Tylko życie ma przyszłość!
dr inż. Antoni Zięba
Szukaj
Close this search box.

Dzień Dziecka Utraconego 2024

Diecezjalne Uroczystości Dnia Dziecka Utraconego w Krakowie-Łagiewnikach. Fot.: Karolina Krawczyk

W nie­dzie­lę, 13 paź­dzier­ni­ka, w sank­tu­arium Bo­że­go Mi­ło­sier­dzia w kra­kow­skich Ła­giew­ni­kach od­by­ły się die­ce­zjal­ne ob­cho­dy Dnia Dziec­ka Utra­co­ne­go. Ro­dzi­ny dzie­ci utra­co­nych uczest­ni­czy­ły we mszy świę­tej dzięk­czyn­nej za ży­cie ich dzieci.

Mszy świę­tej w Go­dzi­nie mi­ło­sier­dzia prze­wod­ni­czył ks. Ja­cek Kę­dzier­ski, dy­rek­tor Cen­trum Opie­ki Per­ina­tal­nej im. bł. Ro­dzi­ny Ulmów w Sie­ra­dzu, a kon­ce­le­bro­wał m.in. ks. Ja­nusz Ko­ściel­niak, die­ce­zjal­ny dusz­pa­sterz ro­dzin dzie­ci utraconych.

„Za­wie­rzam mo­ją siostrę”

Ks. Kę­dzier­ski roz­po­czął ho­mi­lię od po­ru­sza­ją­ce­go świa­dec­twa: – W tym szcze­gól­nym dniu i miej­scu za­wie­rzam mo­ją sio­strę Ewę. Ma­ma by­ła wte­dy w dzie­wią­tym mie­sią­cu cią­ży. Ewa nie mo­gła być ochrzczo­na, bo uro­dzi­ła się mar­twa. Nie by­ło ka­to­lic­kie­go po­grze­bu, księ­dza, mszy świę­tej. Mój ta­ta i mo­ja bab­cia po­cho­wa­li Ewę sa­mi. Pa­mię­tam, że ro­dzi­ce opo­wia­da­li nam, że ma­my jesz­cze jed­ną sio­strę w nie­bie – wspo­mi­nał kapłan.

– To, co mnie ude­rza­ło to fakt, że ma­ma i ta­ta mó­wi­li o niej jak o kimś ży­wym i obec­nym. Mu­szę przy­znać, że skon­fron­to­wa­nie się z te­ma­tem śmier­ci dzie­ci nie­na­ro­dzo­nych zo­sta­wia ślad na ca­łe ży­cie. I ta­ki ślad w mo­im ży­ciu po­zo­sta­wi­ła mo­ja zmar­ła sio­stra – mó­wił ks. Kędzierski.

„Nie mo­głem się pozbierać”

Ka­płan, któ­ry dziś peł­ni funk­cję dy­rek­to­ra cen­trum opie­ki per­ina­tal­nej, przy­znał, że nie spo­dzie­wał się, że bę­dzie kie­dy­kol­wiek słu­żyć ro­dzi­nom po stra­cie dzie­ci. – A jed­nak zo­sta­łem ka­pe­la­nem szpi­ta­la i uczest­ni­czy­łem w po­grze­bach zmar­łych dzie­ci. Pod­czas pierw­sze­go z nich, kie­dy zo­ba­czy­łem cia­ło ma­leń­kie­go dziec­ka, nie­sa­mo­wi­ty ból i bez­rad­ność ro­dzi­ców, by­ło to dla mnie tak trud­ne prze­ży­cie, że nie mo­głem dojść do sie­bie przez kil­ka ty­go­dni – wy­znał ks. Kę­dzier­ski. – Mo­że to dziw­nie za­brzmi, ale wte­dy do­świad­czy­łem bar­dzo moc­no te­go, że czło­wiek jest dzie­łem Bo­ga. Że tu cho­dzi o coś wię­cej, niż tyl­ko o po­łą­cze­nie ko­mó­rek oj­ca i mat­ki. Roz­wi­ja­ją­ce się dziec­ko no­si w so­bie śla­dy Bo­ga Oj­ca – dodał.

