Tylko życie ma przyszłość!
dr inż. Antoni Zięba
Szukaj
Close this search box.

„Przyjaciel Życia” – Tadeusz Wasilewski

Lek. med. Tadeusz Wasilewski

– Kie­dy wy­ko­nu­je się USG w czwar­tym, pią­tym ty­go­dniu od po­czę­cia, to już moż­na za­uwa­żyć bi­cie ser­dusz­ka. Za­wią­zek ser­ca za­czy­na bić oko­ło osiem­na­ste­go, dwu­dzie­ste­go pierw­sze­go dnia ży­cia! – mó­wi te­go­rocz­ny lau­re­at na­gro­dy „Przy­ja­ciel ży­cia”, Ta­de­usz Wa­si­lew­ski, le­karz spe­cja­li­sta gi­ne­ko­log po­łoż­nik i za­ło­ży­ciel Kli­ni­ki le­cze­nia nie­płod­no­ści „Na­Pro­Me­di­ca”.

Ka­ro­li­na Kraw­czyk: Przez czter­na­ście lat pra­co­wał Pan, wy­ko­nu­jąc pro­ce­du­ry in vi­tro. Dla­cze­go w ogó­le za­czął Pan sta­wiać so­bie py­ta­nia o etycz­ną stro­nę tej me­to­dy? Co ta­kie­go się wydarzyło?

Lek. Ta­de­usz Wa­si­lew­ski: Już na po­cząt­ku roz­mo­wy chcę po­dzię­ko­wać Pa­nu Bo­gu, bo to On stoi za zmia­ną mo­je­go po­strze­ga­nia in vi­tro. To On wska­zał, jak waż­na jest praw­da, że po­łą­cze­nie się ko­mór­ki ja­jo­wej z plem­ni­kiem jest po­czę­ciem czło­wie­ka, jest po­cząt­kiem ludz­kie­go ży­cia. Zro­zu­mia­łem, że ja­ko le­karz nie mo­gę być za­gro­że­niem dla roz­po­czy­na­ją­ce­go się ży­cia, nie mo­gę dzia­łać w tym kie­run­ku, aby ży­cie to prze­sta­ło istnieć.

Pro­ce­du­ra in vi­tro, w któ­rej ko­mór­ki ja­jo­we i plem­ni­ki są łą­czo­ne po­za or­ga­ni­zmem mat­ki i ho­do­wa­ne w wa­run­kach la­bo­ra­to­ryj­nych, wią­że się z moż­li­wo­ścią śmier­ci czło­wie­ka na tym wcze­snym eta­pie roz­wo­ju za­rod­ko­we­go. Na­wet je­śli ta pro­ce­du­ra jest wy­ko­ny­wa­na z naj­bar­dziej szla­chet­nych po­bu­dek, czy­li aby po­móc mał­żon­kom, któ­rzy nie mo­gą po­sia­dać po­tom­stwa, nie da­je stu­pro­cen­to­wej gwa­ran­cji, że każ­da oso­ba ludz­ka po­wo­ła­na po­za or­ga­ni­zmem ma­my, przetrwa.

Ktoś mo­że po­wie­dzieć, że ani nie jest wie­rzą­cy, ani też te dwie po­łą­czo­ne z so­bą ko­mór­ki nie są jesz­cze czło­wie­kiem, więc nie ma etycz­nych i mo­ral­nych pro­ble­mów z tym, że­by sko­rzy­stać z in vitro.

Nie trze­ba być oso­bą wie­rzą­cą, wy­star­czy znać pod­ręcz­nik do bio­lo­gii dla uczniów szko­ły pod­sta­wo­wej z de­fi­ni­cją mó­wią­cą, że no­we ży­cie za­czy­na się od po­łą­cze­nia się ko­mór­ki ja­jo­wej z plem­ni­kiem. W każ­dej książ­ce me­dycz­nej do em­brio­lo­gii, pe­dia­trii czy gi­ne­ko­lo­gii już na pierw­szych stro­nach znaj­dzie­my tę de­fi­ni­cję po­cząt­ków ludz­kie­go ży­cia. Z tą de­fi­ni­cją bio­lo­gicz­ną nikt nie po­wi­nien dys­ku­to­wać, bo każ­da pró­ba usta­le­nia te­go po­cząt­ku w ja­kimś in­nym mo­men­cie jest po pro­stu manipulacją.

