Tylko życie ma przyszłość!
dr inż. Antoni Zięba
Szukaj
Close this search box.

Piotr Wołochowicz – laureat nagrody Czcigodnego Sługi Bożego Jerzego Ciesielskiego – Ojca Rodziny

Piotr Wołochowicz

– Co mo­że być naj­więk­szym szczę­ściem dla głę­bo­ko wie­rzą­ce­go oj­ca? Kie­dy je­go dziec­ko ca­łym ży­ciem słu­ży te­mu sa­me­mu Bo­gu i po­tem jest zba­wio­ne! Ja­ko oj­ciec je­stem szczę­śli­wy, bo Mag­da osią­gnę­ła to, co naj­waż­niej­sze! – mó­wi Piotr Wo­ło­cho­wicz, te­go­rocz­ny lau­re­at na­gro­dy Czci­god­ne­go Słu­gi Bo­że­go Je­rze­go Cie­siel­skie­go – Oj­ca Rodziny.

Ka­ro­li­na Kraw­czyk: Od za­wsze wie­dział Pan, że chce za­ło­żyć ro­dzi­nę i zo­stać tatą?

Piotr Wo­ło­cho­wicz: Tak, by­ło dla mnie na­tu­ral­ne, że kie­dyś bę­dę mę­żem i ta­tą. Od kie­dy po­zna­łem Ma­rio­lę, mo­ją przy­szłą uko­cha­ną żo­nę, per­spek­ty­wa po­sia­da­nia dzie­ci sta­ła się bar­dzo ży­wa. Po­nie­waż każ­de z nas jesz­cze przed ślu­bem po­zna­ło Je­zu­sa Chry­stu­sa i przy­ję­ło Go ja­ko swo­je­go Pa­na i Zba­wi­cie­la, w tym też kon­tek­ście my­śle­li­śmy o przy­szłych dzieciach.

Mie­li­ście z żo­ną „po­mysł” na to, jak wy­cho­wać dzieci?

Wie­dzie­li­śmy, że chce­my je wy­cho­wać tak, jak mó­wi Sło­wo Bo­że, czy­li da­jąc im sto pro­cent mi­ło­ści i sto pro­cent dys­cy­pli­ny. Na­szym prio­ry­te­tem by­ło to, że­by wy­cho­wać dzie­ci do ży­wej wia­ry – po to, że­by kie­dyś móc spo­tkać się z ni­mi w wiecz­no­ści. Róż­ne dzie­dzi­ny ży­cia ukła­da­li­śmy tak, aby nie za­bu­rza­ły głów­ne­go ce­lu wychowawczego.

Czy są ja­kieś szcze­gól­ne frag­men­ty Pi­sma Świę­te­go, któ­re Pa­na in­spi­ro­wa­ły, kie­ro­wa­ły w wy­cho­wy­wa­niu dzieci?

Jed­nym z ta­kich frag­men­tów jest Psalm sie­dem­dzie­sią­ty ósmy, zwłasz­cza wer­se­ty szó­sty i siód­my: „(…) aby to po­zna­ło przy­szłe po­ko­le­nie / sy­no­wie, co się na­ro­dzą, / że ma­ją po­kła­dać na­dzie­ję w Bo­gu / i nie za­po­mi­nać dzieł Bo­ga, / lecz strzec Je­go po­le­ceń”. Wie­dzie­li­śmy z żo­ną, że na­sze dzie­ci ma­ją żyć z Bo­giem, ma­ją za­wsze pa­mię­tać, że On jest Stwór­cą i na­le­ży Mu się wdzięcz­ność za wszyst­ko, oraz że trze­ba być Mu posłusznym.

In­nym klu­czo­wym frag­men­tem by­ły dla nas sło­wa z Księ­gi Po­wtó­rzo­ne­go Pra­wa, z szó­ste­go roz­dzia­łu, wer­se­ty szó­sty i siód­my: „Niech po­zo­sta­ną w twym ser­cu te sło­wa, któ­re ja ci dziś na­ka­zu­ję. Wpo­isz je two­im sy­nom, bę­dziesz o nich mó­wił prze­by­wa­jąc w do­mu, w cza­sie po­dró­ży, kła­dąc się spać i wsta­jąc ze snu”. To zna­czy, że ja­ko ro­dzic sam mu­szę po­zna­wać Sło­wo Bo­że, a po­tem do skut­ku wpa­jać je dzie­ciom w każ­dej sy­tu­acji ży­cio­wej. Ono ma żyć w ich ser­cach nie tyl­ko „od świę­ta”, ale na co dzień, w każ­dych oko­licz­no­ściach życia.

