Kliniki in vitro są placówkami komercyjnymi i jako takie reklamują swoje usługi. Warto o skuteczności in vitro poczytać nie na ich stronach internetowych, lecz w statystykach medycznych czasopism naukowych.
By wyjaśnić zapewne zaskakującą dla wielu niską skuteczność procedury sztucznego zapłodnienia, trzeba najpierw zrozumieć jej podstawowe założenia.
O co chodzi w in vitro?
Do zapłodnienia używa się kilku komórek jajowych. Dlatego kobiecie podaje się hormony, które sprawiają, że w organizmie dojrzewa więcej niż jedna komórka jajowa w jednym cyklu (to tzw. hiperstymulacja). Lekarz pobiera komórki jajowe i łączy z plemnikami mężczyzny, tworząc w ten sposób zarodki. Następnie kilka dni trwa tzw. hodowla zarodków w laboratorium. Potem lekarz wybiera spośród nich te, które jego zdaniem najlepiej się rozwinęły i wprowadza je do macicy. Kobieta znów otrzymuje hormony: tym razem takie, których zadaniem jest podtrzymanie ciąży.
Z raportu American Society for Reproductive Medicine (ASRM) wynika, że zaledwie 7,5 proc. ludzkich embrionów powstałych w wyniku zastosowania metod sztucznego zapłodnienia rodzi się żywych.
Pozostałe zarodki są wykorzystywane w eksperymentach lub zamrażane, a w niektórych krajach – gdzie prawo nie gwarantuje im ochrony – niszczone. Jeśli dojdzie do obumarcia zarodków wszczepionych do macicy, można przeprowadzić transfer kolejnych spośród tych zamrożonych. Trzeba pamiętać, że wiele zarodków pozostaje zamrożonych w komorach kriogenicznych, bez szans na przywrócenie ich do życia. Liczbowo wygląda to tak: przy stosowaniu metody in vitro rodzą się dzieci tylko z 5–10 proc. wyprodukowanych zarodków. To oznacza, że 90–95 proc. powołanych w ten sposób do życia ludzkich istot ludzkich nigdy nie otrzyma szansy na narodziny. Na przykład z raportu American Society for Reproductive Medicine (ASRM) wynika, że zaledwie 7,5 proc. ludzkich embrionów powstałych w wyniku zastosowania metod sztucznego zapłodnienia rodzi się żywych (M. J. Tucker, Highlights from the 66th Annual Meeting: Humans Are Inefficient Reproducers, 2010).
Statystycznie więc procedura in vitro prowadzi do urodzenia jednego lub kilkorga ludzi i równocześnie masową śmierć wielu z nich.
Skuteczność in vitro – statystki
Metoda in vitro charakteryzuje się skutecznością na poziomie 21–26 proc. – podają Philipa Mladovsky i Corinna Sorenson z London School of Economics w raporcie o finansowaniu in vitro ze środków publicznych („Health Care Analysis” Vol. 18, 2010).
Z kolei na podstawie analizy 11 068 cykli sztucznego zapłodnienia, pochodzących z rejestrów 26 kanadyjskich klinik z 2004 roku stwierdzono, że 24,2 proc. cykli zakończyło się urodzeniem żywego dziecka. Wśród tych urodzeń 27,8 proc. stanowiły porody mnogie, a 1,5 proc. porody co najmniej trojacze („Fertility and Sterility”, Vol. 89, 2008),.
In vitro a naprotechnologia
Warto mieć świadomość, że alternatywa dla in vitro, czyli naprotechnologia, ma zbliżoną skuteczność. „Pacjentki leczone naprotechnologicznie mają znacząco niższe wskaźniki płodności (…) niż poddawane procedurze in vitro (…), ale jednocześnie liczba kobiet, które ostatecznie zachodzą w ciążę, jest wyższa w przypadku naprotechnologii niż w przypadku ART. (techniki wspomaganego rozrodu – przyp. red.). Chociaż zajście w ciążę przy stosowaniu naprotechnologii wymaga może dłuższego czasu, to jednak rokuje lepiej niż stosowanie metody in vitro” („American Medical Association Journal of Ethics”, Vol. 15, 2013). I co najważniejsze – zasadniczą różnicą między naprotechnologią a in vitro jest fakt, że ta pierwsza jest metodą diagnozowania przyczyn i leczenia niepłodności. Procedura in vitro nie przyczynia się natomiast do wyleczenia realnych przyczyn niepłodności.
Zarodek jest człowiekiem
I jeszcze jedno: Dlaczego zarodek określam mianem „małego człowieka”? Opinia, że to „zaledwie zlepek komórek” (więc in vitro powinno być dopuszczalne), nie ma podstaw w faktach biologicznych. Życie człowieka rozpoczyna się w chwili poczęcia. Zarodek jest pewnym etapem życia, tak jak okres niemowlęctwa, bycia dzieckiem czy nastolatkiem.
Dorota Niedźwiecka