Tym­cza­sem w dzi­siej­szym świe­cie są pró­by zmia­ny de­fi­ni­cji po­cząt­ków ludz­kie­go ży­cia, na przy­kład prze­su­nię­cia go na okres po uro­dze­niu! Mó­wiąc ina­czej – do­pó­ki dziec­ko się nie uro­dzi, nie jest czło­wie­kiem. W tym miej­scu od­wo­łaj­my się do ba­dań psy­cho­lo­gii pre­na­tal­nej, któ­re wska­zu­ją, że już w fa­zie em­brio­nal­nej, czy­li w pierw­szych ty­go­dniach ży­cia, czło­wiek czu­je, sły­szy i pa­mię­ta. Ma­my też pu­bli­ka­cje do­ty­czą­ce in vi­tro (z 2023 ro­ku) o stre­sie bio­che­micz­nym, na któ­ry są na­ra­żo­ne em­brio­ny w fa­zie przedimplantacyjnej.

Za­nim przej­dzie­my do roz­mo­wy o róż­ni­cach mię­dzy in vi­tro a na­pro­tech­no­lo­gią, pro­szę opo­wie­dzieć o tym, w ja­ki spo­sób do­szło do Pa­na prze­mia­ny. Czy to by­ło na­głe wy­da­rze­nie, mo­ment na­wró­ce­nia, czy mo­że dłuż­szy proces?

Wszyst­ko za­czę­ło się od słów, któ­re usły­sza­łem pew­nej no­cy. Prze­bu­dzi­łem się, i wte­dy trzy ra­zy ktoś do mnie po­wie­dział „ufaj Pa­nu Je­zu­so­wi”. Szyb­ko zo­rien­to­wa­łem się, że to są sło­wa po­dob­ne do tych z Ko­ron­ki do mi­ło­sier­dzia Bo­że­go. I póź­niej, przez kil­ka ty­go­dni, nie­mal jak w fil­mie, Pan Bóg po­ka­zy­wał mi, że mam sza­no­wać ludz­kie ży­cie, tak­że to na eta­pie roz­wo­ju za­rod­ko­we­go. Mo­je ser­ce za­czę­ło być wraż­li­we na każ­dy, na­wet naj­mniej­szy prze­jaw ży­cia. Do­cho­dzi­ło do te­go, że nie mo­głem sta­nąć na traw­ni­ku, bo ba­łem się, że­by nie za­dep­tać ja­kie­goś ży­jąt­ka. By­łem tym bar­dzo za­sko­czo­ny. I tak dzień za dniem Pan Bóg prze­mie­niał mo­je ser­ce. Krok po kro­ku po­ka­zy­wał mi, że po­wi­nie­nem odejść od pro­gra­mu in vitro.

W dniu, a w za­sa­dzie w no­cy, kie­dy usły­szał Pan sło­wa „ufaj Pa­nu Je­zu­so­wi” w Ko­ście­le ob­cho­dzi­my świę­to na­wró­ce­nia świę­te­go Pawła.

