Tylko życie ma przyszłość!
dr inż. Antoni Zięba

Ojcostwo – szlak do świętości

Ks. Prof. Paweł Bortkiewicz laureatem Nagrody im. Sługi Bożego Jerzego Ciesielskiego – Ojca Rodziny 2025
Ks. Prof. Paweł Bortkiewicz laureatem Nagrody im. Sługi Bożego Jerzego Ciesielskiego – Ojca Rodziny 2025

– Mo­ja ma­mu­sia za­cho­ro­wa­ła do­syć wcze­śnie na reu­ma­to­idal­ne za­pa­le­nie sta­wów i ta­tuś przez kil­ka do­brych lat opie­ko­wał się nią w spo­sób nie­zwy­kły i wy­trwa­ły. Je­go po­sta­wa po­zo­sta­je w mo­jej pa­mię­ci – mó­wi ks. prof. Pa­weł Bort­kie­wicz, ka­płan To­wa­rzy­stwa Chry­stu­so­we­go dla Po­lo­nii Za­gra­nicz­nej, te­go­rocz­ny lau­re­at Na­gro­dy im. Słu­gi Bo­że­go Je­rze­go Cie­siel­skie­go – Oj­ca Rodziny.

Jak Ksiądz Pro­fe­sor za­re­ago­wał na wia­do­mość, że Ka­pi­tu­ła przy­zna­ła Księ­dzu Na­gro­dę im. Słu­gi Bo­że­go Je­rze­go Cie­siel­skie­go – Oj­ca Rodziny?

Ks. prof. Pa­weł Bort­kie­wicz: Bez ko­kie­te­rii po­wiem, że by­ło to dla mnie ogrom­ne za­sko­cze­nie. Pod­kre­ślam z ca­łym prze­ko­na­niem, że nie czu­ję się za­słu­żo­ny, by ta­kie wy­róż­nie­nie otrzy­mać. Do­wie­dzia­łem się, że w skład Ka­pi­tu­ły Na­gro­dy wcho­dzi mię­dzy in­ny­mi prof. Ja­nusz Ka­wec­ki, wy­cho­wa­nek Je­rze­go Cie­siel­skie­go. Pro­fe­sor Ka­wec­ki to po­stać zna­ko­mi­ta, bar­dzo go po­wa­żam za je­go po­sta­wę i dzia­łal­ność. Wie­lu z lau­re­atów Na­gro­dy znam, ce­nię i sza­nu­ję za to, ja­ki­mi ludź­mi są. Na­gro­dy ta­kie jak ta spra­wia­ją, że two­rzy się pew­na wspól­no­ta, któ­ra sku­pia męż­czyzn, któ­rzy wy­zna­ją po­dob­ne war­to­ści. To rzecz bezcenna.

Przed ja­ki­mi za­gro­że­nia­mi sto­ją dzi­siaj współ­cze­śni oj­co­wie? Ja­kie są Księ­dza Pro­fe­so­ra na­uko­we i dusz­pa­ster­skie spostrzeżenia?

Mó­wi się, że obec­na cy­wi­li­za­cja jest cy­wi­li­za­cją bez oj­ca. Przy­po­mi­nam so­bie mo­ment, kie­dy św. Jan Pa­weł II za­po­wia­dał ob­cho­dy Wiel­kie­go Ju­bi­le­uszu – przy­go­to­wał wte­dy tryp­tyk dusz­pa­ster­ski, któ­ry pro­wa­dził przez roz­wa­ża­nia na te­mat Osób Trój­cy Świętej.

Gdy w 1999 ro­ku ogło­szo­no rok Bo­ga Oj­ca, moż­na by­ło za­uwa­żyć oży­wio­ną dys­ku­sję na te­mat oj­co­stwa wła­śnie. Pro­po­no­wa­no pa­pie­żo­wi, że­by w do­bie fe­mi­ni­zmu, tak­że fe­mi­ni­zmu prze­ni­ka­ją­ce­go do teo­lo­gii, zre­zy­gno­wał z te­ma­tu oj­co­stwa. W Ko­ście­le był to czas, kie­dy pro­po­no­wa­no np. zmia­nę słów mo­dli­twy „Oj­cze nasz” na sło­wa „Oj­cze nasz, mat­ko na­sza”. Wspo­mi­nam o tym, po­nie­waż to po­ka­zu­je, że rze­czy­wi­ście ma­my do czy­nie­nia z kry­zy­sem oj­co­stwa we współ­cze­snym świecie.

