„Bardzo żałuję tego, co zrobiłam i codziennie na kolanach przepraszam Pana Boga za tę zbrodnię i proszę o wybaczenie”. Pani Teresa w przesłanym do nas liście pragnie przestrzec wszystkie kobiety, przed wyniszczającymi konsekwencjami aborcji. Minęło już tyle lat, a utrata dziecka nadal jest mocno odczuwana. To głęboki ślad, przed którym nie da się uciec.
„Mam 74 lata, dobrego męża, czworo dzieci, siedmioro wnucząt i pozornie stanowimy szczęśliwą rodzinę. Jednak tak nie jest, ponieważ ciąży na mnie wielka zbrodnia aborcji, której dopuściłam się w młodym wieku w latach 70.
Wyszłam za mąż za człowieka bardzo dobrego. Pochodziliśmy z rodzin wielodzietnych, dlatego nasze życie na dorobku było trudne. Po roku urodziła się córeczka, a po trzech latach syn. Po 5 miesiącach od narodzin syna kolejny raz zaszłam w ciążę. Byłam zrozpaczona, nie umiałam sobie z tym poradzić. Nikomu się nie przyznałam, tylko mąż o tym wiedział. Decyzję pozostawił mnie.
W latach 70. nie było świadomości, czym jest aborcja. Traktowano ją jak zwykły zabieg, dlatego bez zastanowienia na niego poszłam. Po tym strasznym dniu przeżywałam koszmar, ale z czasem, pośród wielu zajęć, życie toczyło się dalej. Wyspowiadałam się, odpokutowałam za ten ciężki grzech i myślałam, że zapomnę o tym zdarzeniu. Jednak o tym nie da się zapomnieć.
Po roku od tej aborcji zaszłam w kolejną ciążę. Przeżywałam tę sytuację, jednak o usunięciu dziecka nie było mowy. Urodziłam drugiego syna, którego bardzo pokochaliśmy i cieszyliśmy się, że zrekompensuje naszą stratę po utraconym dziecku. Dostaliśmy większe mieszkanie i prowadziliśmy życie po katolicku. Wydawało się nam, że jesteśmy szczęśliwą rodziną. Po siedmiu latach urodziłam córeczkę, z której narodzin też byliśmy zadowoleni. Znowu sądziliśmy, że zastąpi nam dziecko, któremu odebraliśmy życie. Ale inna osoba nie zastąpi tej, która zginęła.
W pracy, w codziennych obowiązkach niewiele myślałam o przeszłości, bo nasze życie było trudne. Staraliśmy się przekazać wartości chrześcijańskie naszym dzieciom. Teraz, gdy założyły już swoje rodziny, a my jesteśmy na emeryturze, przyszedł czas na refleksje i wróciły przykre wspomnienia z przeszłości.
Dzisiaj tak wiele wiemy o tym, kim jest dziecko poczęte i jak wspaniale się rozwija. Na USG można zobaczyć i usłyszeć, jak bije jego serduszko. Gdyby takie badania były dostępne wcześniej, nigdy nie zdecydowałabym się na aborcję. Bardzo żałuję tego, co zrobiłam i codziennie na kolanach przepraszam Pana Boga za tę zbrodnię i proszę o wybaczenie. Nadałam swojemu dziecku imię i proszę je o wstawiennictwo za nami.
Nie mam odwagi powiedzieć o tym swoim dzieciom, bowiem, że sprawiłabym im wielki ból. Od dłuższego czasu bierzemy w duchową adopcję dzieci nienarodzone i modlimy się za nie przez 9 miesięcy oraz wspieramy finansowo różne fundacje broniące życia poczętego.
Tak bardzo bym chciała, aby moje świadectwo zostało rozpowszechnione na cały świat. Żeby ci biedni ludzie, którzy nie wiedzą, co czynią, zrozumieli, że sumienie się odezwie i będą tego bardzo żałować. Żaden dobrobyt, żadne sprawy materialne, kariera nie zastąpią zniszczonego życia przez matkę. Dlatego piszę ten list, aby uratować choć jedno istnienie
ludzkie”.
Teresa