Tak, to praw­da. Wte­dy o tym nie wie­dzia­łem, ale po ja­kimś cza­sie się zo­rien­to­wa­łem, co to za da­ta. „Szaw­le, Szaw­le, dla­cze­go Mnie prze­śla­du­jesz?” by­ły skie­ro­wa­ne tak­że do mnie. Nie wie­rzę, że to był przy­pa­dek. Ta­kich „przy­pad­ków” by­ło za du­żo w mo­im ży­ciu. Po­dam pa­ni in­ny przy­kład: w Pol­sce pierw­sze dziec­ko uro­dzo­ne z pro­gra­mu in vi­tro przy­szło na świat w Bia­łym­sto­ku w 1987 ro­ku. Pierw­sza kli­ni­ka na­pro­tech­no­lo­gii, czy­li na­sza Na­Pro­Me­di­ca, też jest w Bia­łym­sto­ku. Z tym mia­stem zwią­za­ny był ksiądz Mi­chał So­poć­ko, spo­wied­nik świę­tej sio­stry Fau­sty­ny. To jej Pan Je­zus na­ka­zał, że­by na ob­ra­zie Je­zu­sa Mi­ło­sier­ne­go umie­ści­ła sło­wa „Je­zu, ufam To­bie”. Wła­śnie te sło­wa usłyszałem.

Ja­kie to uczu­cie zo­sta­wić czter­na­ście lat ka­rie­ry za­wo­do­wej i wcho­dzić w nieznane?

Rze­czy­wi­ście trze­ba przy­znać, że w tam­tym cza­sie by­łem już bar­dzo wy­kwa­li­fi­ko­wa­nym pra­cow­ni­kiem, a me­dy­cy­na aka­de­mic­ka sta­ła przede mną otwo­rem. Le­ka­rzy, któ­rzy wy­ko­ny­wa­li pro­ce­du­rę in vi­tro, by­ło w Pol­sce na­praw­dę nie­wie­lu. Do­sze­dłem do mo­men­tu, w któ­rym mo­głem szko­lić swo­ich na­stęp­ców. Po la­tach pra­cy w pro­gra­mie in vi­tro mia­łem wie­le osią­gnięć – pa­cjen­ci prze­sy­ła­li li­sty, dzwo­ni­li z po­dzię­ko­wa­nia­mi za szczę­ście, któ­re im się na­ro­dzi­ło. A ja wte­dy, w 2007 ro­ku, pod­ją­łem de­cy­zję, że wię­cej do in vi­tro nie przy­ło­żę ręki.

Na­tra­fił Pan na na­pro­tech­no­lo­gię, któ­ra zmie­ni­ła ca­łe Pa­na za­wo­do­we życie.

Mia­łem moż­li­wość kon­tak­tu z dr. Tho­ma­sem Hil­ger­sem ze Sta­nów Zjed­no­czo­nych, któ­ry jest twór­cą na­pro­tech­no­lo­gii. Pa­trzył on na pa­cjen­tów cier­pią­cych z po­wo­du nie­płod­no­ści ho­li­stycz­nie, po­szu­ku­jąc przy­czyn nie­płod­no­ści za­rów­no w ukła­dzie roz­rod­czym ko­bie­ty, jak i po­za nim. Zwra­cał też uwa­gę na ope­ra­cyj­ne le­cze­nie nie­płod­no­ści. W Eu­ro­pie uczniem dok­to­ra Hil­ger­sa jest dok­tor Phil Boy­le z Ir­lan­dii, któ­ry wzbo­ga­cił me­to­dę o wła­sne do­świad­cze­nia. On tak­że przy­czy­nił się te­go, że eu­ro­pej­skie śro­do­wi­sko na­pro­tech­no­lo­gów stop­nio­wo się po­więk­sza­ło, a mo­ment, kie­dy ja się z ni­mi ze­tkną­łem, był tym sa­mym, w któ­rym Pan Bóg mi po­ka­zał, że po­wi­nie­nem zo­sta­wić in vi­tro. Za­czy­na­łem więc z wiel­ką wia­rą i uf­no­ścią Pa­nu Bogu…

… i z kre­dy­tem hi­po­tecz­nym. Nie­któ­rzy mó­wi­li, że stra­ci Pan dom.