Ja­kie są przy­czy­ny te­go kryzysu?

Z jed­nej stro­ny ob­ser­wu­je­my agre­syw­ny fe­mi­nizm, któ­ry prze­ja­wia się cho­ciaż­by w po­pu­lar­nych ob­ra­zach, np. se­ria­lach. W po­pkul­tu­rze oj­ciec czę­sto przed­sta­wia­ny jest ja­ko kom­plet­ny nie­udacz­nik, ktoś nie­pew­ny swo­jej orien­ta­cji sek­su­al­nej czy powołania.

Z dru­giej stro­ny to sa­mi męż­czyź­ni po­rzu­ca­ją ro­lę oj­ca. Nie chcą być sil­ni, od­po­wie­dzial­ni, a ich je­dy­nym po­lem ak­tyw­no­ści jest wła­sna ka­rie­ra i po­goń za suk­ce­sem, z po­mi­nię­ciem służ­by na rzecz rodziny.

No i wresz­cie ten ele­ment re­li­gij­ny, któ­ry jest kon­se­kwen­cją „śmier­ci Bo­ga” ogło­szo­nej w fi­lo­zo­fii czy w teo­lo­gii ame­ry­kań­skiej gdzieś w la­tach sześć­dzie­sią­tych dwu­dzie­ste­go wie­ku. Sko­ro nie ma Bo­ga, no to nie ma wła­ści­wie do­bra, mi­ło­ści, od­po­wie­dzial­no­ści, nie ma wzor­ca mi­ło­ści oj­cow­sko-sy­now­skiej. To wszyst­ko spra­wia, że dziś mo­że­my mó­wić o ogrom­nym kry­zy­sie oj­co­stwa. Choć ja uwa­żam, że się­gnę­li­śmy już dna te­go kryzysu.

A sko­ro jest dno, to i szan­sa zeń odbicia.

Ob­ser­wu­je­my od ja­kie­goś cza­su na­ro­dzi­ny róż­ne­go ro­dza­ju ru­chów, czy to w świe­cie, czy w Ko­ście­le, któ­re na no­wo do­strze­ga­ją ro­lę oj­co­stwa, je­go pięk­no i jed­no­cze­śnie po­wa­gę. Współ­cze­śni męż­czyź­ni sto­ją przed szan­są po­now­ne­go od­kry­cia swo­jej god­no­ści i po­wo­ła­nia. Dziś świat po­trze­bu­je przede wszyst­kim męż­czyzn od­po­wie­dzial­nych – świa­do­mie pod­kre­ślam tę ce­chę, bo choć nie jest ona wy­łącz­nie przy­wi­le­jem męż­czy­zny, to jed­nak jest czymś, co od za­wsze go cha­rak­te­ry­zo­wa­ło. Obec­nie męż­czyź­ni sto­ją przed pew­ną szan­są po­łą­cze­nia tej tra­dy­cyj­nej od­po­wie­dzial­no­ści z wraż­li­wo­ścią, któ­ra nie wy­klu­cza mę­sko­ści, ale ją wzbo­ga­ca. Są­dzę, że dziś po­trze­ba po pro­stu od­kry­cia na no­wo mi­sji ojcostwa.

W ja­ki spo­sób ta mi­sja mia­ła­by się przejawiać?

Bez­względ­nie na­le­ży przy­wró­cić prio­ry­tet od­po­wie­dzial­no­ści za dom. Oczy­wi­ście to za­wsze bę­dzie wią­za­ło się z pra­cą za­wo­do­wą, nie­mniej , oj­ciec nie mo­że być „wiel­kim emi­gran­tem” po­rzu­ca­ją­cym dom, trak­tu­ją­cym go je­dy­nie ja­ko noc­le­gow­nię, an­ga­żu­ją­cym się tyl­ko w pra­cę. Mo­że się wy­da­wać, że to rze­czy ba­nal­ne, ale trud­no nie za­uwa­żyć, że po­sta­wa od­po­wie­dzial­no­ści za­ni­ka. Po­trzeb­ne jest wła­ści­we ro­zu­mie­nie słów ta­kich jak „mój”, „mo­ja” – in­ter­pre­to­wa­ne nie ja­ko za­własz­cze­nie dru­gie­go czło­wie­ka, ale wła­śnie wzię­cie od­po­wie­dzial­no­ści: to jest mój dom, mo­ja ro­dzi­na, mo­je dziec­ko, mo­ja żo­na. Je­śli męż­czy­zna trak­tu­je dom czy ro­dzi­nę ja­ko ele­ment ży­cia, któ­ry an­ga­żu­je go w mniej­szym stop­niu niż pra­ca za­wo­do­wa, ży­cie ko­le­żeń­skie czy im­pre­zy służ­bo­we – wte­dy mo­że­my mó­wić o pew­nym kry­zy­sie mę­sko­ści lub ojcostwa.