Ks. Kę­dzier­ski wspo­mniał tak­że jed­no z ko­lej­nych trud­nych po­że­gnań: – Dziec­ko utra­ci­li ro­dzi­ce, któ­rzy dłu­go na nie cze­ka­li. W pią­tym mie­sią­cu stra­ta dziec­ka, nie­sa­mo­wi­ty ból. Ma­ma nie mo­gła uwie­rzyć, że jej uko­cha­ne dziec­ko jest mar­twe. Kie­dy trzy­ma­ła je na rę­kach i gła­ska­ła je­go głów­kę, po­wie­dzia­ła: „Tak bar­dzo chcia­ła­bym cię na­kar­mić”. Pa­mię­tam, że wte­dy za­py­ta­ła mnie o to, gdzie te­raz jest jej dziec­ko – mó­wił ka­płan. – W ta­kich chwi­lach nie ma go­to­wej od­po­wie­dzi, nie ma mą­drych słów. Trze­ba mó­wić to, co dyk­tu­je ser­ce. Po­wie­dzia­łem jej, że wie­rzę, że ich dziec­ko jest u Bo­ga w nie­bie. A ona, szu­ka­jąc po­twier­dze­nia, za­py­ta­ła mnie o to, czy na­praw­dę w to wie­rzę – dzie­lił się ks. Kędzierski.

– Wte­dy zro­zu­mia­łem, że wia­ra w Bo­ga, ja­ko Stwór­cę czło­wie­ka, jest do­pie­ro punk­tem wyj­ścia. Jej py­ta­nie by­ło py­ta­niem o to, czy ja rze­czy­wi­ście wie­rzę Bo­gu w to, że ich dra­mat nie jest koń­cem, że śmierć nie ma ostat­nie­go sło­wa w ich ży­ciu. Ich dziec­ko nie umar­ło na za­wsze – tłu­ma­czył kapłan.

„Trud­no jest za­ufać Bogu”

Ks. Kę­dzier­ski przy­znał, że w oko­licz­no­ściach śmier­ci dziec­ka trze­ba za­ufać Bo­gu, choć nie jest to pro­ste. – Wia­ra do­ma­ga się uf­no­ści w to, że Bóg jest do­bry, że szu­ka do­bra czło­wie­ka. Mu­szę przy­znać, że ta­ka uf­ność przy­cho­dzi z tru­dem w cza­sie tych wszyst­kich po­że­gnań, na­wet wte­dy, kie­dy jest się księ­dzem czy ka­pe­la­nem – wy­znał dusz­pa­sterz. – Trud­no mat­kom uwie­rzyć w do­broć Bo­ga, bo czu­ją się nie­bło­go­sła­wio­ne wła­śnie przez to, że nie mo­gły ży­wo uro­dzić dzie­ci, nie mo­gły ich kar­mić, że ich ma­cie­rzyń­stwo zo­sta­ło bru­tal­nie prze­rwa­ne. Stąd ro­dzi się ból tę­sk­no­ty za dziec­kiem i ból tę­sk­no­ty za by­ciem mat­ką dla te­go kon­kret­ne­go dziec­ka – dodał.

Ka­płan od­niósł się tak­że do ża­ło­by prze­ży­wa­nej przez oj­ców dzie­ci utra­co­nych: – Oj­co­wie czę­sto są za­mknię­ci w so­bie, prze­ży­wa­ją po­raż­kę, bo nie ustrze­gli przed śmier­cią ko­goś, kto zo­stał im po­wie­rzo­ny. Do­dat­ko­wo po­czu­wa­ją się do te­go, by być twar­dy­mi, wspie­rać żo­nę, nie­rzad­ko za­po­mi­na­jąc o swo­im bó­lu i ża­ło­bie – mó­wił. Pod­kre­ślił też, że wpływ na ta­ką po­sta­wę ma kwe­stia wy­cho­wa­nia: – Bo my, fa­ce­ci, tak zo­sta­li­śmy wy­cho­wa­ni, że nie po­zwa­la­no nam pła­kać. Dla­te­go czę­sto nie po­tra­fi­my wła­ści­wie prze­ży­wać ża­ło­by – mó­wił. Ks. Kę­dzier­ski pod­kre­ślił, że nie wol­no za­po­mi­nać o oj­cach, bo oni też cier­pią z po­wo­du śmier­ci dziec­ka. – Trze­ba być przy nich bli­sko, po­ka­zać, że mo­gą oka­zać sła­bość, bez­rad­ność i łzy. Że­by nie wcho­dzi­li tyl­ko w ro­lę mę­ża, ale we­szli w ro­lę oj­ca – wy­ja­śnił. – Mu­si­cie przy­znać, że za­gad­ka wa­sze­go cier­pie­nia, ro­dzi­ców po stra­cie i śmier­ci dzie­ci nie­na­ro­dzo­nych, przy­gnia­ta nas tak po ludz­ku, po­za Je­zu­so­wą Ewan­ge­lią – zwró­cił się do rodziców.