Tak, za­czy­na­łem z kre­dy­tem po­wy­żej uszu. Li­czy­łem się z tym, że mój dom nie bę­dzie już mo­im do­mem… Je­śli cho­dzi o tę me­dycz­ną część, to przede wszyst­kim mu­sia­łem po­sze­rzyć swo­ją wie­dzę w za­kre­sie dia­gno­sty­ki ca­łe­go czło­wie­ka, nie tyl­ko ukła­du roz­rod­cze­go. Uczy­łem się więc te­go, ja­ki wpływ na pro­kre­ację ma­ją na przy­kład cho­ro­by prze­wo­du po­kar­mo­we­go. To zresz­tą nie­sa­mo­wi­te, jak układ po­kar­mo­wy czy cho­ciaż­by ży­wie­nie wpły­wa­ją na płod­ność. Wie­le cza­su po­świę­ci­łem na zgłę­bia­nie wie­dzy me­dycz­nej, nie za­trzy­mu­jąc się tyl­ko na ginekologii.

Pań­ską wie­dzę we­ry­fi­ko­wa­li pacjenci.

Szczę­śli­wie mo­gę po­wie­dzieć, że jest ich co­raz wię­cej i wię­cej. Do mo­jej kli­ni­ki przy­jeż­dża­ją lu­dzie z ca­łe­go świa­ta. Mia­łem już pa­cjen­tów na­wet z Ka­na­dy, No­wej Ze­lan­dii czy Au­stra­lii. To też jest wiel­ki skarb, bo ci lu­dzie idą da­lej w świat i opo­wia­da­ją o tej me­to­dzie, o in­nym, tak róż­nym od in vi­tro, spo­so­bie le­cze­nia nie­płod­no­ści mał­żeń­skiej. To rzecz nie do prze­ce­nie­nia, bo w ten spo­sób roz­prze­strze­nia się wie­dza o me­dy­cy­nie pro­kre­acyj­nej, któ­rej czę­ścią jest naprotechnologia.

Ja­kie są naj­waż­niej­sze róż­ni­ce po­mię­dzy in vi­tro a naprotechnologią?

Pro­gram in vi­tro wi­dzi nie­płod­ność ja­ko prze­szko­dę w po­czę­ciu dziec­ka, któ­rą moż­na omi­nąć do­ko­nu­jąc za­płod­nie­nia po­za or­ga­ni­zmem ko­bie­ty. Z ko­lei me­dy­cy­na pro­kre­acyj­na skon­cen­tro­wa­na jest na od­na­le­zie­niu i usu­nię­ciu przy­czyn tej prze­szko­dy i przy­wró­ce­niu na­tu­ral­nej płod­no­ści ko­bie­ty i męż­czy­zny. Pro­gram in vi­tro ja­ko ele­ment me­dy­cy­ny re­pro­duk­cyj­nej ofe­ru­je za­tem po­stę­po­wa­nie ob­ja­wo­we, na­to­miast me­dy­cy­na pro­kre­acyj­na le­cze­nie przy­czy­no­we – do po­czę­cia do­cho­dzi w mał­żeń­skiej sy­pial­ni, a nie w la­bo­ra­to­rium. Po przy­wró­ce­niu zdro­wia mał­żon­ków na­stęp­ne po­czę­cia dzie­ci mo­gą za­cho­dzić na­tu­ral­nie, bez in­ter­wen­cji me­dycz­nych, na­to­miast pro­ce­du­ry in vi­tro mu­szą być zwy­kle po­wta­rza­ne, by do­pro­wa­dzić do ko­lej­nych ciąż.

W me­dy­cy­nie pro­kre­acyj­nej uży­wa­my też po­ję­cia ob­ni­żo­nej płod­no­ści (ang. hy­po­fer­ti­li­ty). Od­no­si się ono do pa­cjen­tów, u któ­rych wy­klu­czo­ne zo­sta­ły prze­szko­dy ana­to­micz­ne, dla zwró­ce­nia uwa­gi na fakt, że nie­płod­ność mo­że być sta­nem przej­ścio­wym, od­wra­cal­nym. Płod­ność jest nie­zwy­kle czu­łym wskaź­ni­kiem ogól­ne­go sta­nu zdro­wia i pod­le­ga wpły­wom wie­lu bodź­ców ustro­jo­wych i środowiskowych.

