Jednym z głównych argumentów wysuwanych przeciwko zakazowi aborcji jest ten nawiązujący do niezbywalnego prawa stanowienia o sobie. My body – my choice, Moje ciało – mój wybór, głoszą sztandary jej zwolenników… To hasło zdaje się przemawiać do współczesnej wyobraźni najmocniej ze wszystkich. Sprawia, że w wielu ludziach, którym bliska jest idea wolności i sprawiedliwości, rodzą się dylematy, czy aby na pewno wolno narzucać drugiemu człowiekowi, jak ma on decydować o sobie?
Człowieka nie wolno krzywdzić, fizycznie ani psychicznie, do niczego nie wolno go zmuszać ani więzić czy okaleczać. Nie ma człowieka przy zdrowych zmysłach, który by zaprzeczał temu prawu – przynajmniej w świecie zbudowanym na fundamencie cywilizacji chrześcijańskiej. I to właśnie w imię tego prawa ograniczamy wolność przestępców i agresorów.
Przekonanie, że każdy ma prawo do samostanowienia, nie przeszkadza nam również wychodzić z pomocą do ludzi, którzy okaleczają swoje ciała, nadużywają alkoholu lub tkwią w relacjach naznaczonych przemocą. Bez pytania o zgodę udaremniamy samobójstwa i ratujemy ich niedoszłe ofiary. W żadnym również szpitalu nie usuwa się zdrowych organów na żądanie, a o te chore lekarze walczą do końca, dopóki funkcjonują. Nawet chory ząb trudno wyrwać, jeśli dentysta widzi, że można go jeszcze leczyć. Społeczne prawo do samostanowienia człowieka jest prawem wyłącznie pozytywnym. Oczywiście, możliwe jest, że ktoś zechce targnąć się na swoje życie, ale etycznym obowiązkiem bliskich i społeczeństwa jest mu to udaremnić, a nie w tym pomagać. Każda forma autoagresji zwykle od razu uruchamia społeczną reakcję przeciwdziałania i wsparcia.
A zatem, nawet gdyby było prawdziwe twierdzenie, że poczęte dziecko jest ciałem kobiety, i faktycznie wierzyliby w nie ci, którzy je głoszą, żądanie przez kobietę aborcji wywoływałoby reakcję taką samą, jak gdyby przyszła ona z żądaniem usunięcia jej własnej głowy, kończyn czy korpusu. Albo napotykałaby rzeczowy opór, jak wówczas, gdyby przyszła z nadłamanym zębem, domagając się jego wyrwania. Nic takiego jednak się nie dzieje wśród tych, którzy chcą uważać, że poczęte dziecko jest niczym więcej jak fragmentem ciała jego matki.
Aborcja to nie jest życie, jak próbują nam wmówić aborcjonistki w spocie reklamowym kampanii Jej ciało – jej wybór. Aborcja to śmierć. Dojrzewające w łonie matki dziecko nie jest jej ciałem. Ma prawo do nietykalności i samostanowienia tak, jak każdy inny człowiek. Jako zależne i bezbronne – powinno szczególnie poruszać lewicowe serca wrażliwe na dyskryminację. Brak współczucia dla niego i jego matki dosadnie pokazuje, że w całej tej wojnie na hasła wcale nie chodzi o prawa kobiet, o szacunek ani o wolność.
Zwolennicy aborcji wiedzą, że żądają prawa do okaleczania kobiecych ciał, by usunąć z nich ciało innego człowieka. W promowaniu hasła Moje ciało – mój wybór chodzi im przede wszystkim o wykreowanie nieludzkiej zasady: Twoje ciało – twój problem. Chodzi o to, by kobieta w ciąży, w atmosferze zagrożenia, uwierzyła, że jest sama. Chodzi o to, aby pozbawić społeczeństwo poczucia solidarności i odruchu wsparcia – wobec niej i dziecka. Chodzi wreszcie o to, żeby mężczyzn zobojętnić na los ich partnerek i potomstwa.
Świat konstruowany przez aborcyjne hasła to świat zerwanych ludzkich więzi, obojętny i narcystyczny. Nie dajmy sobie wmówić w imię rzekomej wolności, że nic nie możemy dla siebie nawzajem zrobić, bo nic nas nie łączy. Aborcja dotyczy nas wszystkich, bo – jak wołała Matka Teresa z Kalkuty – jeśli matka zabija swoje dziecko, to kto na tym świecie może czuć się bezpieczny?
KW