­cje bro­nią­ce ży­cia poczętego.

Tak bar­dzo bym chcia­ła, aby mo­je świa­dec­two zo­sta­ło roz­po­wszech­nio­ne na ca­ły świat. Że­by ci bied­ni lu­dzie, któ­rzy nie wie­dzą, co czy­nią, zro­zu­mie­li, że su­mie­nie się ode­zwie i bę­dą te­go bar­dzo ża­ło­wać. Ża­den do­bro­byt, żad­ne spra­wy ma­te­rial­ne, ka­rie­ra nie za­stą­pią znisz­czo­ne­go ży­cia przez mat­kę. Dla­te­go pi­szę ten list, aby ura­to­wać choć jed­no istnienie

ludz­kie”.

 

Te­re­sa

 

 

Udostępnij
Tweetnij
Wydrukuj