Co za­tem mo­że wpły­wać na ob­ni­że­nie płodności?

Ob­ni­że­nie płod­no­ści ob­ser­wu­je­my w sy­tu­acjach, gdy cho­ru­je na przy­kład tar­czy­ca, wą­tro­ba czy je­li­to – ich wy­le­cze­nie przy­wra­ca płod­ność. Po­dob­nie hor­mon stre­su, czy­li kor­ty­zol, cza­so­wo ją ob­ni­ża. Mo­że do te­go dojść za­rów­no w sy­tu­acjach prze­wle­kłe­go stre­su, jak i pod wpły­wem na­głych, trud­nych wy­da­rzeń, ja­kim jest na przy­kład śmierć bli­skiej osoby.

Wspo­mniał Pan, że in vi­tro jest le­cze­niem objawowym.

Pro­gram in vi­tro po­le­ga na hor­mo­nal­nej sty­mu­la­cji jaj­ni­ków ko­bie­ty w ce­lu uzy­ska­nia opty­mal­nej ilo­ści ko­mó­rek ja­jo­wych, któ­re łą­czy się z plem­ni­ka­mi po­za or­ga­ni­zmem ko­bie­ty, w wa­run­kach la­bo­ra­to­ryj­nych. Stąd w ogó­le na­zwa „in vi­tro”, czy­li „w szkle”. Na­sie­nie po­zy­ski­wa­ne jest na dro­dze ma­stur­ba­cji. Po okre­sie ho­dow­li la­bo­ra­to­ryj­nej umiesz­cza się je w ja­mie ma­ci­cy ko­bie­ty. Trze­ba mieć świa­do­mość, że że­by uro­dzi­ło się jed­no dzie­ciąt­ko, mu­si ob­umrzeć kil­ka, na­wet dzie­sięć in­nych za­rod­ków ludz­kich, czy­li dzie­ci na naj­wcze­śniej­szym eta­pie roz­wo­ju. To jest ce­na sku­tecz­no­ści te­go programu.

Po dru­giej stro­nie ma­my le­cze­nie przyczynowe.

Me­dy­cy­na pro­kre­acyj­na jest wie­lo­dy­scy­pli­nar­nym ob­sza­rem, obej­mu­ją­cym – po­za gi­ne­ko­lo­gią i po­łoż­nic­twem – tak­że en­do­kry­no­lo­gię, im­mu­no­lo­gię, me­dy­cy­nę me­ta­bo­licz­ną, me­dy­cy­nę ży­wie­nio­wą, nu­tri­ge­ne­ty­kę, aler­go­lo­gię, ga­stro­en­te­ro­lo­gię, cho­ro­by in­fek­cyj­ne, psy­cho­lo­gię a tak­że naprotechnologię.

Róż­ni­ce mię­dzy oma­wia­ny­mi me­to­da­mi do­ty­czą też dłu­go­fa­lo­we­go sta­nu zdro­wia dzie­ci. Dla przy­kła­du dia­be­to­lo­dzy chiń­scy (ba­da­nia z 2020 ro­ku) zwró­ci­li uwa­gę na zwięk­szo­ne ry­zy­ko me­ta­bo­licz­nych za­bu­rzeń ser­co­wo-na­czy­nio­wych, czy­li przed­wcze­snej miaż­dży­cy, u dzie­ci w wie­ku sze­ściu-dzie­się­ciu lat uro­dzo­nych z pro­ce­du­ry in vi­tro, w po­rów­na­niu z dzieć­mi po­czę­ty­mi naturalnie.

