O problemie niepłodności wśród par, zdrowym żywieniu, autorskim poście warzywno-owocowym, promocji zmian zdrowego stylu życia oraz najnowszej książce „Fenomen samouzdrawiającego się organizmu. Naturalny sposób wspomagania płodności” z dr Ewą Dąbrowską, lekarzem internistą rozmawiała Karolina Podlewska.
Skąd pomysł na taką książkę?
To wynik obserwacji wielu kuracjuszy w ośrodkach, w których sprawuję nadzór lekarski już od ponad 25 lat, gdzie proponuję nie tylko zmianę stylu życia ale też i żywienia. To zdumiewające, bo nie spodziewałam się, że zaproponowany post przyniesie tak wiele korzyści i uzdrowień dotyczących niemal wszystkich chorób. Co jakiś czas zgłaszały się kobiety i pary, które zauważyły zmiany dotyczące przywrócenia do normy wielu funkcji organizmu, także płodności, po zastosowaniu postu. Stąd pomysł, żeby owe świadectwa zapisać i wyjaśnić skąd tak ogromne zmiany zachodzące w organizmach. Tak powstała książka o „Dieta dr Ewy Dąbrowskiej®. Fenomen samouzdrawiającego się organizmu. Naturalny sposób wspomagania płodności”
W najnowszej Pani książce czytamy, że według statystyk 186 milionów ludzi na świecie cierpi na niepłodność, a w Polsce jest to aż 1,5 miliona par. Czy jest to już problem cywilizacyjny?
Tak, bo WHO zakwalifikowała niepłodność jako chorobę cywilizacyjną. Niestety tych par przybywa, co jest mocno niepokojące. Płodność jest ważnym wskaźnikiem ogólnego stanu zdrowia, stąd można stwierdzić, że w przypadku pojawiającej się niepłodności mamy pewne zaburzenia, które należy zdiagnozować i wyleczyć.
Myśli Pani, że wynika z trybu życia i sposobu odżywiania?
To jest istotny czynnik. Postęp, ale i wprowadzenie na wielką skalę przetworzonej żywności, za mało ruchu, dużo stresu – wszystko to ma wpływ na funkcjonowanie naszego organizmu i pojawiające się choroby. Ponadto zauważalny jest również inny problem. Przejadanie się. Spożywanie zbyt dużej ilości cukru powoduje pobudzanie ośrodka nagrody w naszym mózgu, przez co człowiek chciałby jeść więcej i więcej. Tu warto wspomnieć o pojawiającym się często w produktach niezdrowym syropie glukozowo-fruktozowym. Niestety sporo go mamy już w żywności dla dzieci, słodyczach, po które tak często sięgamy.
Opisuje Pani m.in., że unikanie nadmiaru nabiału, czerwonego mięsa wspomaga płodność. Trzeba się ich pozbyć z diety czy tylko ograniczyć?
Nadmierne spożywanie nabiału jak i czerwonego mięsa znacząco obniżało płodność. Wiemy, że nie jest to najlepszy wybór dla naszego organizmu. Gdybyśmy jedli duże ilości węglowodanów, to zwiększa się insulina w organizmie, która również zaburza płodność. Nie wszyscy wiedzą, że spożywanie białka zwierzęcego powoduje wzrost insulinopodobnego czynnika wzrostu IGF 1. A w jajnikach znajdują się receptory dla IGF 1. Dlatego każdy nadmiar jest niedobry, bo może nadmiernie stymulować jajniki, spowodować zaburzenia owulacji. Ale to nie wszystko. Mało zdajemy sobie sprawę z tego, że mleko zawiera sporo hormonów płciowych krowich. Jakiś czas temu otrzymałam informację, że dziewczynka 4‑letnia już ma cechy dojrzewania płciowego. Na pytanie co podają dziecku, rodzice powiedzieli, że głównie mleko UHT. Zresztą widzimy, że młodzież dużo wcześniej wchodzi w okres dojrzewania, niż to było wcześniej. Nabiał też nie jest najlepszym wyborem dlatego, że białka mleka są często nietolerowane. To znaczy, że organizm wytwarza przeciwciała, które następnie kieruje np. do tarczycy i może pojawić się choroba Hashimoto i w następstwie problemy z płodnością. Wniosek jest jeden: jeśli jemy pokarm nietolerowany, to mamy w organizmie przeciwciała, które świadczą o stanie zapalnym, z którym mogą wiązać się problemy z płodnością. Można bez problemu wykluczyć nabiał z diety, a zastąpić go produktami pochodzenia roślinnego, których na rynku jest coraz więcej. Mięso można zastąpić białkiem roślinnym – fasole, soczewica, soja. To bardzo dobra duża grupa roślinnego białka, która nie daje żadnych chorób a odżywi nasz organizm, zwłaszcza w połączeniu z ziarnem, by uzupełnić aminokwasy.
