Rozmowa dr. Piotrem Guzdkiem, familiologiem z Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka
Coraz częściej możemy się spotkać, że katolicy, politycy, naukowcy, a nawet kapłani rozważają akceptację aborcji eugenicznej. Czy to jest dopuszczalne w perspektywie nauki Kościoła katolickiego?
- Jest to dosyć osobliwa postawa. Twierdzeń dopuszczających aborcję eugeniczną nie wyraża się wprost. Prowadzi się natomiast niejednoznaczną i mętną narrację, nierzadko pełną odwołań do Urzędu Nauczycielskiego, co ma sugerować wierność Kościołowi autorów takich wypowiedzi. Narracja ta bywa obfita w liczne odniesienia do pewnej postaci myślenia etycznego, którą należałoby nazwać „pozorowanym” lub „wybiórczym” personalizmem. Dla nieuważnego czytelnika takie wypowiedzi mogą okazać się wysoce przekonujące, bo rzekomo prezentujące postawą dialogiczną i podejście na wskroś empatyczne. W istocie jest to iluzja, wyraźnie dostrzegalna, jeśli tego typu narracje podda się szczegółowej analizie.
Na co należy zwracać uwagę?
- W przyjmowanych często arbitralnie założeniach i wysuwanej argumentacji, nierzadko błędnej metodologicznie, oraz w niedopowiedzianych otwarcie konkluzjach formułuje się stanowisko diametralnie odmienne od klarownego nauczania Kościoła katolickiego o niegodziwości eugenicznego wykorzystania badań prenatalnych i uśmiercenia nienarodzonego dziecka na podstawie uzyskanych w ten sposób wyników stwierdzających lub prognozujących jego stan zdrowia. Stanowisko to jest niezgodne z adekwatnie rozumianą normą personalistyczną, obiektywnie odkrywaną prawdą o osobie ludzkiej i jej integralnie rozpatrywanym dobrem, na które Urząd Nauczycielski, poza argumentacją teologiczną, w swoim nauczaniu się powołuje. Równie często nie przystaje do faktycznych zagrożeń, z jakimi muszą się mierzyć rodzice z niekorzystną diagnozą prenatalną. Z jednej strony bowiem deklaruje się zrozumienie trudnych uwarunkowań sytuacji, w której małżonkowie się znaleźli, z drugiej natomiast całkowicie przemilcza katastrofalne skutki wykształcenia się mentalności eugenicznej w społeczeństwie, zwłaszcza wśród personelu medycznego, co przekłada się na instrumentalne traktowanie nienarodzonego dziecka i jego rodziców. Przemilcza się również, co najmniej potencjalne, negatywne skutki aborcji dla samej rodziny. Kościół wprowadzając kategoryczną normę odrzucającą aborcję eugeniczną wykazuje się głęboką znajomością spraw ludzkich, dalekosiężnym spojrzeniem na następstwa określonych działań moralnych oraz ich rzetelną ocena etyczną. Nie kieruje się koniunkturalnym myśleniem, ani fałszywie definiowanym dobrem rodziców i ich dziecka. Postawa Kościoła nie ulega również zmianie na skutek ulicznej przemocy, bo tego wymaga wierność prawdzie.
Zwolennicy aborcji eugenicznej odwołują się do diagnoz chorób letalnych u dzieci. Czy to, że dziecko umrze po narodzeniu, pozwala nam je zabić? Czy te diagnozy są nieomylne?