Ja­na Paw­ła II na­uka o zaufaniu

Ka­płan przy­wo­łał tak­że sło­wa pa­pie­ża Ja­na Paw­ła II: – On przy­cho­dził tu­taj, do Ła­giew­nik, i uczył się ufać Bo­gu mi­mo wszyst­ko. Wie­rzę, że on chciał nas, Po­la­ków, zgro­ma­dzić w tej ba­zy­li­ce, że­by­śmy uczy­li się te­go, ja­ki jest Bóg, i kim jest czło­wiek – mó­wił. – Pa­pież uczył, że czło­wie­ka nie moż­na do koń­ca zro­zu­mieć bez Chry­stu­sa. A ra­czej: czło­wiek nie mo­że sie­bie sam do koń­ca zro­zu­mieć bez Chry­stu­sa. Nie mo­że zro­zu­mieć, ani kim jest, ani ja­ka jest je­go wła­ści­wa god­ność, ani ja­kie jest je­go po­wo­ła­nie i osta­tecz­ne prze­zna­cze­nie.

– To nie przy­pa­dek, że je­ste­śmy tu­taj, w miej­scu, skąd na ca­ły świat chce się wy­le­wać Bo­że mi­ło­sier­dzie. On za­pro­sił nas tu­taj, że­by­śmy – mo­że po raz pierw­szy – po­pa­trzy­li na Bo­ga ja­ko na te­go, któ­ry wa­sze dzie­ci uko­chał. Że­by­śmy w mi­ło­ści Bo­ga do tych dzie­ci do­strze­gli tak­że mi­łość Bo­ga wo­bec nas. Że­by­śmy uwie­rzy­li, że On nas stwo­rzył z mi­ło­ści i dla Nie­go nie ma zna­cze­nia, jak dłu­go ży­je­my na tym świe­cie. Dla Nie­go li­czy się to, że­by­śmy by­li z Nim w wiecz­no­ści, bo On nas dla wiecz­no­ści stwo­rzył – mó­wił ks. Kędzierski.

„Wa­sze dzie­ci nie umie­ra­ły same”

– My­ślę, że Pan Bóg za­pro­sił nas tu­taj po to, że­by­śmy usły­sze­li to, że wa­sze dzie­ci, tak po ludz­ku utra­co­ne, po Bo­że­mu ta­kie nie są. Że­by­śmy zo­ba­czy­li, że Bóg pra­gnął ich ży­cia. On, za­nim się po­czę­ły i na­ro­dzi­ły, już za­pla­no­wał ich przyj­ście na świat. On tym dzie­ciom, jak każ­de­mu z nas, dał anio­ła stró­ża. Dla­te­go, dro­dzy ro­dzi­ce, mo­że­cie być pew­ni, że wa­sze dzie­ci nie umie­ra­ły sa­me. Czu­wał nad ni­mi anioł Bo­ży, któ­re­go za­da­niem by­ło to, że­by do­pro­wa­dzić je do nie­ba – mó­wił kapłan.

„Trze­ba przebaczyć!”

