Tylko życie ma przyszłość!
dr inż. Antoni Zięba
Szukaj
Close this search box.

Doule, czyli matki dla matek

Doule, czyli matki dla matek. Fot.: 123rf.com / Cathy Yeulet

W ostat­nich la­tach co­raz wię­cej ko­biet de­cy­du­je się na obec­ność do­uli przy po­ro­dzie. Dla­cze­go war­to roz­wa­żyć ta­ki krok i co do­bre­go mo­że z nie­go wy­nik­nąć? Na te py­ta­nia w roz­mo­wie z Ewą Rej­man od­po­wia­da do­ula Ka­ta­rzy­na Ro­ma­now­ska, pry­wat­nie ma­ma czwor­ga dzieci.

Kim jest doula?

– Grec­kie sło­wa „do­ula” ozna­cza „ko­bie­tę, któ­ra słu­ży”. Obec­nie ro­zu­mie­my je ra­czej ja­ko sy­no­nim „opie­kun­ki ko­bie­ty cię­żar­nej” to­wa­rzy­szą­cej jej przed, w cza­sie i naj­czę­ściej też po po­ro­dzie. Za­kres współ­pra­cy usta­la się wcze­śniej in­dy­wi­du­al­nie. My sa­me czę­sto na­zy­wa­my się ta­ki­mi „mat­ka­mi dla ma­tek”. Trze­ba jed­nak od ra­zu za­zna­czyć, że do­ula nie mo­że za­stą­pić po­łoż­nej, od któ­rej wy­ma­ga się wy­kształ­ce­nia me­dycz­ne­go i po­twier­dzo­nych kwa­li­fi­ka­cji. War­to po­szu­kać do­uli moż­li­wie szyb­ko, po to, że­by spraw­dzić, czy od­po­wia­da nam jej oso­bo­wość, czy ro­zu­mie na­sze po­trze­by. Je­ste­śmy bar­dzo róż­ne, tak jak róż­ne są ko­bie­ty po­szu­ku­ją­ce te­go ro­dza­ju wspar­cia, więc z pew­no­ścią moż­na zna­leźć ta­ką, z któ­rą bę­dzie­my „do­pa­so­wa­ne”.

Na­su­wa mi się ta­kie py­ta­nie – czy sko­ro w cza­sie po­ro­du ko­bie­ta ma za­pew­nio­ne wspar­cie me­dycz­ne od le­ka­rza i po­łoż­nej, a emo­cjo­nal­ne ze stro­ny mę­ża al­bo in­nej bli­skiej oso­by, to czy jest sens an­ga­żo­wać jesz­cze doulę?

– Za­czy­na­jąc by­cie do­ulą, sa­ma się nad tym za­sta­na­wia­łam i my­ślę, że w koń­cu zna­la­złam od­po­wiedź. Po pierw­sze, do­ula, w prze­ci­wień­stwie do to­wa­rzy­szą­cej bli­skiej oso­by, nie jest po­wią­za­na ze swo­ją klient­ką emo­cjo­nal­nie. Uczest­ni­czą­cy w po­ro­dzie oj­ciec dziec­ka, wi­dząc cier­pie­nie ko­goś ko­cha­ne­go, sam bar­dzo to prze­ży­wa i z po­wo­du swo­ich uczuć mo­że nie być w sta­nie udzie­lić ra­cjo­nal­ne­go, od­po­wied­nie­go wspar­cia. Gdy cho­dzi o per­so­nel szpi­tal­ny, to nie­ste­ty w pol­skich wa­run­kach jest zbyt ma­ło le­ka­rzy i po­łoż­nych i dla­te­go nie mo­gą oni po­świę­cić jed­nej ro­dzą­cej ca­łej swej uwa­gi. Sku­pia­ją się więc głów­nie na aspek­cie czy­sto me­dycz­nym, po­zo­sta­wia­jąc gdzieś z bo­ku emo­cje pa­cjent­ki. Po dru­gie, czę­sto z na­szym le­ka­rzem czy po­łoż­ną spo­ty­ka­my się do­pie­ro w dniu po­ro­du, pod­czas gdy do­ula mia­ła już czas, że­by wcze­śniej po­znać na­sze po­trze­by i oczekiwania.

Jak per­so­nel me­dycz­ny re­agu­je na obec­ność douli?