- To pytanie trafia w sedno absurdalności przekonań osób, które takie poglądy wyrażają. Zakłada ono wszakże, że lekarstwem na śmierć jest jej wcześniejsze zadanie. Jeśli chcesz chronić dziecko przed spodziewaną śmierć, uprzednio sam mu ją zadaj, ale w taki sposób, by otoczenie było przekonane, że dzięki Twoim działaniom ta śmierć nie nastąpiła i już nie nadejdzie. Wystarczy, że nazwiesz ją nieco inaczej i umieścisz pod szyldem rzekomego miłosierdzia, które tak naprawdę służy tylko Twoim interesom. Po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 r. propagatorzy aborcji eugenicznej świadomie manipulowali opinią publiczną upowszechniając hasła wskazujące, że kobiety będą zmuszone do rodzenia martwych dzieci, natomiast aborcja eugeniczna przed tak traumatycznym porodem ma ich ustrzec. To czysta manipulacja. Termin wykonania badań prenatalnych mających stanowić podstawę uśmiercenia dziecka, jak również sama procedura aborcyjna były przeprowadzane w tygodniach ciąży, w których aborcja przyjmuje mechanizm porodu. Kobieta zatem, aby dokonać aborcji eugenicznej, musiała urodzić dziecko, a więc zmagać się z trudami porodu. Dziecko najczęściej rodziło się martwe, a przecież aborcja paradoksalnie miała kobietę uchronić przed takim porodem. Jeżeli dziecko rodziło się żywe, to umierało na skutek uduszenia się i braku podstawowej opieki neonatologicznej. Aborcja w przekazie propagandowym jej zwolenników miała także chronić samo dziecka przed cierpieniem. Tymczasem całkowicie przemilczano fakt, że w rzeczywistości okazywała się procedurą zadającą ból uśmiercanemu dziecku. Agresja uliczna i niespotykana dotąd wulgaryzacja przekazu środowisk popierających aborcję, które towarzyszyły orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w październiku 2020 r., odsłoniły samą istotę aborcji, jaką jest przemoc wymierzona w najsłabszych.
Propagatorzy dostępu do aborcji marginalizują negatywne skutki, jakie dotykają rodziców po zabiciu dziecka. Dlaczego nie stać ich na uczciwą debatę?
- Odpowiedź jest nadzwyczaj prosta: zwolennicy aborcji nie chcą uczciwej debaty społecznej. Oddziałując silnie na emocje i dystansując się od racjonalnej argumentacji, jak również stosując strategię medialnego linczu i ulicznego awanturnictwa zmierzają do realizacji swoich postulatów metodą faktów dokonanych i zastraszania decydentów politycznych. Wpływając na świadomość społeczną, dążą zaś do całkowitej neutralizacji aborcji, a więc uczynienia z niej spowszedniałego działania, które staje się równie neutralne i niepowodujące negatywnych następstw, jak zażycie pigułki na ból głowy. Tak właśnie przedstawia się stosowanie środków wczesnoporonnych.
Jak przeciwdziałać proaborcyjnej propagandzie? Jakiego wsparcia dla rodzin potrzebujemy?
- To niezwykle szerokie zagadnienie, ale odwołam się tylko jednej kwestii. Jako wyborcy mamy prawo, a nawet obowiązek oczekiwać od decydentów politycznych, że w Polsce nie będzie ustanawiane prawo wyznaczające grupy społeczne, które można poddawać eugenicznej eksterminacji, a taką właśnie grupą do października 2020 r. były nienarodzone dzieci z niekorzystną diagnozą prenatalną. Parlamentarzyści i sam prezydent nie mogą zgłaszać i procedować projektów ustaw spełniających eugeniczne postulaty jakiejkolwiek formacji społecznej czy politycznej dla uspokojenia ulicznych awanturników. Niestety, prezydent Andrzej Duda tak uczynił, wnosząc do Sejmu projekt ustawy przywracający częściowo aborcję eugeniczną. Im więcej ustępstw czyni się na rzecz prowokatorów w sposób przemocowy domagających się legalizacji prawa do zabijania kogokolwiek w społeczeństwie, tym bardziej radykalne formy działania będą oni przyjmowali i jeszcze silniej radykalizowali swoje żądania.
Aborcja to zanegowanie ludzkiej godności u nienarodzonych dzieci. Czy nie jest to odczłowieczenie pro-aborcjonistów? Czy ta postawa licuje z byciem katolikiem, księdzem, katolickim naukowcem?
- Nie licuje przede wszystkim z godnością, którą osoby te noszą. Wszystkie pozostałe posługi, zadania i funkcje potęgują tylko zakres spoczywającej na nich odpowiedzialności. Tak, jest to prawdziwie stwierdzenie – odmawiając drugiej osobie godności, zwłaszcza osobie jeszcze nienarodzonej, bo najbardziej bezbronnej, deprecjonuję i znieważam swoją własną godność. Nie muszę kwestionować godności drugiego wprost, w sposób deklaratywny. Mogę to czynić w praktyce działania, głosząc poglądy iście personalistyczne. Takiej odpowiedzi udzieliłby ks. prof. Tadeusz Styczeń, następca kard. Karola Wojtyły na Katedrze Etyk KUL. Warto, aby środowisko katolickie to właśnie w tym kapłanie uznało swój autorytet, ze względu na rzeczowość jego argumentacji etycznej i antropologicznej.
Dziękuję za rozmowę
Krzysztof Gajkowski/Nasz Dziennik