Tylko życie ma przyszłość!
dr inż. Antoni Zięba
Szukaj
Close this search box.

Aborcyjny biznes

Aborcyjny biznes. Fot.: Unsplash_com / Giorgio Trovato

Swo­ją książ­kę de­dy­ku­je trzy­dzie­stu pię­ciu ty­siąc­om ma­tek, któ­rym sprze­da­łam abor­cję, i trzy­dzie­stu pię­ciu ty­siąc­om ich nie­na­ro­dzo­nych dzieci

oraz

mo­jej nie na­ro­dzo­nej có­recz­ce, He­idi, i wszyst­kim nie na­ro­dzo­nym dzie­ciom, któ­re sta­wia­ły czo­ło swe­mu prze­zna­cze­niu tak dłu­go, do­pó­ki sły­sza­ne by­ły ich krzy­ki: Po­zwól­cie mi żyć! Po­zwól­cie mi żyć!

Ca­rol Eve­rett uro­dzi­ła się w 1944 ro­ku. Ro­dzi­ce stwo­rzy­li jej cha­otycz­ny i nie­sta­bil­ny emo­cjo­nal­nie dom. Do­ra­sta­ła ja­ko księż­nicz­ka ta­tu­sia, z któ­rym prze­ży­wa­ła róż­ne przy­go­dy i ja­ko ci­cha ry­wal­ka wła­snej mat­ki, któ­ra ry­wa­li­zo­wa­ła z nią o czas i uwa­gę wła­sne­go… mę­ża. W świe­cie, w któ­rym do­ra­sta­ła, li­czy­li się tyl­ko sil­ni, bru­tal­ni, nie­oka­zu­ją­cy swej sła­bo­ści lu­dzie. Szyb­ko na­uczy­ła się ma­ni­pu­lo­wać ludź­mi, od­kry­ła też, że po­tra­fi pod­po­rząd­ko­wy­wać so­bie mężczyzn.

W wie­ku 14 lat roz­po­czę­ła współ­ży­cie sek­su­al­ne. O swo­im pierw­szym chło­pa­ku pisze:

Wte­dy po raz pierw­szy w ży­ciu zda­łam so­bie spra­wę z te­go, jak wiel­ką po­tę­gą mo­że być seks. Wie­dzia­łam, że przez seks mo­gę ma­ni­pu­lo­wać Joh­nem – i ro­bi­łam to przez dwa i pół roku.

W wie­ku 16 lat Ca­rol za­szła w cią­żę. Choć bar­dzo te­go nie chcia­ła, wy­szła za mąż. Był rok 1961, abor­cja by­ła nie do po­my­śle­nia. Uro­dzi­ła chłop­czy­ka, któ­re­go na­zwa­ła Joe Bob, nie­dłu­go póź­niej na świat przy­szła có­recz­ka, Kel­ly. Ca­rol na­praw­dę ma­rzy­ła o stwo­rze­niu ze swo­im mę­żem zwy­czaj­nej, ale szczę­śli­wej, ame­ry­kań­skiej ro­dzi­ny. Nie­ste­ty, za­war­te na­pręd­ce mał­żeń­stwo wkrót­ce się rozpadło.

W 1970 ro­ku Ca­rol po raz ko­lej­ny wy­szła za mąż. Swe­mu dru­gie­mu mę­żo­wi obie­ca­ła, że nie zaj­dzie w cią­żę, a je­śli tak się sta­nie – zde­cy­du­je się na abor­cję. Obiet­ni­ca mia­ła się speł­nić, gdy Ca­rol mia­ła 28 lat.

Czu­ję cię tam w środ­ku. Mo­je cia­ło ochra­nia cię i po­zwa­la ci w ci­szy ro­snąć. Już te­raz wiem, że bę­dziesz bar­dzo ko­cha­ny. Masz sio­strę, któ­ra ma osiem lat, i bra­ta, któ­ry ma dzie­sięć, a ty bę­dziesz naj­młod­szym dzie­ciąt­kiem. (…) Je­steś mo­ją słod­ką ta­jem­ni­cą. Bę­dzie­my mie­li pro­ble­my, kie­dy do­wie się o tym twój oj­ciec, ale ro­śnij so­bie spo­koj­nie, a ja już wszyst­kim się zaj­mę. Obro­nię cię. Jesz­cze nie wiem jak, ale obro­nię cię.

