Parlament Europejski przyjął kolejną skrajnie ideologiczną rezolucję dotyczącą „homomałżeństw”. Naciska na wszystkie kraje członkowskie UE do usunięcia wszelkich przeszkód, jakie napotykają „osoby LGBTIQ” w korzystaniu ze swoich „podstawowych praw”. Rezolucja wzywa do uznania adopcji dzieci przez pary jednopłciowe.
Czy po brukselskim raporcie Maticia, który uznał aborcję za prawo człowieka, coś jeszcze może nas zaskoczyć? Może. Na przykład Rezolucja Parlamentu Europejskiego z dnia 14 września 2021 r. w sprawie praw osób LGBTIQ w UE. Dokument ten, choć nie pociąga konsekwencji prawnych i wykracza poza kompetencje Unii, nawołuje do dwóch rzeczy: uznawania w krajach członkowskich małżeństw i związków partnerskich osób tej samej płci zawartych za granicą oraz uznawania za rodziców dziecka osób tej samej płci wpisanych do aktu urodzenia sporządzonego za granicą.
Ten tragiczny projekt poparło 12 polskich europosłów: Bartosz Arłukowicz, Danuta Hübner, Janina Ochojska, Róża Thun, Marek Balt, Marek Belka, Robert Biedroń, Włodzimierz Cimoszewicz, Łukasz Kohut, Bogusław Liberadzki, Leszek Miller i Sylwia Spurek.
Oczywiście, w dokumencie kilka razy pada słowo „Polska”. Po raz pierwszy na początku – owa rezolucja powstała m.in. właśnie po to, aby zdyscyplinować nasz kraj, który „narusza zasady niedyskryminacji, równości i wolności słowa”. Pod koniec dokumentu jesteśmy już w parze z Węgrami. Parlament Europejski „zwraca się do Komisji, aby zajęła się dyskryminacją społeczności LGBTIQ w Polsce i na Węgrzech, tak by skłonić te państwa członkowskie do prawidłowego stosowania i przestrzegania prawodawstwa UE w tej dziedzinie”.
Jednak najciekawsze jest uzasadnienie powstania tego ideologicznego dokumentu. Aż w 16 punktach zaczynających się od „mając na uwadze…” Parlament wyjaśnia, po co zajął się tą sprawą. „Mając na uwadze prawo międzynarodowe, mając na uwadze fakt, że Unia musi zwalczać dyskryminację, mając na uwadze prawo do swobodnego przemieszczania i tak dalej, aż 16 razy.
Ani razu jednak europosłowie nie powiedzieli „mając na uwadze DOBRO DZIECKA”. Bo przecież nie o dobro dziecka tu chodzi!
Zawsze będziemy powtarzać, do znudzenia, że wszyscy ludzie, ludzie każdej rasy, płci, wykształcenia czy orientacji seksualnej mają prawo do traktowania ich z najwyższym szacunkiem. Ale dziecko nie może być przedmiotem na targowisku politycznych interesów.
Przyznanie prawa do adopcji dzieci przez gejów i lesbijki pokazuje, że prawa silniejszych, głośniej krzyczących, wyzwolonych są ważniejsze niż dobro małych i bezbronnych. Nikt tu nie mówi o konsekwencjach psychicznych i społecznych, o tym, że do prawidłowego rozwoju dziecko potrzebuje i mamy, i taty, bo matka nie da mu tego, co ojciec, a ojciec nie da tego, co matka. W narracji środowisk LGBTQAI+ słyszymy jedynie „chcę”. Chcę mieć dziecko. Bez względu na naturę, biologię, zdrowy rozsądek, prawo. Chcę! Tylko, że dziecko nie jest czymś do zaspokojenia potrzeb. Nie jest towarem. Nie jest produktem na zamówienie.
W 2002 roku para głuchych lesbijek chciała mieć głuche dziecko. Dlatego szukała kliniki in vitro, która zgodzi się na diagnostykę preimplantacyjną, aby wybrać embrion, który odziedziczył po nich głuchotę. I znalazła. Ten przypadek wywołał ogólnoświatową dyskusję na temat granicy wolności rodziców do tworzenia designer baby – „zaprojektowanego dziecka”. Niespełna 10 lat później urodziło się dziecko dwóch mam biologicznych. Na wczesnym etapie rozwoju zostało przeniesione z organizmu jednej mamy do drugiej. To było możliwe dzięki wykorzystaniu procedury in vitro.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że rezolucja Parlamentu Europejskiego traktuje dziecko jak niewolnika, którego można przestawiać z miejsca na miejsce, który służy zaspokojeniu moich potrzeb, który nie ma żadnych praw. Moje ciało, moja sprawa – mój niewolnik, moja sprawa. To nie jest dziecko, to płód i zlepek komórek – to nie jest dziecko, to tylko niewolnik. Czy czegoś nam to nie przypomina?
MG‑N