Sejmowa Komisja Zdrowia 8 lutego 2024 roku przegłosowała inicjatywę umożliwiającą dostęp do pigułki „dzień po” bez konieczności posiadania recepty dzieciom już od 15. roku życia. Propozycje poprawek ze strony Prawa i Sprawiedliwości zostały odrzucone.
Przepowiednie demograficzne odnośnie Polski wskazują, że nasza populacja kurczy się w szybkim tempie. Niestety w ramach priorytetów nowego Rządu jest wprowadzenie swobodnego dostępu do aborcji oraz możliwość nabycia pigułek poronnych, również przez osoby niepełnoletnie, które są błędnie określane jako „antykoncepcja awaryjna”.
Minister zdrowia Izabela Leszczyna przedstawiła posłom projekt nowelizacji ustawy. Podkreśliła, że w państwach członkowskich Unii Europejskiej dokładnie ta tabletka, z tą substancją czynną, jest dostępna bez recepty. Tylko w Polsce i na Węgrzech konieczna jest recepta. – Wszyscy chcemy, żeby nie było niechcianych ciąż, Wszyscy chcemy, żeby nie było nielegalnych, pokątnych aborcji, które są często niebezpieczne dla zdrowia czy życia – zaakcentowała. Dodała, że aby tego uniknąć, konieczne są dwie rzeczy – edukacja seksualna i dostępna, bezpieczna antykoncepcja. – Niestety w Polsce nie mamy właściwie ani jednej, ani drugiej z tych rzeczy – oceniła.
Działanie substancji czynnych pigułek przybliżył poseł Czesław Hoc, lekarz, specjalista endokrynolog. – Musimy sobie uzmysłowić, dlaczego mówimy o antykoncepcji i tabletce wczesnoporonnej. W zależności od dnia cyklu, kiedy kobieta przyjmie taką tabletkę, może mieć ona działanie antykoncepcyjne, blokujące owulację. Jednak kiedy dojdzie do zapłodnienia, hamowanie progesteronu uniemożliwia przemieszczanie się zygoty do jamy macicy i wtedy jest to tabletka wczesnoporonna, czyli z reguły jest to wczesnoporonna tabletka – to jest nauka i merytoryczna wiedza. Proszę nie mówić w aspekcie pewności, że jest to tylko tabletka antykoncepcyjna – podkreślił.
Zdaniem posła Hoca, konieczna jest konsultacja z lekarzem ginekologiem, który musi wiedzieć chociażby, czy u kobiety nie występują przeciwwskazania medyczne do przyjęcia preparatu. – W niektórych przypadkach tabletka może być niebezpieczna dla zdrowia, a czasem i dla życia – ocenił.
Lekarka i posłanka Katarzyna Sójka zauważyła, że plusem wprowadzenia tabletki na receptę była konieczność wizyty u ginekologa, który znając cykl płodności kobiety, na podstawie badania USG, w niektórych przypadkach mógł stwierdzić, że tabletka nie jest potrzebna, ponieważ kobieta jest tuż po owulacji.
- Proponowana dziś zmiana powinna być poprzedzona rzetelną kampanią informacyjną na temat ewentualnych skutków ubocznych i przeciwwskazań do stosowania – pokreśliła, nadmieniając, że dziś proponuje się, by przekazać pacjentkom preparat bez recepty, choć nie wiedzą one jakie niesie za sobą zagrożenia i skutki.
- Podkreślacie państwo że jest to tabletka, która działa przed zapłodnieniem, więc działa hamując lub opóźniając owulację. Konsultowałam to ze specjalistami – przyznała. – Ja ze swojej wiedzy, która wynika z charakterystyki produktu leczniczego, z tego o czym również mówił dr Hoc, mam pełną wiedzę, że pani minister ma po części rację, ponieważ faktycznie tabletka ta zahamowuje owulację, może spowodować jej opóźnienie, ale również w zależności od cyklu miesięcznego może działać na tkankę endometrium, która w tej sytuacji zmienia swoją strukturę i uniemożliwia zagnieżdżenie już zapłodnionej komórki – dodała.
Sójka poprosiła minister, by różnica ta została zbadana i wykazana przez specjalistów. – Pacjentki powinny znać pełne działanie tej tabletki. Jest to pewne wprowadzanie w błąd, są pacjentki, dla których ta różnica jest bardzo istotna. Lekarze są zobowiązani, by poinformować o tej różnicy, a pacjentka podejmie ostateczną decyzję czy chce przyjąć tą tabletkę czy nie – podkreśliła.
Dodała również, że rodzice czują pewien niepokój związany z brakiem recept. – Jeśli dziewczyna będzie miała ryzykowne zachowania seksualne, będzie musiała sięgać po ten preparat, rodzice chcieliby, by ktokolwiek z dorosłych miał sygnał o tym, że w życiu takiej dziewczyny dzieje się coś, co skłania ją do tego, by z takich środków korzystać. Dlatego osobiście składam poprawkę, by lek ten był dostępny bez recepty, ale od 18. roku życia. – powiedziała, dodając, że jest to również wniosek wielu rodziców.
Poseł Przemysław Wipler przypomniał o decyzji Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, który w 2020 roku wycofał z obiegu kilka leków zawierających substancję czynną tabletki „dzień po” – ulipristal, ze względu na powodowanie uszkodzeń wątroby. – Dziewczynka 15-letnia nie będzie mogła kupić energetyka, ale będzie mogła kupić silne leki, bez żadnej kontroli lekarskiej, bez jakiejkolwiek wizyty u lekarza; leki, które zawierają substancje czynną, co do której URPL stwierdził jej hepatotoksyczność – powiedział. Zauważył, że brakuje również kontroli nad ilością przyjętych przez kobietę środków.
Po dyskusji Sejmowa Komisja Zdrowia zdecydowała o przyjęciu projektu ustawy o tzw. „antykoncepcji awaryjnej”. Podczas prac komisji nie przyjęto poprawek zgłoszonych przez posłów PiS. Głosowało 32 posłów – za 20, a przeciw 10, wstrzymały się 2 osoby. Projekt ustawy został pozytywnie rozpatrzony i przekazany do drugiego czytania. Posłem sprawozdawcą został Bartosz Arłukowicz.
Z doniesień płynących z pałacu prezydenckiego dochodzą coraz większe niepokoje. Społeczeństwo, które oczekiwałoby stanowczej reakcji ze strony Andrzeja Dudy w kwestii obrony życia nienarodzonych dzieci, być może poczuje się rozczarowane brakiem deklaracji weta wobec planów upowszechnienia substancji, która nie tylko utrudnia zapłodnienie, lecz również może prowadzić do zahamowania rozwoju zarodka. Tymczasem minister z Kancelarii Prezydenta, Małgorzata Paprocka podkreśliła, że dla głowy państwa istotna jest kwestia ustalenia minimalnego wieku, od którego tabletki będą dostępne bez recepty, oraz czy regulacje w tej sprawie zostaną wprowadzone poprzez ustawę czy rozporządzenie.
jb
Źródło: KAI, wPolityce.pl