Ca­rol nie do­trzy­ma­ła słowa.

Mo­je ser­ce zo­sta­ło zła­ma­ne. Ode­szła peł­na ra­do­ści pieśń o ży­ciu kształ­tu­ją­cym się i wzra­sta­ją­cym we­wnątrz mnie. Znik­nę­ły tak­że uczu­cie pod­eks­cy­to­wa­nia i ocze­ki­wa­nie. We­wnątrz mnie by­ła pust­ka. Nie by­ło ko­mu śpiewać..

Za­bi­cie wła­sne­go dziec­ka by­ło pierw­szym kro­kiem w stro­nę pie­kła na zie­mi. Ja­sno­wło­sa dziew­czy­na z San Sa­ba w Tek­sa­sie wmie­sza­ła się w in­te­res, w któ­rym moż­na by­ło za­bi­jać nie­na­ro­dzo­ne dzie­ci i ko­bie­ty. Za­kła­da­jąc, że się im pomaga.

Sprze­da­wać abor­cję in­nym, by za­po­mnieć własną

Wkrót­ce Ca­rol Eve­rett roz­po­czę­ła no­wy roz­dział w swo­im ży­ciu. By­ło to w ro­ku 1974, rok po le­ga­li­za­cji abor­cji w USA. Po­nie­waż pra­co­wa­ła ja­ko sprze­daw­ca ar­ty­ku­łów me­dycz­nych, zna­ła wie­lu le­ka­rzy. Wie­dzia­ła, ja­kie mie­li po­trze­by i po­tra­fi­ła z ni­mi roz­ma­wiać. pew­ne­go dnia szef fir­my, dla któ­rej pra­co­wa­ła, za­py­tał, czy zna i mo­gła­by mu po­le­cić ja­kie­goś abor­cjo­ni­stę. Ca­rol na­tych­miast za­dzwo­ni­ła do le­ka­rza, któ­ry – wte­dy jesz­cze nie­le­gal­nie – do­ko­nał abor­cji jej dziec­ka. Wkrót­ce za­czę­ła za­ra­biać na sprze­da­wa­niu tzw. za­bie­gów. Szyb­ko jej ce­lem sta­ło się zdo­by­cie po­zy­cji naj­waż­niej­szej ko­bie­ty w biz­ne­sie aborcyjnym.

Mia­łam trzy­dzie­ści lat, by­łam ko­bie­tą nie­za­męż­ną i ży­łam w sa­mym środ­ku re­wo­lu­cji sek­su­al­nej roz­pę­ta­nej przez ruch wy­zwo­le­nia ko­biet. Otwar­cie roz­ma­wia­ły one ze so­bą o nie­spra­wie­dli­wo­ści, ja­ka pa­no­wa­ła w świe­cie zdo­mi­no­wa­nym przez męż­czyzn, któ­rzy do­strze­ga­li ko­bie­ty ja­ko słab­sze od sie­bie jed­nost­ki. Twier­dzi­li, że cha­rak­te­ry­stycz­ną ce­chą na­szej płci jest sła­bość emo­cjo­nal­na, któ­ra nie po­zwa­la nam wy­gry­wać. Mia­łam wie­le do prze­ka­za­nia ko­bie­tom i by­łam w sa­mej czo­łów­ce gry, któ­rą pro­wa­dzi­ły. Sta­łam na pro­gu cze­goś no­we­go i prze­ra­ża­ją­ce­go swym roz­ma­chem. By­łam tak­że sa­mot­na, nie­zdol­na do za­an­ga­żo­wa­nia się w związ­ki z męż­czy­zna­mi czy ko­bie­ta­mi. Prze­ży­wa­łam kry­zys toż­sa­mo­ści, wal­cząc o to, aby być kimś – kim­kol­wiek, tyl­ko nie oso­bą, ja­ką byłam. (…)

Mia­ło być tak, jak­bym ni­gdy nie mia­ła abor­cji i jak­bym za­po­mnia­ła o bó­lu, któ­ry wy­cier­pia­łam ja­ko ofia­ra. (…) By­łam fe­mi­nist­ką, ci­chym człon­kiem gru­py ko­biet, któ­re pod­da­ły się aborcji.