Dawniej nie mieliśmy takiego problemu z nabiałem i mięsem? Czy ich obecna szkodliwość wynika z coraz bardziej modyfikowanej żywności i sposobu karmienia zwierząt?
Dokładnie tak. Pamiętamy przecież robione przez nasze mamy zsiadłe mleko, śmietanę i nikomu nic się nie działo. Ale tutaj trzeba uwzględnić wiele parametrów. Mleko, które jest pozyskiwane przed wycieleniem jest innym mlekiem, niż to które uzyskujemy po wycieleniu. Dodatkowo sam proces pasteryzacji, który z jednej strony jest dobry, bo pozbywamy się bakterii, ale z drugiej strony niestety też zmienił strukturę białka kazeiny. I to białko może być dla nas chorobotwórczym antygenem.
Pytam, bo tak wiele mówi się o zróżnicowanej i zbalansowanej diecie, pełnej składników odżywczych. Czy może wykluczenie niektórych produktów dotyczy osób, które borykają się z trudnościami, a nie osób zdrowych?
My polecamy wszystkim zdrową i zróżnicowaną dietę. Zalecamy jednak, by w miarę możliwości wybierać produkty jak najmniej przetworzone, z dobrych źródeł, od lokalnych rolników i ekologicznych gospodarstw. Jednak jeśli już rezygnujemy z białka zwierzęcego i nabiału, a zastępujemy go roślinnym, to musimy dobrze zaplanować dietę. Strączki łączyć z kaszami, chlebem razowym, tak by dostarczyć niezbędnych aminokwasów, suplementować witaminę B12, której nie ma w roślinach. Warto do swojej diety dodawać wszelkiego rodzaju superfoody (spirulinę, chlorellę, pyłek pszczeli, pierzgę). Zioła również mają mnóstwo wspaniałych właściwości, a często o nich zapominamy. Goździki, cynamon, kurkuma wszystko to bogate jest w polifenole, które mają nie tylko działają antyoksydacyjne, ale także mogą prozdrowotnie przestroić nasze geny.
W opisywanych przypadłościach w książce o wpływie diety na płodność wszędzie możemy przeczytać, że to właśnie nadwaga jest przyczyną wielu problemów.
Złe jest jakiekolwiek odejście od normy. To pociąga za sobą lawinę wielu chorób i schorzeń. Cukrzyca, miażdżyca, udary, zakrzepy. Warto również wiedzieć, że nadmiar tłuszczu trzewnego odkładającego się w brzuchu staje się narządem hormonalnym i produkuje niebezpieczna hormony – adipokiny, które są odpowiedzialne m.in. za insulinooporność. Ta zaś jest przyczyną cukrzycy, ale również m.in.: zespołu policystycznych jajników i co za tym idzie niepłodności. Do otyłości prowadzą dwa czynniki: insulina – której wzrost wiąże się z jedzeniem węglowodanów oczyszczonych, głównie cukru i białej mąki. Drugi to kortyzol – hormon stresu. Te dwa hormony: insulina i kortyzol powodują otyłość, a następnie problemy z płodnością.
Czyli brak tkanki tłuszczowej też nie jest dobry?
Zdecydowanie tak. Kiedy rezerwa tłuszczu spada, kobiecie ustają miesiączki, i pojawia się niepłodność. Organizm w ten sposób się broni, gdyż brak rezerw tłuszczowych może być zagrożeniem dla dziecka w łonie matki, który może nie zostać należycie odżywiony. Tłuszcz zawsze stanowi materiał energetyczny na wypadek głodu, więc jeśli go brakuje, kobieta staje się niepłodna. Kiedy wprowadza się zdrowe, pełnowartościowe żywienie, odbudowuje się organizm wracają miesiączki i wraca płodność.
Jedzenie ma aż tak ogromny wpływ na płodność? Czyli faktycznie prawdą jest, że jesteśmy tym co jemy?