Ktoś po­wie, że to zmu­sza­nie dziec­ka do wia­ry, że nie moż­na tak robić.

To jest Bo­ży na­kaz – ja­ko ro­dzic je­stem od­po­wie­dzial­ny za to, że­by wy­cho­wać dziec­ko we­dług mo­ich naj­lep­szych moż­li­wo­ści i wie­dzy. Ma­my frag­men­ty w Li­ście do Efe­zjan czy do Ko­lo­san, któ­re mó­wią o tym, że ma­my wy­cho­wy­wać dzie­ci tak, jak nas wy­cho­wu­je Pan Bóg. Tro­ska o dzie­ci za­kła­da, że da­ję im to, co naj­lep­sze – jest to wła­śnie re­la­cja z Bo­giem. I nie cho­dzi o to, aby je po­py­chać, zmu­szać do wia­ry – ale z pa­sją po­cią­gnąć za so­bą do wspa­nia­łej przy­go­dy z Bogiem.

Oczy­wi­stym by­ło dla nas tak­że to, że dzie­ci trak­tu­je­my z god­no­ścią, z sza­cun­kiem, że do­trzy­mu­je­my obiet­nic, ja­kie im zło­ży­li­śmy i tak da­lej… Jed­nym ze współ­cze­snych pro­ble­mów cy­wi­li­za­cji jest to, że źle się ro­zu­mie wol­ność – na przy­kład uni­ka się prze­ka­zu war­to­ści dzie­ciom. A z dru­giej stro­ny wie­lu lu­dzi i wie­le or­ga­ni­za­cji ma na ce­lu za­gar­nię­cie na­szych dzie­ci i moc­no pró­bu­je na­peł­niać je swo­im antywartościami.

Du­żo Pan mó­wi o Sło­wie Bo­żym. Ile cza­su Pan po­świę­ca na je­go lekturę?

Rze­czy­wi­ście Pi­smo Świę­te to mo­ja pa­sja. Mo­gę po­wie­dzieć, że na po­cząt­ku mia­łem ta­kie okre­sy w ży­ciu, kie­dy wręcz po­że­ra­łem Sło­wo Bo­że. Wpraw­dzie z dzie­cię­cych lek­cji re­li­gii wy­nio­słem błęd­ny ob­raz Bo­ga, ale po­tem – gdy usły­sza­łem ke­ryg­mat – wszyst­ko się zmie­ni­ło. Mia­łem ta­kie przy­na­gle­nie w ser­cu, że­by jak naj­wię­cej cza­su spę­dzać na mo­dli­twie, w tym wła­śnie na czy­ta­niu Pi­sma Świę­te­go. Cza­sem stu­dio­wa­łem ja­kąś księ­gę, in­nym ra­zem ja­kiś ma­leń­ki frag­ment al­bo kon­kret­ne za­gad­nie­nie. Że­by wzra­stać w ży­ciu chrze­ści­ja­ni­na, trze­ba po pro­stu kar­mić się Sło­wem Bo­żym, bez te­go ani rusz.

Kie­dy, Pa­na zda­niem, tak na­praw­dę za­czy­na się ojcostwo?

W mo­im od­czu­ciu za­czy­na się du­żo wcze­śniej niż w mo­men­cie po­ja­wie­nia się no­we­go ży­cia pod ser­cem mat­ki. O sta­wa­niu się oj­cem mo­że­my mó­wić już wte­dy, kie­dy w ogó­le za­czy­na­my my­śleć o przy­szłych dzie­ciach. Męż­czy­zna do oj­co­stwa doj­rze­wa tak­że wte­dy, kie­dy nie­sie głów­ną od­po­wie­dzial­ność za ob­ser­wa­cję cy­klu, kie­dy ra­zem z żo­ną pla­nu­je czas po­czę­cia dziec­ka, dba o zdro­wie swo­je i żo­ny, ale też dziec­ka no­szo­ne­go w ło­nie ma­my. Tak męż­czy­zna doj­rze­wa do ro­li opie­ku­na i gło­wy rodziny.

W wa­szym mał­żeń­skim ży­ciu pod­ję­li­ście de­cy­zję o tym, że żo­na zaj­mu­je się do­mem, a Pan jest głów­nym ży­wi­cie­lem rodziny.