Ca­rol wie­le ra­zy pod­kre­śla, że klu­czem jej suk­ce­su sta­ły się po­zo­ro­wa­ne przy­jaź­nie z czo­ło­wy­mi, ame­ry­kań­ski­mi feministkami:

Plan, któ­ry przy­ję­li­śmy, wy­ma­gał ode mnie otwie­ra­nia ośrod­ków w tych mia­stach, któ­re nie po­sia­da­ły kli­nik abor­cyj­nych. Zwy­kle by­ły to kon­ser­wa­tyw­ne re­jo­ny, w któ­rych nie po­zwo­lo­no by na ich otwo­rze­nie. Ła­two mi przy­szło od ra­zu za­brać się do pra­cy. Do bu­do­wa­nia sie­ci Ad­vi­so­ry Re­fer­ral Cen­ters za­czę­łam wy­ko­rzy­sty­wać wszel­kie zdo­by­cze ru­chu fe­mi­ni­stycz­ne­go. Chuck po­słu­gi­wał się przy tym kil­ku­na­sto­ma gło­śny­mi na­zwi­ska­mi ko­biet fe­mi­ni­stek. To by­ło zu­peł­nie na­tu­ral­ne po­wią­za­nie dla na­sze­go interesu.

Do­la­ry, do­la­ry, dolary

Tym, co Ca­rol ku­si­ło naj­bar­dziej, by­ła wi­zja za­ro­bie­nia nie­wy­obra­żal­nych sum pie­nię­dzy. Sprze­da­wa­nie abor­cji by­ło dla niej prze­pust­ką do zdo­by­cia for­tu­ny. Jak sa­ma o so­bie mó­wi, w oczach świe­ci­ły jej jed­no­do­la­rów­ki. Po­nie­waż jej wy­na­gro­dze­nie by­ło uza­leż­nio­ne od licz­by wy­ko­na­nych abor­cji, wy­ko­rzy­sty­wa­ła swo­ją wie­dzę mar­ke­tin­go­wą do jak naj­lep­szej re­kla­my za­bi­ja­nia po­czę­tych dzie­ci. Gdy roz­po­czę­ła swo­ją pra­cę, w kli­ni­ce wy­ko­ny­wa­no mniej niż 150 abor­cji mie­sięcz­nie. Dzię­ki jej sta­ra­niom w nie­dłu­gim cza­sie licz­ba ta zwięk­szy­ła się do 400. I ro­sła dalej.

(…) chcia­łam w cią­gu ro­ku za­ro­bić mi­lion do­la­rów. Aby osią­gnąć to, cze­go obo­je [Ca­rol i Ha­rvey, abor­cjo­ni­sta – przyp. red.] pra­gnę­li­śmy, mu­sie­li­śmy otwo­rzyć pięć kli­nik, aby wy­ko­ny­wać czter­dzie­ści ty­się­cy abor­cji rocznie.

Ca­rol by­ła już nie tyl­ko „zwy­kłym pra­cow­ni­kiem”, ale głów­nym me­na­dże­rem abor­cyj­ne­go biz­ne­su, od­po­wie­dzial­nym za tzw. cen­tra re­fe­ren­cyj­ne. By­ły to miej­sca, w któ­rych ko­bie­ty mo­gły wy­ko­nać dar­mo­we te­sty cią­żo­we i uzy­skać po­ra­dy. Owe „po­ra­dy” by­ły za­zwy­czaj za­chę­tą do abor­cji. By za­ra­biać wię­cej i wię­cej, kli­ni­ki za­czę­ły wy­ko­ny­wać rze­ko­me abor­cje u ko­biet, któ­re w ogó­le nie by­ły w cią­ży! Z in­spi­ra­cji Ca­rol po­więk­szy­ły też za­kres „usług” o za­bi­ja­nie dzie­ci w dru­gim try­me­strze cią­ży (Z po­wo­du wy­ko­ny­wa­nych przez nas jed­no­dnio­wych, dru­go­try­me­stral­nych za­bie­gów za­czę­ły nas na­wet po­le­cać in­ne kli­ni­ki abor­cyj­ne.) Gra­ni­ca ta płyn­nie się prze­su­wa­ła i wkrót­ce abor­cjo­ni­ści za­bi­ja­li na­wet sze­ścio­mie­sięcz­ne dzie­ci po­czę­te, któ­re przy wspar­ciu me­dy­cy­ny by­ły­by zdol­ne do sa­mo­dziel­ne­go ży­cia po­za or­ga­ni­zmem matki.