– Dro­dzy, to nie przy­pa­dek, że tu­taj je­ste­śmy. To wła­śnie tu­taj trze­ba uczyć się tej wy­ma­ga­ją­cej mi­ło­ści mi­ło­sier­nej. To do­sko­na­ła oka­zja, by – jak­kol­wiek to brzmi – prze­ba­czyć sa­me­mu Bo­gu. Kar­dy­nał Wy­szyń­ski mó­wił, że trze­ba wy­ba­czyć Bo­gu to, że On dzia­ła, jak chce, choć nas to bo­li – tłu­ma­czył ka­płan. – Trze­ba nam zro­zu­mieć, że te­go prze­ba­cze­nia po­trze­bu­je rów­nież czło­wiek. Być mo­że po­trze­bu­je go twój mąż, bo czu­łaś się przez nie­go w ja­kiś spo­sób zra­nio­na i opusz­czo­na, bo nie po­tra­fił zro­zu­mieć, jak cier­pisz – zwró­cił się do ko­biet. – Mo­że trze­ba wy­ba­czyć swo­im ro­dzi­com, dziad­kom, że nie po­tra­fi­li was po­cie­szyć wte­dy, kie­dy cier­pie­li­ście po stra­cie dziec­ka. Mo­że uda­wa­li, że nic się nie sta­ło. A mo­że to wy­ni­ka­ło z te­go, że nie po­tra­fi­li, nie wie­dzie­li, co po­wie­dzieć? Mo­że was oskar­ża­li, że nie chce­cie mieć dziec­ka, że je­ste­ście ego­istycz­ni? Mo­że nie wie­dzie­li, że stra­ci­li­ście jed­no, a mo­że dwo­je czy tro­je dzie­ci? – mó­wił ks. Kędzierski.

Ka­płan pod­kre­ślił, że po­trzeb­ne jest tak­że wy­ba­czyć dziec­ku, któ­re ode­szło: – Trze­ba przy­jąć tę trud­ną praw­dę, że dziec­ko mia­ło pra­wo żyć, ale mia­ło też pra­wo umrzeć – wy­ja­śnił. I do­dał: – My­ślę, że naj­trud­niej­sze za­da­nie to prze­ba­cze­nie sa­me­mu so­bie: za to, że przy­pi­sy­wa­li­śmy so­bie od­po­wie­dzial­ność za to, że dziec­ko zmar­ło, za oskar­ża­nie się o to, że nie­do­sta­tecz­nie uwa­ża­li­ście. Trze­ba wy­ba­czyć so­bie wszyst­kie drob­ne za­nie­dba­nia, któ­re nie mia­ły żad­ne­go wpły­wu na ży­cie i zdro­wie dziec­ka – podkreślił.

Ks. Kę­dzier­ski po­ru­szył tak­że te­mat po­chów­ku dzie­ci utra­co­nych: – Być mo­że trze­ba so­bie wy­ba­czyć to, że ze szpi­ta­la nie ode­bra­li­ście szczą­tek swo­je­go dziec­ka, bo nie mie­li­ście na ty­le od­wa­gi i sił… Bo tak ogrom­ny ból, tak ogrom­ne by­ło cier­pie­nie. Wy­ba­czyć so­bie po to, by móc na no­wo żyć, dla mę­ża, żo­ny i dla po­zo­sta­łych dzie­ci – podkreślił.

„Bóg nas jesz­cze zaskoczy”

– Dro­dzy, chciał­bym po­wie­dzieć, że te­mu Chry­stu­so­wi, któ­re­go wi­dzi­my na tym ła­giew­nic­kim ob­ra­zie, war­to za­ufać. My­ślę, że On nas jesz­cze nie­sa­mo­wi­cie za­sko­czy. On tam w nie­bie przy­go­to­wu­je nie­sa­mo­wi­te spo­tka­nie dla was, spo­tka­nie z wa­szym dziec­kiem, któ­re­go nie mie­li­ście oka­zji po­znać, spo­tkać, zła­pać za rącz­kę – mó­wił do ze­bra­nych w sank­tu­arium. – Dziś war­to po­sta­no­wić, że war­to tak żyć, war­to po­dej­mo­wać ta­kie de­cy­zje, że­by się z tym dziec­kiem spo­tkać w nie­bie. I te­go wam z ca­łe­go ser­ca ży­czę. Niech mi­łość Chry­stu­sa zwy­cię­ża. Ta mi­łość, któ­ra jest sil­niej­sza od każ­dej śmier­ci – zakończył.


Ka­ro­li­na Krawczyk

Udostępnij
Tweetnij
Wydrukuj