– Na ogół po­zy­tyw­nie. Nie­ste­ty, w więk­szo­ści szpi­ta­li w Pol­sce przy ro­dzą­cej mo­że być tyl­ko jed­na wy­bra­na oso­ba, dla­te­go czę­sto ko­bie­ta jest po­sta­wio­na przed trud­nym wy­bo­rem. Na szczę­ście wi­dzi­my, że sy­tu­acja w po­łoż­nic­twie stop­nio­wo zmie­nia się na lep­sze, więc mam na­dzie­ję, że nie­dłu­go obec­ność za­rów­no oj­ca dziec­ka, jak i do­uli nie bę­dzie już du­żym problemem.

Dla­cze­go Ty zde­cy­do­wa­łaś się zo­stać doulą?

– Przy­go­to­wu­jąc się do mo­je­go pierw­sze­go po­ro­du, przez ca­ły czas by­łam na­sta­wio­na bar­dzo po­zy­tyw­nie. Za­kła­da­łam, że sko­ro przede mną mi­liar­dy ko­biet uro­dzi­ły swo­je dzie­ci, to ja nie mam się cze­go bać. Rze­czy­wi­ście, wszyst­ko po­to­czy­ło się do­brze i mia­łam póź­niej jak naj­lep­sze wspo­mnie­nia. Kie­dy jed­nak za­czę­łam się ni­mi dzie­lić z in­ny­mi ko­bie­ta­mi, to spo­ty­ka­łam się ze zdzi­wie­niem i opo­wie­ścia­mi z mnó­stwem ne­ga­tyw­nych do­świad­czeń w tle, któ­rych moż­na by­ło­by unik­nąć, je­śli ma­my otrzy­ma­ły­by od­po­wied­nie wsparcie.

Obec­ność do­ul przy po­ro­dzie to po­wrót do ko­rze­ni, bo „od za­wsze”, nie­mal we wszyst­kich kul­tu­rach ro­dzą­cej to­wa­rzy­szy­ły in­ne kobiety.

Bar­dzo szyb­ko za­szłam w ko­lej­ną cią­żę, co skło­ni­ło mnie do wej­ścia w ro­dzi­ciel­ski świat, tak­że w in­ter­ne­cie. Tam do­pie­ro do­wie­dzia­łam się o ist­nie­niu do­ul. Spodo­bał mi się po­mysł po­wro­tu do ko­rze­ni, bo prze­cież od za­wsze, nie­mal we wszyst­kich kul­tu­rach, w cza­sie po­ro­du ko­bie­cie to­wa­rzy­szy­ły in­ne ko­bie­ty. Za­czę­łam cho­dzić na bez­płat­ny cykl spo­tkań „Po­zy­tyw­nie o po­ro­dzie”, któ­ry był or­ga­ni­zo­wa­ny przez do­ule. Po­zna­łam tam si­łę pły­ną­cą z prze­by­wa­nia w ko­bie­cym gro­nie, któ­re do­brze so­bie ży­czy i wza­jem­nie się wspiera.

Czy te spo­tka­nia by­ły dla Cie­bie bez­po­śred­nią inspiracją?

– Tak, za­fa­scy­no­wa­ło mnie to, chcia­łam ro­bić coś po­dob­ne­go dla in­nych ko­biet. Zde­cy­do­wa­łam się skoń­czyć kurs dla do­ul i cie­szę się, że mo­gę w ten spo­sób po­ma­gać in­nym. Na­uczy­łam się na nim wie­le o sa­mym po­ro­dzie i me­to­dach ła­go­dze­nia bó­lu, ta­kich jak ma­sa­że, mu­zy­ko­te­ra­pia czy aromatoterapia.

To­wa­rzy­sze­nie ko­bie­tom w pięk­nym, ale jed­no­cze­śnie bar­dzo trud­nym mo­men­cie po­ro­du to chy­ba du­że wyzwanie…

– To praw­da, ale da­je też ogrom­ną sa­tys­fak­cję. Od­bie­ram bar­dzo du­żo te­le­fo­nów i do­sta­ję wie­le sms-ów od ko­biet, któ­re po­trze­bu­ją, że­by ktoś je po pro­stu upew­nił, że so­bie po­ra­dzą, że są do­bry­mi mat­ka­mi. Kil­ka słów otu­chy z mo­jej stro­ny rze­czy­wi­ście je uspo­ka­ja i upew­nia, że przy dziec­ku mo­gą słu­chać przede wszyst­kim gło­su swo­je­go ser­ca. Wspa­nia­le jest wi­dzieć ich ulgę.

Udostępnij
Tweetnij
Wydrukuj