To by­ło dla nas oczy­wi­ste, bo dzię­ki te­mu mie­li­śmy peł­ny wpływ na wy­cho­wa­nie na­szych dzie­ci. Pierw­sze sie­dem lat ży­cia to kształ­to­wa­nie fun­da­men­tów ich oso­bo­wo­ści. Aby dać dzie­ciom to, co naj­lep­sze, Ma­rio­la zo­sta­ła w do­mu i wzię­ła na sie­bie obo­wiąz­ki peł­no­eta­to­wej ma­my. Wie­dzie­li­śmy, że to dłu­go­ter­mi­no­wa in­we­sty­cja – głów­na na­gro­da przy­cho­dzi po mniej wię­cej dwu­dzie­stu la­tach. My te­go do­świad­czy­li­śmy z ca­łą na­szą trójką!

Ro­dzic prze­cież nie ma peł­nej kon­tro­li nad tym, co dzie­je się w przed­szko­lu. A obec­nie sy­tu­acja jest jesz­cze wie­le gor­sza, niż kie­dy na­sze dzie­ci by­ły ma­łe: w przed­szko­lach czę­sto dzie­ci są uczo­ne rze­czy jaw­nie sprzecz­nych z Bo­ży­mi wartościami.

Miał Pan w swo­im ży­ciu ta­kich męż­czyzn, od któ­rych uczył się Pan te­go, jak być do­brym ojcem?

W mo­im wcze­snym dzie­ciń­stwie je­dy­nie dzia­dek był tym męż­czy­zną, któ­ry roz­ma­wiał ze mną, uczył mnie róż­nych rze­czy, trosz­czył się o mnie. Ale nie zdą­ży­li­śmy dojść do po­zio­mu roz­mów o wartościach.

Po tym, jak w wie­ku dwu­dzie­stu je­den lat przy­ją­łem Je­zu­sa ja­ko Pa­na i Zba­wi­cie­la, w mo­im oto­cze­niu za­czę­li po­ja­wiać się męż­czyź­ni, cho­ciaż­by we wspól­no­cie czy w Ko­ście­le, od któ­rych mo­głem uczyć się te­go, jak być do­brym mę­żem i oj­cem. Ob­ser­wo­wa­łem, jak trak­tu­ją swo­je żo­ny i dzie­ci, roz­ma­wia­łem z nimi.

Oso­bą oj­cow­ską był dla mnie mój teść, któ­ry trak­to­wał mnie jak sy­na. Wspo­mnę jesz­cze o pew­nym głę­bo­ko wie­rzą­cym Niem­cu (z po­ko­le­nia mo­ich ro­dzi­ców), któ­ry dał nam do­świad­czyć nie­sa­mo­wi­tej oj­cow­skiej tro­ski o ca­łą na­szą rodzinę.

Je­stem głę­bo­ko prze­ko­na­ny, że po­mi­mo róż­nych trud­no­ści i bra­ku pier­wot­nych wzor­ców, Pan Bóg w cu­dow­ny spo­sób wło­żył w mo­je ser­ce zdol­ność do oj­co­stwa – ca­łym ser­cem po­ko­cha­łem by­cie mę­żem i ojcem.

Pa­na ży­cio­we do­świad­cze­nie mo­że da­wać na­dzie­ję tym mło­dym męż­czy­znom, któ­rzy wy­cho­wy­wa­li się bez oj­ca, a któ­rzy być mo­że z te­go po­wo­du bo­ją się pod­jąć ry­zy­ko oj­co­stwa. Ja­kie ra­dy chciał­by Pan prze­ka­zać ta­kim mężczyznom?

Po pierw­sze, aby przy­ję­li Je­zu­sa ja­ko swo­je­go Pa­na i Zba­wi­cie­la i upo­rząd­ko­wa­li swo­ją re­la­cję z Bo­giem. Po dru­gie – aby za­an­ga­żo­wa­li się w ży­cie ja­kiejś wspól­no­ty, któ­ra bę­dzie dla nich prze­strze­nią do wzro­stu, za­rów­no du­cho­we­go, jak i ogól­no­ludz­kie­go. Waż­ne, aby to by­ło miej­sce ży­wej wia­ry. Po trze­cie, waż­ne jest, aby stu­dio­wać Sło­wo Bo­że, by spę­dzać jak naj­wię­cej cza­su na mo­dli­twie, jed­no­cze­śnie nie za­nie­dbu­jąc in­nych obowiązków.