Wła­ści­cie­le kli­nik zle­ca­li w pra­sie dru­ko­wa­nie ku­po­nów z 10-pro­cen­to­wą zniż­ką na abor­cję. Żar­to­wa­li, że gdy­by ko­bie­ta przy­nio­sła kil­ka­na­ście ku­po­nów, mu­sie­li­by jej jesz­cze za­pła­cić za za­bi­cie jej dziecka…

Za­śle­pio­na pie­niędz­mi mat­ka wcią­gnę­ła do abor­cyj­ne­go biz­ne­su tak­że swo­ją 14-let­nią córkę.

Po­ka­zy­wa­łam jej, jak ra­dzić so­bie z dziew­czę­ta­mi, któ­re przy­cho­dzi­ły do kli­ni­ki, jak na­ma­wiać ko­bie­ty do usu­nię­cia cią­ży. By­ła w tym na­praw­dę dobra.

Ca­rol przez ca­ły czas cho­dzi­ła do ko­ścio­ła bap­ty­stów, pła­ci­ła dzie­się­ci­na ze swo­ich do­cho­dów, a w szaf­ce w kli­ni­ce trzy­ma­ła Bi­blię. Mo­dli­ła się, ale za­wsze by­ła to mo­dli­twa o to, by w biz­ne­sie nie by­ło żad­nych kom­pli­ka­cji. Te za­czę­ły się zda­rzać co­raz czę­ściej. W cią­gu sze­ścio­let­nie­go za­an­ga­żo­wa­nia w prze­mysł abor­cyj­ny, w kli­ni­kach, z któ­ry­mi zwią­za­na by­ła Eve­rett, zmar­ła jed­na ko­bie­ta, a 19 zo­sta­ło po­waż­nie oka­le­czo­nych, w tym 15-let­nia dziew­czy­na, któ­rej le­karz prze­bił ma­ci­cę. Ca­rol mó­wi­ła wte­dy – naj­waż­niej­sze, że­by ro­dzi­na nie wnio­sła oskar­że­nia. A naj­le­piej, gdy­by o nie­uda­ną abor­cję ob­wi­nia­li sie­bie na­wza­jem a nie klinikę.

Prze­mia­na

Ca­rol Eve­rett na­wró­ci­ła się pod wpły­wem spo­tkań z pa­sto­rem. Zmie­ni­ła swo­je ży­cie. Do­świad­czy­ła uzdro­wie­nia ja­ko mat­ka dziec­ka, któ­re­mu po­zwo­li­ła ode­brać ży­cie. Swo­ją nie­na­ro­dzo­ną có­recz­kę na­zwa­ła Heidi.

He­idi, ko­cham cię i tę­sk­nię za to­bą ca­łym ser­cem. Pra­wie nie mo­gę się do­cze­kać, kie­dy uści­skam cię i przy­łą­czę się do cie­bie w na­szym do­mu w niebie.

I jesz­cze: Wiem, że w tej chwi­li Bóg chce po­słu­żyć się mo­im ży­ciem do zwal­cza­nia abor­cji. chcę po­móc świa­tu usły­szeć płacz nie­na­ro­dzo­nych dzie­ci, wo­ła­ją­cych: „Po­zwól­cie mi żyć!”.

Cy­ta­ty po­cho­dzą z książ­ki Ca­rol Ever­ret i Jac­ka Sha­wa, dzię­ki któ­re­mu się na­wró­ci­ła pt. „Pie­nią­dze spla­mio­ne krwią. Jak wzbo­ga­ci­łam się na pra­wie ko­biet do wyboru?”

Mag­da­le­na Guziak-Nowak

Udostępnij
Tweetnij
Wydrukuj