W ja­ki spo­sób współ­cze­sny na­sto­la­tek lub mło­dy męż­czy­zna mo­że przy­go­to­wać się do ro­li ojca?

My­ślę, że naj­waż­niej­szym punk­tem od­nie­sie­nia po­wi­nien być wła­sny oj­ciec – to on, w pe­wien na­tu­ral­ny spo­sób, ma uczyć mę­sko­ści i oj­co­stwa. To chy­ba naj­prost­sza me­to­da, a za­ra­zem bar­dzo trud­na, bo dzi­siej­sze świa­dec­twa są do­tknię­te ero­zją kry­zy­sów, o któ­rych wspominałem.

War­to też po­dej­mo­wać te­mat ról spo­łecz­nych w szko­le i w Ko­ście­le, mo­że zwłasz­cza w Ko­ście­le – bo jest to miej­sce, któ­re w spo­sób wol­ny i świa­do­my prze­ka­zu­je praw­dę na te­mat człowieczeństwa.

No i wresz­cie na­le­ży uka­zy­wać ży­cio­ry­sy męż­czyzn, czy to świę­tych, kan­dy­da­tów na oł­ta­rze czy po pro­stu lu­dzi nie­zwy­kle ce­nio­nych i za­słu­żo­nych – by ich po­sta­wy by­ły drogowskazami.

Ko­go wy­mie­nił­by Ksiądz Pro­fe­sor ja­ko czło­wie­ka bę­dą­ce­go wzo­rem ojca?

Pierw­sze sko­ja­rze­nie, mo­że dość nie­ty­po­we, to po­stać Char­le­s'a de Gaul­le­'a, któ­ry był prze­cież oj­cem nie­peł­no­spraw­ne­go dziec­ka. Ni­gdy się go nie wy­parł, nie wsty­dził, za­cho­wy­wał się wo­bec nie­go wła­śnie w spo­sób na wskroś oj­cow­ski. Są­dzę, że ta­kich przy­kła­dów jest oczy­wi­ście bar­dzo wie­le i trze­ba je po pro­stu wy­do­by­wać i prze­ciw­sta­wiać męż­czy­znom, któ­rzy sprze­nie­wie­rza­ją się wła­sne­mu powołaniu.

War­to wspo­mnieć też po­stać Ka­ro­la Woj­ty­ły se­nio­ra, któ­ry był wiel­kim wspar­ciem dla swo­ich , w tym dla póź­niej­sze­go pa­pie­ża Ja­na Paw­ła II. Oj­ciec Świę­ty w przej­mu­ją­cy spo­sób opo­wia­dał o swo­jej re­la­cji z ta­tą i pod­kre­ślał, jak wie­le mu zawdzięcza.

Przy­znam szcze­rze, że fakt uho­no­ro­wa­nia mnie Na­gro­dą spra­wił, że się­gną­łem tak­że do ży­cio­ry­su Słu­gi Bo­że­go Je­rze­go Cie­siel­skie­go. I choć oczy­wi­ście wie­dzia­łem, kim Je­rzy Cie­siel­ski był, o ty­le oko­licz­no­ści Na­gro­dy spra­wi­ły, że za­po­zna­łem się z je­go bio­gra­fią, zwłasz­cza z tą czę­ścią mó­wią­cą o je­go za­an­ga­żo­wa­niu w dusz­pa­ster­stwo ro­dzin. Wiem, że Je­rzy Cie­siel­ski był „źró­dłem bi­blio­gra­ficz­nym” dla dzie­ła „Mi­łość i od­po­wie­dzial­ność” Ka­ro­la Woj­ty­ły. Z ko­lei oko­licz­no­ści śmier­ci Słu­gi Bo­że­go, je­go he­ro­icz­na po­sta­wa, by w mo­men­cie ka­ta­stro­fy zbiec pod po­kład stat­ku i ra­to­wać dziec­ko po­ka­zu­ją, że Je­rzy Cie­siel­ski nie wa­hał się pod­jąć ofia­ry z wła­sne­go życia.