Ko­lej­na, bar­dzo waż­na rzecz – w Księ­dze Ma­la­chia­sza, w roz­dzia­le trze­cim, wer­se­cie dwu­dzie­stym czwar­tym, jest na­pi­sa­ne: „I skło­ni ser­ce oj­ców ku sy­nom, a ser­ce sy­nów ku ich oj­com, abym nie przy­szedł i nie po­ra­ził zie­mi [izra­el­skiej] prze­kleń­stwem”. Wa­run­kiem do­brej re­la­cji jest bli­skość serc oj­ca i sy­na. Ser­ce oj­ca mu­si być otwar­te na dziec­ko. Mi­łość do dziec­ka mu­si być bez­wa­run­ko­wa. Dla­te­go ja ja­ko oj­ciec mu­szę cią­gle przy­po­mi­nać so­bie, że nie wol­no mi spo­cząć do­pó­ty, do­pó­ki nie wy­cho­wam dziec­ka na doj­rza­łe­go, od­po­wie­dzial­ne­go człowieka.

To spra­wy do­ty­czą­ce oso­bi­ste­go wzro­stu. A te do­ty­czą­ce bu­do­wa­nia re­la­cji z dzieckiem?

Chciał­bym, że­by każ­dy męż­czy­zna wie­dział, że fakt, iż Bóg da­je nam dziec­ko do wy­cho­wa­nia to ogrom­ny przy­wi­lej i za­szczyt. To nie jest udrę­ka! Ow­szem, są i za­rwa­ne no­ce, róż­ne nie­do­god­no­ści, wy­rze­cze­nia i trud­ne sy­tu­acje. Ale u pod­staw na­sze­go oj­co­stwa (czy sze­rzej – ro­dzi­ciel­stwa) stoi fakt, że Bóg nam za­ufał, po­wie­rza­jąc nam dziecko.

Oj­ciec ma ogrom­ny wpływ na bu­do­wa­nie toż­sa­mo­ści sy­na czy cór­ki. Sy­no­wi bę­dzie da­wał wzór mę­sko­ści do na­śla­do­wa­nia. Cór­ce da wzór, jak ma wy­glą­dać jej przy­szły mąż. Je­śli cór­ka bę­dzie wi­dzia­ła, że jej ta­ta ko­cha ma­mę, to sa­ma bę­dzie szu­ka­ła w przy­szło­ści ta­kie­go mę­ża – zdol­ne­go do po­świę­ceń, wy­rze­czeń, któ­ry bę­dzie po­ka­zy­wał, jak po­win­no trak­to­wać się kobietę.

Po­ku­si się Pan o dia­gno­zę współ­cze­snych oj­ców? Czy jest coś, co Pa­na cie­szy bądź niepokoi?

Nie­po­koi mnie to, że dziś dziec­ko trak­tu­je się ja­ko ele­ment ży­cia, któ­ry trze­ba wło­żyć gdzieś mię­dzy pra­cę, a hob­by. Oj­co­stwo idzie w kie­run­ku czyn­no­ści, a nie re­la­cji serc. Obec­ne po­ko­le­nia ro­dzi­ców są co­raz bar­dziej na­sta­wio­ne na he­do­nizm, wy­go­dę, przy­jem­no­ści. Ale naj­gor­sze jest to, że dzi­siaj mło­dzi ro­dzi­ce czę­sto ma­ją w so­bie we­wnętrz­ny cha­os. Nie wie­dzą, co jest do­bre, a co złe. Co­raz rza­dziej są zdol­ni do ja­kiejś re­flek­sji nad war­to­ścia­mi. A to z ko­lei spra­wia, że trud­no im się zo­rien­to­wać, co jest dla nich do­bre – a po­tem trud­no świa­do­mie wy­cho­wy­wać dzie­ci i prze­ka­zy­wać im wartości.

Do­brze, że po­wsta­ją ini­cja­ty­wy skie­ro­wa­ne do oj­ców. I to nie tyl­ko w krę­gach re­li­gij­nych, ale też w świec­kich. Dzię­ki te­mu oj­co­wie ma­ją śro­do­wi­sko, wspól­no­tę, któ­ra po­bu­dza ich do wzro­stu, do roz­wo­ju, za­rów­no na płasz­czyź­nie du­cha, jak i cia­ła. Ta­kie miej­sca mo­gą na­praw­dę za­in­spi­ro­wać do te­go, by sta­wać się co­raz lep­szym oj­cem. Jak do­tąd to kro­pla w mo­rzu potrzeb.