Do wzrostu ciała potrzebny jest pokarm, od samego początku, czyli od poczęcia. Dlatego tak ważne jest jakie składniki dostarczamy naszemu organizmowi.
W czytanych w książce świadectwach widzimy ogromne plusy postu warzywno-owocowego, schorzenia, z którymi ludzie borykają się od lat ustępują samoistnie. Nasz organizm ma taką zdolność samo uzdrawiania?
Nasz organizm jest genialnie skonstruowany. Dlatego nie ma co się dziwić, że posiada również genialne zdolności samoleczenia, ale obecność toksyn może utrudnić te procesy uzdrawiania. Dlatego też praktyka postu jest tak cenna, gdyż post usuwa toksyny, a powstające w czasie postu ketony uruchamiają procesy samoleczenia – to stanowi prawdziwy fenomen naszego organizmu.
Pytam, bo często brzmi to wręcz niewiarygodnie, że tam gdzie tak rozwinięta medycyna nie pomaga, a pomaga właśnie post.
Post wykazuje działanie na najniższym poziomie = na poziomie naszych genów, które naprawia. To zasługa specjalnych białek, które post aktywuje, zwanych sirtuinami. Uruchamia się autofagia czyli oczyszczanie wnętrza komórek z wszelkich zwyrodnień, również usprawniają się procesy fagocytozy, czyli samozjadania uszkodzonych lub martwych komórek. Opisuję w książce, że post powoduje usunięcie zrostów w jajowodach, co w praktyce oznacza, że podczas uruchomionej autofagii i fagocytozy zrosty zostają „zjedzone” przez sam organizm. Dzięki temu kobieta odzyskuje płodność. Również w książce znajdziemy informacje o cofaniu się endometriozy po poście, czy też zmniejszanie się i znikanie torbieli jajników i mięśniaków macicy. Według moich obserwacji jeden tydzień diety warzywno-owocowej powoduje zmniejszenie torbieli i także mięśniaków macicy o 1cm. Kiedy chirurg wchodzi z nożem narusza się bardzo wiele tkanek i nerwów, a przecież możemy sami pokonać chorobę dzięki praktykowaniu postów. Post można porównać do operacji bez noża.
Co w takim razie powinni jeść ludzie, aby poprawić swoją płodność?
Praktycznie to pytanie powinno brzmieć, co jeść aby zachować zdrowie, a więc prawidłowe wszystkie funkcje organizmu, także płodność. W naszej diecie powinno znaleźć się mnóstwo warzyw i owoców, także zieleniny, rośliny strączkowe, jako źródło białka roślinnego, zdrowe oleje, orzechy włoskie nie tylko od święta, ale częściej, siemię lniane mielone, do koktajli, musli, wszelkie superfoody, antyoksydanty.
Szczególną uwagę zwracam na suplementację jodu, bo jest to pierwiastek bardzo istotny, a często deficytowy w naszym organizmie. Jego brak powoduje niepłodność. Jod zawarty jest w glonach, rybach, a te zaś bogate są w kwasy omega 3, które też pełnią niezwykle ważną rolę w płodności.
Jak często można stosować post?
Trudno odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. Jak ktoś doświadczył dobrodziejstwa takiego postu, to na pewno w przyszłości będzie do niego wracał. Ludzie widzą efekty, dieta przywraca płodność, odmładza, regeneruje tkanki, daje siłę, wydłuża życie. Osobiście uważam, że warto przynajmniej raz w tygodniu zrobić post warzywno-owocowy.
Do kogo kieruje Pani tę książkę?
Książka tak naprawdę jest nie tylko dla tych, którzy zmagają się z niepłodnością, ale również dla ludzi, którzy planują rodzicielstwo. Mowa tu o przyszłych małżonkach. Tak, by zaczęli myśleć o przygotowaniu ciała do poczęcia już wcześniej, usunęli wszelkie toksyny i patologie z organizmu. Choć książka to nowość, ale już wiem, że kupują ją np. rodzice dla dzieci jako prezent ślubny. Książka służy też dla szerokiego grona osób z problemami z poczęciem i zaburzeniami ginekologicznymi. To temat, który warto poruszać w wielu środowiskach, w szkole, na spotkaniach, w rodzinach, by mówić, że możemy wpłynąć na płodność w nieinwazyjny sposób. To szansa, której nie wolno nam zmarnować.
Dziękuję za rozmowę