W ostatnich latach coraz więcej kobiet decyduje się na obecność douli przy porodzie. Dlaczego warto rozważyć taki krok i co dobrego może z niego wyniknąć? Na te pytania w rozmowie z Ewą Rejman odpowiada doula Katarzyna Romanowska, prywatnie mama czworga dzieci.
Kim jest doula?
– Greckie słowa „doula” oznacza „kobietę, która służy”. Obecnie rozumiemy je raczej jako synonim „opiekunki kobiety ciężarnej” towarzyszącej jej przed, w czasie i najczęściej też po porodzie. Zakres współpracy ustala się wcześniej indywidualnie. My same często nazywamy się takimi „matkami dla matek”. Trzeba jednak od razu zaznaczyć, że doula nie może zastąpić położnej, od której wymaga się wykształcenia medycznego i potwierdzonych kwalifikacji. Warto poszukać douli możliwie szybko, po to, żeby sprawdzić, czy odpowiada nam jej osobowość, czy rozumie nasze potrzeby. Jesteśmy bardzo różne, tak jak różne są kobiety poszukujące tego rodzaju wsparcia, więc z pewnością można znaleźć taką, z którą będziemy „dopasowane”.
Nasuwa mi się takie pytanie – czy skoro w czasie porodu kobieta ma zapewnione wsparcie medyczne od lekarza i położnej, a emocjonalne ze strony męża albo innej bliskiej osoby, to czy jest sens angażować jeszcze doulę?
– Zaczynając bycie doulą, sama się nad tym zastanawiałam i myślę, że w końcu znalazłam odpowiedź. Po pierwsze, doula, w przeciwieństwie do towarzyszącej bliskiej osoby, nie jest powiązana ze swoją klientką emocjonalnie. Uczestniczący w porodzie ojciec dziecka, widząc cierpienie kogoś kochanego, sam bardzo to przeżywa i z powodu swoich uczuć może nie być w stanie udzielić racjonalnego, odpowiedniego wsparcia. Gdy chodzi o personel szpitalny, to niestety w polskich warunkach jest zbyt mało lekarzy i położnych i dlatego nie mogą oni poświęcić jednej rodzącej całej swej uwagi. Skupiają się więc głównie na aspekcie czysto medycznym, pozostawiając gdzieś z boku emocje pacjentki. Po drugie, często z naszym lekarzem czy położną spotykamy się dopiero w dniu porodu, podczas gdy doula miała już czas, żeby wcześniej poznać nasze potrzeby i oczekiwania.
Jak personel medyczny reaguje na obecność douli?
– Na ogół pozytywnie. Niestety, w większości szpitali w Polsce przy rodzącej może być tylko jedna wybrana osoba, dlatego często kobieta jest postawiona przed trudnym wyborem. Na szczęście widzimy, że sytuacja w położnictwie stopniowo zmienia się na lepsze, więc mam nadzieję, że niedługo obecność zarówno ojca dziecka, jak i douli nie będzie już dużym problemem.
Dlaczego Ty zdecydowałaś się zostać doulą?
– Przygotowując się do mojego pierwszego porodu, przez cały czas byłam nastawiona bardzo pozytywnie. Zakładałam, że skoro przede mną miliardy kobiet urodziły swoje dzieci, to ja nie mam się czego bać. Rzeczywiście, wszystko potoczyło się dobrze i miałam później jak najlepsze wspomnienia. Kiedy jednak zaczęłam się nimi dzielić z innymi kobietami, to spotykałam się ze zdziwieniem i opowieściami z mnóstwem negatywnych doświadczeń w tle, których można byłoby uniknąć, jeśli mamy otrzymałyby odpowiednie wsparcie.
Obecność doul przy porodzie to powrót do korzeni, bo „od zawsze”, niemal we wszystkich kulturach rodzącej towarzyszyły inne kobiety.
Bardzo szybko zaszłam w kolejną ciążę, co skłoniło mnie do wejścia w rodzicielski świat, także w internecie. Tam dopiero dowiedziałam się o istnieniu doul. Spodobał mi się pomysł powrotu do korzeni, bo przecież od zawsze, niemal we wszystkich kulturach, w czasie porodu kobiecie towarzyszyły inne kobiety. Zaczęłam chodzić na bezpłatny cykl spotkań „Pozytywnie o porodzie”, który był organizowany przez doule. Poznałam tam siłę płynącą z przebywania w kobiecym gronie, które dobrze sobie życzy i wzajemnie się wspiera.
Czy te spotkania były dla Ciebie bezpośrednią inspiracją?
– Tak, zafascynowało mnie to, chciałam robić coś podobnego dla innych kobiet. Zdecydowałam się skończyć kurs dla doul i cieszę się, że mogę w ten sposób pomagać innym. Nauczyłam się na nim wiele o samym porodzie i metodach łagodzenia bólu, takich jak masaże, muzykoterapia czy aromatoterapia.
Towarzyszenie kobietom w pięknym, ale jednocześnie bardzo trudnym momencie porodu to chyba duże wyzwanie…
– To prawda, ale daje też ogromną satysfakcję. Odbieram bardzo dużo telefonów i dostaję wiele sms-ów od kobiet, które potrzebują, żeby ktoś je po prostu upewnił, że sobie poradzą, że są dobrymi matkami. Kilka słów otuchy z mojej strony rzeczywiście je uspokaja i upewnia, że przy dziecku mogą słuchać przede wszystkim głosu swojego serca. Wspaniale jest widzieć ich ulgę.