O. Maksymilian Kolbe miał zaledwie 47 lat, gdy oddał życie za współwięźnia w Oświęcimiu. Miało to miejsce 80 lat temu, 14 sierpnia. Jak wyglądało to krótkie życie człowieka, który zdobył się na najbardziej najpiękniejsze poświęcenie?
Urodził się w Zduńskiej Woli. Gdy wstąpił do zakonu, zmienił imię z Rajmunda na Maksymilian. W Rzymie studiował teologię i filozofię (otrzymał doktorat w tej dziedzinie). Założył Rycerstwo Niepokalanej. Po powrocie do Polski stworzył pod Warszawą Niepokalanów. Z czasem Niepokalanów stał się największym klasztorem katolickim na świecie. A Ojciec Kolbe – największym wydawcą prasy katolickiej w Polsce. Nakład „Rycerza Niepokalanej” sięgnął 750 000 egz. Przyszły święty był też założycielem pierwszego w Polsce radia katolickiego. W planach miał telewizję, a nawet lotnisko. Wszystko to zrobił walcząc z gruźlicą, przez którą miał tylko jedno czynne płuco. Na 3 lata wyjechał do Japonii, gdzie założył tamtejszą wersję Niepokalanowa.
II wojna światowa od samego początku wciągnęła zakonnika w wir tragicznych wydarzeń. Po raz pierwszy przyszły święty został aresztowany już we wrześniu 1939 r. Trafił na Pawiak. Tam był bity, również za to, że nie chciał wyrzec się swoich przekonań i różańca. Trafił do szpitala. Został zwolniony po kilku miesiącach.
Po powrocie do Niepokalanowa rzucił się w wir pracy. Objął opieką 3 tysiące osób wypędzonych z Poznania, z czego większość stanowili Żydzi. Mimo zakazu publikowania wywalczył wydanie jednego numeru „Rycerza”. Zawarł w nim krytykę ideologii nazistowskiej. Został aresztowany po raz drugi. Trafił do Oświęcimia.
W obozie zagłady umiał zdobyć się na to, by pomagać innym. Był wsparciem dla zrozpaczonych, dzielił się głodowymi racjami chleba. Wilhelm Żelazny, współwięzień wspominał: „Załamałem się, postanowiłem pójść na druty. [o. Maksymilian] długo ze mną rozmawiał i na koniec wyciągnął (…) porwany na Pawiaku różaniec. Wręczył mi go mówiąc, że podniesie mnie na duchu”.
Inny więzień, Zbigniew Gorson miał 13 lat, gdy trafił do Oświęcimia. Jego rodzinę zamordowano. W chwili załamania pomagał mu ojciec Kolbe. „Był dla mnie jak anioł. Ocierał zawsze moje łzy. Wiedział, że byłem Żydem, lecz to nie stanowiło różnicy. On kochał wszystkich”.
W lipcu 1941 roku, po ucieczce jednego z więźniów, komendant obozu skazał dziesięć losowych osób na śmierć głodową. O. Maksymilian dobrowolnie zamienił się i ofiarował życie za nieznanego mu Franciszka Gajowniczka. Na pytanie hitlerowca, dlaczego to robi, odpowiedział: „życie moje przeżyłem, a ten ma życie przed sobą. Ma żonę i dzieci”. I dodał: „chcę innym dodać odwagi do życia”.
Zakonnika zaprowadzono do bunkra głodowego. Dwa tygodnie przetrwał. 14 sierpnia dobito go zastrzykiem fenolu. Jego ciało spalono w krematorium 15 sierpnia. Prochy rozrzucono na polach.
Św. Jan Paweł kanonizował zakonnika. Mówił: „Ojciec Maksymilian Kolbe, więzień obozowy, upomniał się w obozie śmierci o prawo do życia niewinnego człowieka – jednego z milionów. Właśnie dlatego śmierć Maksymiliana Kolbego stała się znakiem zwycięstwa”.
Przed śmiercią ojciec Kolbe powiedział do współwięźnia: „Nienawiść nie jest siłą twórczą. Siłą twórczą jest miłość”.
Ta miłość do życia, u ojca Kolbego zrealizowana w najbardziej najpiękniejszej formie, jest zobowiązaniem, ale i źródłem nadziei dla ruchów pro-life, a dla naszego Stowarzyszenia szczególnie.
Ta historia – jak to przewidział o. Kolbe – „dodaje odwagi do życia”. Płynie z niej przekonanie, dające siłę do pracy na rzecz obrony każdego człowieka: śmierć nie jest w stanie pokonać życia! Życie zwycięży śmierć!
WZ