W Hiszpanii dyskutowany jest z inicjatywy prezydenta Pedro Sancheza projekt prawa, zgodnie z którym każda 16-letnia dziewczynka będzie mogła dokonać aborcji. Cała procedura od momentu decyzji może zająć ledwie parę godzin.
W 2019 r. w Hiszpanii ilość aborcji u dziewczynek poniżej 15 r.ż. wyniosła 341 przypadków, u nieco starszych dziewcząt, w wieku 15–19 lat, przeprowadzono ich już 10 tysięcy. Liberalizacja prawa spowoduje, że tych przypadków będzie jeszcze więcej. Dążenie, by tak brzemienną w skutkach decyzję podejmowały – zupełnie samotnie – dziewczęta niedojrzałe pod każdym względem – emocjonalnym, fizycznym i moralnym, wpisuje się w główny ideologicznie zamysł środowisk proaborcyjnych, aby istotę aborcji ukryć i przekłamać. Każdy, kto w tym środowisku wspomni o dziecku, które umiera w wyniku aborcji, jest niczym niechciany gość pytający o sznur w domu powieszonego. Rodzi gwałtowny sprzeciw i oskarżenia o przemoc.
Te gwałtowne reakcje możemy dziś obserwować na Węgrzech. 15 września tego roku weszło tam w życie rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych Sandora Pintera, zgodnie z którym każda kobieta, która deklaruje chęć dokonania aborcji, ma obowiązek odbycia konsultacji, w ramach której „zapozna się z czynnikami wskazującymi na wyraźną obecność funkcji życiowych zarodka lub płodu”. Wszystkie kobiety, zamierzające uśmiercić własne dziecko, najpierw będą musiały posłuchać bicia jego serca.
Jak wiele może zmienić tego typu ustawa, pokazuje przypadek stanu Nowy Jork, głównego fortu amerykańskiej walki o dostęp do aborcji – wolny od wszelkiej ludzkiej refleksji. Prokurator Generalna tego stanu, Leticia James, prawnik i polityk z ramienia Partii Demokratów, wystosowała niedawno list otwarty do władz Google«a, w którym stanowczo domaga się korekty algorytmów słynnej wyszukiwarki. Wyraziła zaniepokojenie faktem, iż użytkownicy Google«a, poszukując klinik aborcyjnych, otrzymują również – w ramach listy wyników do swojego zapytania – adresy organizacji udzielających wsparcia kobietom będącym w ciąży.
Problem, jaki dostrzega Prokurator James, wynika z faktu, że niektórzy z „aborcyjnych migrantów”, odnotowując adresy zaproponowane przez wyszukiwarkę, podejmują kosztowną podróż do Nowego Jorku, w efekcie której zamiast zabiegu aborcyjnego, otrzymują obraz USG swojego dziecka. Polityk uważa to za nieuczciwą manipulację.
Prokurator Generalna twierdzi, że centra pomocy kobietom w ciąży „Istnieją jedynie po to, by przechwycić i zniechęcić kobiety w ciąży do podjęcia świadomej decyzji o aborcji. Uwzględnienie takich instytucji na liście wyników zapytania o kliniki aborcyjne jest niebezpiecznie dezorientujące”, czytamy w oficjalnym liście.
Dla wielu kobiet moment, kiedy doświadczają medycznej i psychologicznej opieki i wsparcia, jest chwilą na opanowanie emocji i odnalezienie równowagi w trudnej życiowo sytuacji. Pierwsze badanie USG, które otrzymują, nierzadko porusza je i sprawia, że dostrzegają w budzącej lęk ciąży – swoje dziecko, którym decydują się zaopiekować.
Amerykanie, którzy po przejechaniu całych Stanów rezygnują z planowanej aborcji, dlatego że ujrzeli obraz dziecka na USG czy wysłuchali bicia jego serca, dowodzą, że ustawy takie jak ta na Węgrzech są skuteczne i oparte na szacunku dla ludzkiej racjonalności i jego rzeczywistych potrzeb. A co najważniejsze, udowadniają, że ruch pro-choice, wbrew swej nazwie, nie daje żadnego wyboru. W rzeczywistości jest ruchem negującym jawność, prawo do rzetelnej informacji i wolnego wyboru – oprócz tego jednego: wyboru przeciwko życiu.
KW