Trze­ba jed­nak wy­raź­nie pod­kre­ślić, że za­rów­no na­pro­tech­no­lo­gia, jak i in vi­tro są obar­czo­ne ry­zy­kiem utra­ty cią­ży. Te­go nie unik­nie­my, bo żad­na me­to­da nie da­je nam stu pro­cent pew­no­ści po­wo­dze­nia cią­ży. Są błę­dy ge­ne­tycz­ne, wa­dy, po­ro­nie­nia sa­mo­ist­ne. Dzie­je się to za­rów­no przy po­czę­ciu na­tu­ral­nym, jak i przy in vi­tro. Każ­dy le­karz wie, że co­dzien­ność nie skła­da się tyl­ko z ra­do­ści z po­wo­du do­dat­nie­go te­stu cią­żo­we­go i pra­wi­dło­we­go prze­bie­gu ciąży.

Ktoś zno­wu mo­że po­wie­dzieć, że za­ro­dek to nie czło­wiek, że jesz­cze nie ma ser­dusz­ka, nie czu­je bó­lu… „Ar­gu­men­tów” jest sporo.

Wspo­mi­na­łem już o de­fi­ni­cji po­cząt­ków ży­cia. To jest rzecz, z któ­rą nie da się dys­ku­to­wać. Ale wie­le mó­wią też sa­mi pa­cjen­ci. Kie­dy w pro­gra­mie in vi­tro po me­cha­nicz­nym po­łą­cze­niu ko­mó­rek ja­jo­wych z plem­ni­ka­mi cze­ka­li­śmy na moż­li­wość trans­fe­ru za­rod­ka do ja­my ma­ci­cy, pa­cjen­ci py­ta­li mię­dzy in­ny­mi: „Czy na­sze dzie­ci się roz­wi­ja­ją?”, „Czy za­rod­ki ży­ją?”, a ich ob­umar­cie spo­ty­ka­ło się ze łza­mi i roz­pa­czą. Ro­dzi­ce tych dzie­ci do­sko­na­le zda­wa­li so­bie spra­wę z te­go, że to był po pro­stu czło­wiek. Na­wet je­śli ktoś jest nie­wie­rzą­cy, to jed­nak z bio­lo­gią nie mo­że dyskutować.

Czy na­pro­tech­no­lo­gia jest me­to­dą opar­tą o EBM (Evi­den­ce Ba­sed Me­di­ci­ne)?

Me­dy­cy­na pro­kre­acyj­na ko­rzy­sta z naj­now­szych osią­gnięć ba­daw­czych wie­lu wspo­mnia­nych wcze­śniej dzie­dzin me­dy­cy­ny. W pu­bli­ka­cjach na­uko­wych z na­szej Kli­ni­ki, opu­bli­ko­wa­nych w re­cen­zo­wa­nych cza­so­pi­smach, przed­sta­wia­my mię­dzy in­ny­mi te­mat bio­che­mii nie­płod­no­ści (Cli­ni­ca Chi­mi­ca Ac­ta, 2020, https://doi.org/10.1016/j.cca.2020.05.039) oraz bio­che­micz­ne en­do­fe­no­ty­py nie­płod­no­ści u na­szych pa­cjen­tów (Jo­ur­nal of Cli­ni­cal Me­di­ci­ne, 2023, https://doi.org/10.3390/jcm12186094). Zwra­ca­my uwa­gę na funk­cjo­nal­ne po­wią­za­nia mię­dzy na­rzą­da­mi współ­dzia­ła­ją­cy­mi w utrzy­ma­niu płod­no­ści. Ba­da­nia pu­bli­ku­ją tak­że ko­le­dzy z in­nych ośrod­ków w Pol­sce. Dzi­siaj w na­szej Kli­ni­ce wy­cho­dzi­my da­le­ko po­za na­pro­tech­no­lo­gię, któ­ra po­wsta­ła wie­le lat te­mu i nie uwzględ­nia­ła na przy­kład osią­gnięć na­uk ży­wie­nio­wych, ge­ne­ty­ki ży­wie­nia, me­dy­cy­ny mi­to­chon­drial­nej czy ro­li je­li­ta i mi­kro­bio­mu jelitowego.

