W repertuarze polskich kin tego lata gości film „Lingui” czadyjskiego reżysera Mahamata-Saleha Harouna. To piękny estetycznie i głęboko poruszający emocje nominowany do nagrody Festiwalu filmowego w Cannes.
„Podnosząca na duchu historia kobiecej emancypacji” – pisał „The New York Times”. „Piękny portret dziewczyny, która odważyła się wziąć życie we własne ręce” – wtórowała mu „Cineuropa”. Choć to opowieść tocząca się w samym sercu Afryki, nie jest filmem egzotycznym ani podnoszącym na duchu, dotyczy bowiem tematu, wobec którego nikt na całym globie nie pozostaje obojętny – aborcji.
Historia jest dość prosta. Amina samotnie i w nędzy wychowuje 15-letnią córkę Marię. Gdy odkrywa, że jest ona w ciąży i właśnie wyrzucono ją za karę ze szkoły, jest przerażona faktem, że Maria podzieli jej los. Postanawia za wszelką cenę, wbrew prawu i religii, zabić poczęte dziecko swej córki. Słowo lingui oznacza w Czadzie „święte więzy” – niewidzialną nić, która łączy ludzi. Wzajemną troskę i odpowiedzialność, która tworzy wspólnotę. W Afryce można nie znać imienia człowieka, ale jedno plemię sprawia, że obcy ludzie traktują siebie jak rodzinę, służąc opieką, wsparciem, bezinteresownością. Święte więzy łączą najpierw dziecko z matką, by następnie związać kolejne dziesiątki osób i pokoleń między sobą. Haroun pokazuje, jak zerwanie świętych więzów między mężczyzną i kobietą, między kapłanami i wiernymi, braćmi i siostrami czy sąsiadami, prowadzi ostatecznie do zerwania tej najdelikatniejszej, dopiero rodzącej się świętej więzi między matką a jej nienarodzonym dzieckiem.
Niestety, choć to ważny i nieoczywisty głos w sprawie aborcji, uwagę poświęcają mu wyłącznie lewicowe i liberalne media. Entuzjastycznie interpretują film jako hołd złożony kobiecej solidarności wobec rzekomej opresji, jaką jest zakaz zabijania nienarodzonych dzieci. Tymczasem reżyser filmu, Haroun, wyznał, że pomysł na scenariusz zrodził się w nim po wstrząsającej lekturze artykułu o martwych ciałach noworodków odnajdywanych na afrykańskich wysypiskach śmieci…
Mahamat-Saleh Haroun z pomocą przepięknych, oszczędnych obrazów ukazuje, ile niedostrzeganej przez nikogo przemocy musi się wydarzyć, by na końcu wybuchła ona najokrutniejszym ze swoich aktów – pragnieniem zabicia nienarodzonego dziecka. Uważny widz odczyta w tej opowieści niełatwe pytanie: czy więzi łączące matkę z nienarodzonym dzieckiem jako jedyne nie są lingui – święte? Czy zasada siostrzeństwa nie dotyczy nienarodzonych dzieci? Czy one nie zasługują na solidarność ponad okrucieństwem nauczycieli wyrzucających ciężarne uczennice ze szkół, imamów wypędzających je ze świątyni, zgorszonych sąsiadów i rodzin zrywających relacje z samotną matką, opanowanych lubieżnym pożądaniem mężczyzn? Ile zła, przewrotnie nazywanego troską, musi się wydarzyć w świecie, by ostatecznie zniszczyć „święte więzy” łączące dziecko z matką. Lingui to kino niezwykle estetyczne, przemyślane i oszczędne w słowach. Na tym tle dramat i okrucieństwo uderzają ze zdwojoną siłą, pozostawiając widza z uczuciem satysfakcji i ulgi, które nie dają ukojenia. Nic i nikt w tej historii nie jest OK. A już najmniej aborcja.
KW