Tegoroczny marsz dla życia w Brukseli miał wymiar symboliczny. Dokładnie dwadzieścia lat wcześniej w Belgii, drugim po Holandii kraju na świecie, zalegalizowano eutanazję. Pod tym greckim pojęciem oznaczającym „dobrą śmierć”, rozumieć należy działanie lub zaniechanie działania, które prowadzi do śmierci drugiego człowieka, pod pozorem przerwania jego cierpienia.
W Belgii eutanazję zalegalizowano pod pretekstem umożliwienia godnej śmierci terminalnie chorym, cierpiącym na nieuleczalne choroby i doświadczającym trudnego do uśmierzenia bólu. Po kilku latach, kategorie tę rozszerzono nawet na osoby z zaburzeniami psychicznymi, a także na dzieci, bez żadnych ograniczeń wiekowych. W Holandii można zabić chore dziecko, jeżeli wyrazi taką wolę, dopiero kiedy ukończy 12 rok życia. W Belgii nie ma to znaczenia. Obecnie, przewodniczący belgijskiej komisji ds. kontroli eutanazji apeluje nawet o możliwość uśmiercania ludzi zmagających się ze starczą demencją.
Przykład Belgii pokazuje to, o czym obrońcy życia mówią od dawna. Każdy wyjątek w systemie prawnym co do bezwzględniej nienaruszalności ludzkiego życia, prowadzi do lawinowej degradacji prawa i kolejnych zamachów na życie ludzkie. Mentalność eutanazyjna w szczególny sposób zamanifestowała się w czasie pandemii koronawirusa. Belgijskie służby medyczne odmawiały przyjazdu do pacjentów, którzy zdaniem dyspozytorów mieli mniejsze szanse na przeżycie. Szpitale nie przyjmowały na leczenie osób w podeszłym wieku czy mających choroby towarzyszące. Odnotowano też rekordową liczbę przypadków eutanazji. Zgodnie z literą prawa, zadawano śmierć ludziom potrzebującym przede wszystkim troski i leczenia. Belgijscy lekarze, jeszcze przed pandemią, zabijali statystycznie pięciu pacjentów dziennie. Przerażająca praktyka eutanazyjna skutkuje spadkiem zaufania do sektora opieki medycznej, zwanego dawniej Służbą Zdrowia.
Trzeba podkreślić, że eutanazji nie można nigdy mylić z zaniechaniem uporczywej terapii. To świadectwo, które zostawił nam św. Jan Paweł II: „Pozwólcie mi odejść do domu Ojca”. Z kolei w deklaracji Iura et bona czytamy „Gdy zagraża śmierć, której w żaden sposób nie da się uniknąć przez zastosowanie dostępnych środków, wolno w sumieniu podjąć zamiar nie korzystania z leczenia, które może przynieść tylko niepewne i bolesne przedłużenie życia, nie przerywając jednak zwyczajnej opieki, jaka w podobnych wypadkach należy się choremu”. Prymas Belgii, ks. kard. Josef De Kesel twierdzi, że stałe poszerzanie zakresu eutanazji pokazuje, że nie chodzi tu o „uśmierzanie cierpienia”, tylko o posłuszeństwo ideologii, a dyskusja na ten temat ma wymiar antropologiczny. Ksiądz prymas nie ma wątpliwości, że w przypadku eutanazji naruszone zostają podstawy naszej cywilizacji.
Belgia jest bardzo młodą demokracją, z historią sięgającą zaledwie dziewiętnastego wieku. I z przerażającym bagażem ludobójstwa w środkowoafrykańskim Kongu. Należy być nadziei, że Belgowie staną po stronie życia, a prawo pozwalające lekarzowi zabić swojego pacjenta także odejdzie do niechlubnej przeszłości. Kościół katolicki, konsekwentnie broniąc prawa do życia każdego człowieka, jednoznacznie potępia w deklaracji Iura et bona wszelkie praktyki eutanazyjne: „Nikomu nie wolno nastawać na życie człowieka niewinnego, ponieważ sprzeciwia się to miłości Boga wobec niego, narusza jego nieutracalne i niezbywalne, fundamentalne prawo i dlatego taki czyn jest bardzo ciężką zbrodnią”.
Wyjściem naprzeciw tragedii ludzkiego cierpienia jest wspieranie wszelkich możliwych form pomocy paliatywnej i hospicyjnie. Współczesna medycyna potrafi uśmierzać ból, także ból nowotworowy. Jesteśmy w stanie łagodzić też lęk i depresję, a medycyna nie może mieć w swojej ofercie śmierci.
WZ