Jak oce­nił­by Pan roz­wój śro­do­wi­ska na­pro­tech­no­lo­gii w Polsce?

Kie­dyś dok­tor Hil­gers po­wie­dział, nie ukry­wa­jąc swo­je­go za­sko­cze­nia, że w Pol­sce na­pro­tech­no­lo­gia roz­wi­ja się nad wy­raz dy­na­micz­nie, jak chy­ba w żad­nym in­nym kra­ju na świe­cie. I rze­czy­wi­ście tak jest, że przez te po­nad pięt­na­ście lat, bo na­sza Na­Pro­Me­di­ca zo­sta­ła otwar­ta w 2009 ro­ku, ze­bra­li­śmy w Pol­sce licz­ne śro­do­wi­sko specjalistów.

Mo­że przy­to­czyć Pan ja­kieś kon­kret­ne licz­by? Wie­my, ilu le­ka­rzy zaj­mu­je się dziś naprotechnologią?

Nie mi­nę się z praw­dą je­śli po­wiem, że w każ­dym mie­ście aka­de­mic­kim jest ośro­dek le­cze­nia me­to­dą na­pro­tech­no­lo­gii. My­ślę, że moż­na mó­wić o oko­ło sześć­dzie­się­ciu, sie­dem­dzie­się­ciu le­ka­rzach. To nie są tyl­ko gi­ne­ko­lo­dzy, ale tak­że en­do­kry­no­lo­dzy, in­ter­ni­ści, pe­dia­trzy. Jest wie­lu mło­dych le­ka­rzy, któ­rzy in­te­re­su­ją się tym te­ma­tem. Są też do­świad­cze­ni gi­ne­ko­lo­dzy, któ­rzy do tej po­ry wy­ko­ny­wa­li in­se­mi­na­cje, ale ze­chcie­li spoj­rzeć na ludz­ką płod­ność ina­czej niż do tej po­ry. Oni z cie­ka­wo­ścią się­ga­ją po me­dy­cy­nę pro­kre­acyj­ną i re­zy­gnu­ją z in vi­tro. Nie je­stem od­osob­nio­ny w tym, że po­rzu­ci­łem in vitro.

Po tych po­nad pięt­na­stu la­tach pra­cy w Na­Pro­Me­di­ce wi­dzę, jak bar­dzo moż­na być efek­tyw­nym w swo­im dzia­ła­niu wy­ko­rzy­stu­jąc po­dej­ście wie­lo­dy­scy­pli­nar­ne. Ta me­to­da jest na­praw­dę skuteczna.

W jed­nym z wy­wia­dów mó­wił Pan o tym, że na po­cząt­ku zmia­ny swo­jej ścież­ki za­wo­do­wej za­rów­no w śro­do­wi­sku in vi­tro, jak i na­pro­tech­no­lo­gii czuł się Pan czar­ną owcą.

Kie­dy zo­sta­wi­łem in vi­tro, śro­do­wi­sko na­pro­tech­no­lo­gów pa­trzy­ło na mnie z nie­uf­no­ścią. By­łem tym kimś z dru­giej stro­ny ba­ry­ka­dy. Z ko­lei ko­le­dzy, któ­rych zna­łem z cza­sów mo­jej pra­cy przy in vi­tro, nie ro­zu­mie­li mo­jej de­cy­zji o odej­ściu do na­pro­tech­no­lo­gii. Więc i tu i tu spo­tka­łem się z nie­do­wie­rza­niem. Te po­cząt­ki nie by­ły ła­twe, choć mu­szę przy­znać, że do dzi­siaj mam kon­takt z ko­le­ga­mi, któ­rzy na­dal wy­ko­nu­ją in vi­tro. Uwa­żam ich za świet­nych fa­chow­ców, lu­dzi, któ­rzy wy­bra­li swój za­wód z po­wo­ła­nia. Kie­dy mó­wię o pro­gra­mie in vi­tro, sta­ram się po­ka­zy­wać ne­ga­tyw­ne stro­ny me­to­dy, a nie oskar­żać lu­dzi, któ­rzy się tym zaj­mu­ją. To dla mnie bar­dzo waż­ne. Oczy­wi­ście są lu­dzie zwią­za­ni z in vi­tro, któ­rym się nie po­do­ba to, że mó­wię, iż nie jest moż­li­we za­płod­nie­nie po­za­ustro­jo­we bez śmier­ci dzie­ci na tym eta­pie za­rod­ko­wym, ale wiem też, że nie cof­nę się ani na krok. Po pro­stu wiem, że Pan Bóg ode mnie ocze­ku­je te­go, że­bym mó­wił o Nim, o spo­tka­niu z Nim i o tym, że ist­nie­je ga­łąź me­dy­cy­ny pro­kre­acyj­nej, któ­ra jest sku­tecz­na, a któ­ra nie przy­czy­nia się do śmierci.