Cze­go ni­gdy nie po­wie­dział­by Pan swo­im dzie­ciom i dlaczego?

Ni­gdy nie po­wie­dział­bym swo­je­mu dziec­ku, że jest dla mnie cię­ża­rem, że nie mam już na nie­go si­ły, że go nie bę­dę ko­chać, je­śli nie speł­ni ocze­ki­wań… To wszyst­ko są ta­kie sło­wa, któ­re w dzie­ciach zo­sta­ją na za­wsze. Isto­tą Bo­że­go mo­de­lu oj­co­stwa jest fun­da­ment bez­wa­run­ko­wej mi­ło­ści Bo­ga do nas. W Księ­dze Je­re­mia­sza, w trzy­dzie­stym pierw­szym roz­dzia­le mo­że­my prze­czy­tać, jak Bóg mó­wi: „Uko­cha­łem cię od­wiecz­ną mi­ło­ścią, dla­te­go też za­cho­wa­łem dla cie­bie ła­ska­wość”. Sko­ro Bóg ma ta­ką mi­łość do nas, to ja mu­szę i chcę brać z Nie­go przy­kład i ta­ką sa­mą mia­rą ko­chać swo­je wła­sne dzie­ci. One mu­szą wie­dzieć, że są ko­cha­ne za­wsze, nie­za­leż­nie od te­go, czy coś prze­skro­ba­ły, zra­ni­ły mnie, zro­bi­ły coś złe­go. A ja za­cho­wu­ję dla nich ła­ska­wość (i nie cho­dzi tu o roz­pusz­cza­nie czy po­błaż­li­wość dla wybryków!).

Cza­sem jed­nak dzie­ci pró­bu­ją prze­cią­gnąć któ­reś z ro­dzi­ców na swo­ją stronę.

Mąż i żo­na mu­szą być w spra­wach wy­cho­wa­nia jed­no­myśl­ni. Je­śli po­ja­wi się mię­dzy ni­mi ja­kiś roz­dź­więk, roz­łam, to dziec­ko bę­dzie chcia­ło nie­ja­ko wejść w tę szcze­li­nę i „prze­jąć wła­dzę”. A to mo­że dość szyb­ko do­pro­wa­dzić do róż­no­ra­kich dra­ma­tów. Na­sze dzie­ci z żo­ną sta­ra­li­śmy się wy­cho­wać w mi­ło­ści, ale też i w po­słu­szeń­stwie. Nie ozna­cza to, że by­li­śmy ja­ki­miś bez­względ­ny­mi dyk­ta­to­ra­mi, ale jed­nak wy­ma­ga­li­śmy od nich pew­nej kar­no­ści czy dys­cy­pli­ny. Wszyst­ko dla­te­go, że ro­ze­zna­wa­li­śmy, co dla nich bę­dzie naj­lep­sze. Wie­dzie­li­śmy, że je­że­li ustą­pi­my w ja­kiejś spra­wie, to i my, i na­sze dzie­ci, prę­dzej czy póź­niej bę­dzie­my te­go ża­ło­wać. Wy­cho­wa­nie dzie­ci, ow­szem, jest wy­sił­kiem, ale ta­kim, któ­ry jest na­pę­dza­ny przez miłość.

Pań­ska mi­łość do dzie­ci prze­szła strasz­li­wą pró­bę. Prze­żył Pan bo­wiem trud­ne do­świad­cze­nie śmier­ci córki.

Ja bym po­wie­dział, że w isto­cie to nie mi­łość do dziec­ka prze­szła strasz­li­wą pró­bę, ale war­to­ści, na któ­rych zbu­do­wa­łem swo­je ży­cie. Na­to­miast rze­czy­wi­ście był to eks­tre­mal­nie trud­ny czas. W mar­cu 2023 ro­ku nie­spo­dzie­wa­nie wy­kry­to u Mag­dy du­ży guz w mó­zgu. Na­tych­mia­sto­wa ope­ra­cja usu­nię­cia gu­za uda­ła się, oka­za­ło się, że był to gle­jak, czwar­ty sto­pień zło­śli­wo­ści. Po pół ro­ku on wró­cił i jesz­cze dał prze­rzu­ty w in­nym ob­sza­rze mó­zgu. W stycz­niu te­go ro­ku Pan Bóg wziął Mag­dę do sie­bie. To ogrom­ny ból… Mie­li­śmy bar­dzo bli­ską re­la­cję, dla­te­go jej odej­ście po­zo­sta­wi­ło wiel­ką pust­kę. Po­nie­waż Mag­da by­ła pan­ną, więc w dość na­tu­ral­ny spo­sób głów­ny cię­żar opie­ki nad nią spadł na mnie. Ostat­ni mie­siąc miesz­ka­ła u mnie w ra­mach ho­spi­cjum domowego.