Czy w swo­im oto­cze­niu spo­tkał Ksiądz Pro­fe­sor ta­kich męż­czyzn, któ­rzy by­li lub wciąż są dla Księ­dza wzo­rem, przy­kła­dem? Mo­że ta­kim wzo­rem był ta­ta lub dziadek?

Wiem, że py­ta­nie do­ty­czy męż­czyzn, ale mu­szę przy­wo­łać po­stać oboj­ga mo­ich ro­dzi­ców. Ży­czył­bym każ­de­mu mał­żeń­stwu, że­by kres ich ży­cia był na­zna­czo­ny ta­ką mi­ło­ścią, ja­ką ob­ser­wo­wa­łem w mo­im do­mu. Pro­za ży­cia by­ła na­zna­czo­na naj­bar­dziej wraż­li­wą, czu­łą i tro­skli­wą mi­ło­ścią. Mo­ja ma­mu­sia za­cho­ro­wa­ła do­syć wcze­śnie na reu­ma­to­idal­ne za­pa­le­nie sta­wów i ta­tuś po pro­stu przez kil­ka do­brych lat opie­ko­wał się nią w spo­sób nie­zwy­kły i wy­trwa­ły. ma­mu­si zbie­gła się z je­go przej­ściem na eme­ry­tu­rę – od tam­tej chwi­li ta­ta prak­tycz­nie każ­de­go dnia był w ko­ście­le. Je­go po­sta­wa po­zo­sta­je w mo­jej pamięci.

W swo­im ży­ciu spo­ty­ka­łem wie­lu oj­ców, któ­rzy im­po­nu­ją mi swo­imi wy­bo­ra­mi. To są lu­dzie róż­nych za­wo­dów, róż­nych kon­dy­cji fi­nan­so­wych. Oso­by, któ­re nie­zwy­kle ce­nią swo­ją ro­dzi­nę, oj­co­stwo i tym oj­co­stwem pro­mie­niu­ją w spo­sób bar­dzo czy­tel­ny. Znam też lu­dzi, któ­rzy bo­ry­ka­ją się z róż­ny­mi kry­zy­sa­mi. Mam tu na my­śli szcze­gól­nie jed­ne­go z mo­ich przy­ja­ciół, czło­wie­ka bar­dzo pięk­ne­go w swo­jej po­boż­no­ści, a za­ra­zem do­tknię­te­go dość nie­ocze­ki­wa­nym kry­zy­sem mał­żeń­skim, oj­ca czwor­ga dzie­ci, któ­ry w spo­sób nie­zwy­kle pra­wy i bu­du­ją­cy zma­ga się z ty­mi trud­no­ścia­mi. Ta­cy lu­dzie bar­dzo mi imponują.

Dziś chy­ba wciąż nie­chęt­nie mó­wi się, że oj­co­stwo mo­że być dro­gą do świętości.

Mał­żeń­stwo i ro­dzi­ciel­stwo to naj­bar­dziej pod­sta­wo­we dro­gi, przez któ­re prze­bie­ga szlak do świę­to­ści. We współ­cze­snym świe­cie in­sty­tu­cja mał­żeń­stwa jest do­tknię­ta kry­zy­sem wy­wo­ła­nym mię­dzy in­ny­mi przez kul­tu­rę i po­li­ty­kę. Dla­te­go wier­ność pod­ję­tym zo­bo­wią­za­niom, wbrew róż­nym kry­zy­som oso­bi­stym czy pre­sjom spo­łecz­nym jest nie­zwy­kle ważna.

Istot­na jest też sfe­ra za­wo­do­wa. Pry­mas Wy­szyń­ski bar­dzo moc­no pod­kre­ślał (na­wia­sem mó­wiąc, też był wy­cho­wy­wa­ny w grun­cie rze­czy przez oj­ca), że w do­bie współ­cze­sne­go ak­ty­wi­zmu na­le­ża­ło­by prze­for­mu­ło­wać be­ne­dyk­tyń­skie „módl się i pra­cuj” na „módl się pra­cą”. Wier­ność współ­mał­żon­ko­wi, służ­ba na rzecz ro­dzi­ny, su­mien­na pra­ca – to dro­ga do świę­to­ści dla współ­cze­sne­go człowieka.

 

psozc

Udostępnij
Tweetnij
Wydrukuj