Mó­wi Pan o za­rod­kach ludz­kich ja­ko o swo­ich naj­mniej­szych pacjentach.

Bo ni­mi są. Zro­zu­mia­łem, że naj­mniej­sze ist­nie­nia ludz­kie, te na eta­pie roz­wo­ju za­rod­ko­we­go, nie ma­ją gło­su. One nie umie­ją ucie­kać, nie umie­ją gło­so­wać, mó­wić, nie mo­gą się bro­nić. Dziś wiem, że to są moi naj­mniej­si pa­cjen­ci. War­to więc, że­by­śmy my, zwłasz­cza per­so­nel w bia­łych far­tu­chach, sta­nę­li w ich obro­nie. Nie tyl­ko to dziec­ko, któ­re ma na przy­kład dwa la­ta, któ­re mó­wi „ma­ma” czy „ta­ta”, któ­re się roz­pła­cze, jest mo­im pa­cjen­tem. Tak­że to naj­mniej­sze ist­nie­nie ludz­kie wy­ma­ga od nas dzi­siaj i wie­dzy, i opieki.

Kie­dy wy­ko­nu­je się USG w czwar­tym, pią­tym ty­go­dniu od po­czę­cia, to już moż­na za­uwa­żyć bi­cie ser­dusz­ka. Za­wią­zek ser­ca za­czy­na bić oko­ło osiem­na­ste­go, dwu­dzie­ste­go pierw­sze­go dnia ży­cia! Nie mam żad­nych wąt­pli­wo­ści, że za­ro­dek to naj­mniej­sze ist­nie­nie ludz­kie, któ­re już wy­ma­ga opie­ki, bo prze­cież jest bez­bron­ne. Wie­le ra­zy mo­dli­łem się o to, że­by móc prze­pra­co­wać w na­pro­tech­no­lo­gii przy­naj­mniej czter­na­ście lat, że­by ja­koś wy­rów­nać te czter­na­ście, któ­re po­świę­ci­łem in vitro.

Uda­ło się.

I po­wiem pa­ni, że kie­dy ten dzień na­stał, ode­tchną­łem z ulgą. Mi­mo iż wiem, że nikt nie wró­ci ży­cia tam­tym dzie­ciom, to sta­ram się nie pa­trzeć na to, co by­ło, a sku­piać się na tym, co przede mną. Mam świa­do­mość, że wie­dzę, któ­rą mi da­ne by­ło zdo­być przez te wszyst­kie la­ta po­wi­nie­nem wy­ko­rzy­sty­wać dla do­bra in­nych i dzie­lić się nią do­pó­ki mi star­czy sił. A przez te wszyst­kie la­ta to­wa­rzy­szył mi opie­kun ży­cia „od po­czę­cia do na­tu­ral­nej śmier­ci” i mój oso­bi­sty opie­kun, świę­ty Po­lak, świę­ty pa­pież, Jan Pa­weł II.

Udostępnij
Tweetnij
Wydrukuj