Miał Pan pre­ten­sje do Pa­na Bo­ga? Naj­pierw śmierć żo­ny, kil­ka lat te­mu, po­tem odej­ście córki.

Czy mam pre­ten­sje do Pa­na Bo­ga? Nie mam. Do koń­ca z wiel­ką wia­rą mo­dli­li­śmy się o cud uzdro­wie­nia, ale Bóg za­de­cy­do­wał ina­czej. On się nie po­my­lił. Uznał, że już czas, aby Mag­da otrzy­ma­ła swo­ją na­gro­dę w nie­biań­skiej oj­czyź­nie. Prze­pra­co­wa­nie ża­ło­by po stra­cie Ma­rio­li osiem lat te­mu po­mo­gło mi te­raz prze­trwać śmierć Mag­dy. I choć na­dal mam mo­men­ty, w któ­rych bar­dzo za ni­mi tę­sk­nię, to sta­ram się żyć we wdzięcz­no­ści za ich ży­cie i w za­ufa­niu Pa­nu Bo­gu, że On wie naj­le­piej, co dla nas jest najlepsze.

Mag­da ży­ła w bli­sko­ści z Bo­giem, w sta­nie ła­ski uświę­ca­ją­cej. Nie mam wąt­pli­wo­ści, że po­szła pro­sto do Oj­ca i że jest przed Je­go tro­nem – ra­zem z Ma­riol­ką. Ca­łe ży­cie słu­ży­ła Bo­gu – pi­sa­ła książ­ki, zo­stał po niej wspa­nia­ły do­ro­bek… Po jej śmier­ci na­pły­nę­ło do mnie wie­le świa­dectw o tym, jak wspie­ra­ła lu­dzi do­brym sło­wem, roz­mo­wą, mo­dli­ła się za in­nych. Mag­da by­ła świet­ną or­ga­ni­za­tor­ką, jed­no­czy­ła ca­łą ro­dzi­nę, pa­mię­ta­ła o róż­nych okazjach.

Co mo­że być naj­więk­szym szczę­ściem dla głę­bo­ko wie­rzą­ce­go oj­ca? Kie­dy je­go dziec­ko ca­łym ży­ciem słu­ży te­mu sa­me­mu Bo­gu i po­tem jest zba­wio­ne! Ja­ko oj­ciec je­stem szczę­śli­wy, bo Mag­da osią­gnę­ła to, co naj­waż­niej­sze! Szko­da, że jej tu już nie ma – ale prze­cież prę­dzej czy póź­niej spo­tkam i Ma­riol­kę i Mag­dę przed Bo­żym tronem!

===

Piotr Wo­ło­cho­wicz – bi­bli­sta, dr teo­lo­gii pa­sto­ral­nej. Od 1992 r. ra­zem z mał­żon­ką Ma­rio­lą pro­wa­dzi­li Fun­da­cję Mi­sja Służ­by Ro­dzi­nie. Po śmier­ci Ma­rio­li na­dal pro­wa­dzi Mi­sję. Oj­ciec trój­ki dzie­ci, dzia­dek sze­ścior­ga wnu­cząt. Jest au­to­rem i współ­au­to­rem wie­lu ksią­żek na te­mat bi­blij­ne­go ob­ra­zu mał­żeń­stwa i ro­dzi­ny oraz na te­mat du­cho­we­go wzro­stu, m.in. „Skarb oj­co­stwa” oraz „Ma­mo, zo­stań ze mną w do­mu”. Wy­gła­sza pre­lek­cje dla ro­dzin z ca­łej Pol­ski o bu­do­wa­niu ro­dzin­nych wię­zi oraz o oso­bi­stej re­la­cji z Bogiem.

Udostępnij
Tweetnij
Wydrukuj