Tylko życie ma przyszłość!

dr inż. Antoni Zięba

Szukaj
Close this search box.

Żyje dzięki Matce Bożej

Ola z rodziną

Przy­szła na świat w 27. ty­go­dniu ży­cia (26 kwiet­nia 2017 r.), wa­żąc je­dy­nie 830 gra­mów, bo dal­sza cią­ża za­gra­ża­ła ży­ciu za­rów­no jej, jak i mat­ki. Jej ma­ma Jo­an­na mia­ła bar­dzo wy­so­kie ci­śnie­nie i za­tru­cie or­ga­ni­zmu, gdy tra­fi­ła na stół ope­ra­cyj­ny. Wie­dzia­ła, że li­czy się każ­da chwi­la, na po­cząt­ku stwier­dzo­no bo­wiem u niej Ze­spół HELLP (któ­ry osta­tecz­nie wy­klu­czo­no) i dziec­ko mo­gło umrzeć w każ­dej chwili.

Na­gle i nie­spo­dzie­wa­nie z bez­piecz­ne­go miej­sca pod ser­cem mat­ki ma­leń­ka zo­sta­ła zmu­szo­na do przed­wcze­snych na­ro­dzin. Jej ma­lut­ki or­ga­nizm mu­siał się zmie­rzyć z ota­cza­ją­cą rze­czy­wi­sto­ścią i przy­zwy­cza­ić do sztucz­nych wa­run­ków in­ku­ba­to­ra. Dla Alek­san­dry An­ny – bo tak ro­dzi­ce ochrzci­li ją póź­niej w szpi­ta­lu, gdy umie­ra­ła – roz­po­czął się bar­dzo trud­ny okres wal­ki o ży­cie. Oleń­ka, któ­ra wte­dy by­ła ciut więk­sza od mysz­ki, nie pod­da­wa­ła się i dziel­nie wal­czy­ła, czym bar­dzo za­sko­czy­ła le­ka­rzy w szpi­ta­lu na Sta­ryn­kie­wi­cza w Warszawie.

Krań­co­wy wcześniak

Choć jej stan był z po­cząt­ku sta­bil­ny, to le­ka­rze na­sta­wia­li ro­dzi­ców, że „wszyst­ko mo­że się zda­rzyć” i że­by „za­wsze mie­li z ty­łu gło­wy, że to jest krań­co­wy wcze­śniak”. Ozna­cza­ło to, że stan Oli w każ­dej chwi­li mo­że ulec za­ła­ma­niu. Ma­ma i ta­ta co­dzien­nie u niej by­li, z bó­lem ser­ca pa­trzy­li, jak jej nie­wiel­kie cia­ło spo­wi­ja­ją dzie­siąt­ki ka­bli pod­łą­czo­nych do róż­nych urzą­dzeń, któ­re mo­ni­to­ro­wa­ły jej stan. Mi­nę­ło du­żo cza­su, za­nim mo­gli do­tknąć Olę.

Gdy wra­ca­li do do­mu, py­ta­li sie­bie z nie­po­ko­jem, jak to się skoń­czy, czy Oli nic nie bę­dzie. Le­kar­ki, któ­re zaj­mo­wa­ły się ich cór­ką, wle­wa­ły na­dzie­ję w ser­ca ro­dzi­ców i bar­dzo ich wspie­ra­ły. Pod­kre­śla­ły jed­no­cze­śnie, że gdy­by za­dzwo­ni­ły, na­wet w no­cy, to mu­szą szyb­ko przy­jeż­dżać, je­śli chcą zdą­żyć się z nią pożegnać.

Ta­ki te­le­fon miał miej­sce, gdy oj­ciec Oli był w pra­cy. Zwol­nił się z niej i wraz z żo­ną szyb­ko zja­wił się w szpi­ta­lu. Ola by­ła re­ani­mo­wa­na, bo jej ser­dusz­ko sta­nę­ło… Tych za­ła­mań sta­nu zdro­wia, któ­rych z punk­tu wi­dze­nia me­dy­cy­ny Ola nie mia­ła pra­wa prze­żyć, by­ło kil­ka. Ma­ła pa­cjent­ka mia­ła m.in. za­pa­le­nie płuc, ma­ły wy­lew w mó­zgu, wstrząs sep­tycz­ny, re­ti­no­pa­tię. Mia­ła tak­że od­cią­ga­ny płyn z osier­dzia, prze­ta­cza­ną krew oraz prze­szła śmierć kli­nicz­ną. Jej or­ga­nizm był tak za­tru­ty, że wy­nik CRP wy­niósł u niej 312 przy nor­mie 5! To był pierw­szy przy­pa­dek w tym szpi­ta­lu, że dziec­ko nie umar­ło. Zwy­kle zgo­ny na­stę­po­wa­ły już przy CRP 100.

Cie­pły uśmiech Mat­ki Bożej

Ola ży­ła, a jej ro­dzi­ce nie­ustan­nie mo­dli­li się za nią. Już w dniu na­ro­dzin za­wie­rzy­li ją Mat­ce Bo­żej, pro­sząc, by ma­leń­ką ura­to­wa­ła. O sta­nie cór­ki oj­ciec po­wia­do­mił tak­że na swo­im pro­fi­lu na Fa­ce­bo­oku zna­jo­mych i ro­dzi­nę, pro­sząc o wspar­cie mo­dli­tew­ne. Nie spo­dzie­wał się tak wiel­kie­go od­ze­wu. Za Olę mo­dlo­no się i od­pra­wia­no Msze Świę­te nie tyl­ko w Pol­sce, m.in. w Ła­giew­ni­kach i na Ja­snej Gó­rze, lecz tak­że za gra­ni­cą od Na­za­re­tu w Zie­mi Świę­tej po­cząw­szy, na Gu­ada­lu­pe w Mek­sy­ku i Fa­ti­mie w Por­tu­ga­lii, gdzie mo­dlo­no się za wsta­wien­nic­twem św. Fran­cisz­ka i św. Hia­cyn­ty, skoń­czyw­szy. Mi­mo, że stan Oli wciąż był nie­sta­bil­ny – dla­te­go też ro­dzi­ce po­pro­si­li księ­dza z po­bli­skiej pa­ra­fii o chrzest cór­ki w szpi­ta­lu – to mie­li w ser­cu co­raz więk­szy pokój.

Oleń­ka prze­ży­ła. Gdy wy­szła ze szpi­ta­la, tyl­ko kil­ka ra­zy mia­ła bez­dech i prze­szła ope­ra­cję la­se­ro­wą jed­ne­go oczka. Dziś 3,5 let­nia Ola, jest zu­peł­nie zdro­wa. Czy­ta­jąc jej hi­sto­rię cho­ro­by, le­ka­rze nie chcą wie­rzyć, że do­ty­czy ona dziec­ka, któ­re ma­ją przed so­bą. „To cud, praw­dzi­wy cud. Wie­my, że Mat­ka Bo­ża ura­to­wa­ła na­sze sło­necz­ko” – mó­wi ma­ma Oli. „Prak­tycz­nie nie roz­sta­wa­łem się z ró­żań­cem, bo od­ma­wia­łem za ży­cie i zdro­wie Oli No­wen­nę Pom­pe­jań­ską. Ten cud przy­szedł tak zwy­czaj­nie, był jak cie­pły uśmiech Mat­ki Bo­żej. To na­sze czwar­te dziec­ko, Oleń­ka, jest dla nas jak ja­sny pro­myk z nie­ba” – do­da­je tata

 

Piotr Czar­to­ry­ski-Szi­ler
Źró­dło: dobrenowiny.pl

Udostępnij
Tweetnij
Wydrukuj